Nie stygną emocje wokół konfliktu w Operze Bałtyckiej. Z załogą jeszcze dziś spotka się marszałek województwa Mieczysław Struk.
O konieczności zorganizowania spotkania marszałka województwa Mieczysława Struka z załogą Opery Bałtyckiej zdecydowały wyniki przeprowadzonego w zeszły czwartek na terenie placówki referendum strajkowego. Z 260 pracowników udział w nim wzięło 175 osób. Większość z nich opowiedziała się wówczas za rozpoczęciem strajku.
W sporze zbiorowym z dyrekcją placówki o 30-procentowy wzrost płacy zasadniczej Komisja Zakładowa NSZZ Solidarność pozostaje od 2014 roku. Zdaniem związkowców, po tym, jak stery w operze objął Warcisław Kunc, sytuacja finansowa artystów jeszcze bardziej się pogorszyła.
Członkowie załogi są coraz bardziej zbulwersowani. Od września część z nas zarabia jeszcze mniej niż dotychczas. A wszystko dlatego, że nowy dyrektor zrezygnował z norm zerowych - mówił w październiku na naszych łamach Krzysztof Rzeszutek, artysta chóru, członek KZ NSZZ Solidarność w Operze Bałtyckiej.
Normy zerowe obowiązywały za czasów poprzedniego dyrektora placówki - Marka Weissa i oznaczały, że poza pensją zasadniczą, ok. 2200 zł, artyści otrzymywali dodatkowe pieniądze za każde wyjście na scenę.
Równolegle ze sporem dotyczącym podwyżek, toczą się w Operze Bałtyckiej działania zmierzające do odwołania obecnego dyrektora placówki - Warcisława Kunca. Wniosek w tej sprawie, podpisany przez wszystkie związki zawodowe w operze trafił na biurko marszałka na początku listopada.
Obie kwestie mają zostać poruszone w czasie dzisiejszego spotkania marszałka z załogą opery.
Wiele już teraz jednak wskazuje, że do porozumienia dojść będzie ciężko. Jak informują nas związkowcy, o ile w kwestii podwyżek są gotowi zweryfikować, a nawet obniżyć swoje żądania i tym samym, wypracować kompromis, to w kwestii odwołania dyrektora zamierzają iść w zaparte. - Moim zdaniem pan dyrektor w ogóle nie powinien kierować instytucją artystyczną. Jego dotychczasowe działania są niezgodne z prawem pracy i regulaminami opery - twierdzi Krzysztof Rzeszutek.
- Spór zbiorowy i wysokość naszych uposażeń nie są dziś dla nas największym problemem. Największym problemem jest dyrektor - dopowiadają związkowcy. - Jesteśmy w stanie zmniejszyć swoje żądania, byleby rozwiązać problem z dyrektorem.
Mimo tych zapewnień, dobrej woli wśród związkowców marszałek Struk nie widzi. Ich zachowanie nazywa próbą szantażu, a położenie opery ocenia jako krytyczne. - Środowe spotkanie w Operze Bałtyckiej będzie dla mnie bardzo ważne przede wszystkim dlatego, że spotkam się - mam nadzieję - z całą załogą tej instytucji, nie tylko ze związkami zawodowymi, które od miesięcy eskalują swoje nierealistyczne żądania, próbując przejąć władzę w operze, a de facto destabilizując i anarchizując tę instytucję. Służy również temu ostateczny argument, z którym związki przyjdą na spotkanie ze mną - wynik referendum, pozwalający ogłosić strajk. Traktuję to jako rodzaj szantażu, przed którym nie mogę się ugiąć - komentuje marszałek województwa, Mieczysław Struk. - W środę będę chciał uzmysłowić załodze Opery sytuację, w jakiej się znalazła. A jest to sytuacja głębokiego kryzysu. Opera grała bardzo mało (w tym roku - 4 miesiące przerwy), publiczność odpłynęła, dotacja w większości idzie na pensje. Tak dalej być nie może, nie takiej opery potrzebujemy. Tymczasem związki nie chcą przyjąć tych realiów do wiadomości, rozmawiając z profesorem Kuncem tak, jakby był on dyrektorem Covent Garden czy La Scali. Przykro mi, nie mamy takich możliwości. Musimy wrócić do naszych, gdańskich realiów i konstruktywnie szukać odpowiedzi na pytania: Czy w Gdańsku w ogóle jest możliwy i potrzebny teatr operowy, a jeśli tak to w jakim kształcie? A te realia są znane: wysokość dotacji i osoba dyrektora instytucji. O wszelkich innych kwestiach możemy spokojnie dyskutować. O wyjściowych realiach - nie! - dodaje.
Przypomnijmy, że z inicjatywy związkowców kontrolę w Operze Bałtyckiej prowadzi od zeszłego tygodnia inspekcja pracy. Jej wyniki powinniśmy poznać w ciągu kilku najbliższych dni.