Marta Krajewska: Mam kontrakt na trzy lata, więc na pewno zostaję w Developresie Rzeszów
- My też chciałyśmy załatwić batalię z ŁKS-em w dwóch meczach, a nie rozdrabniać się na trzy - mówi Marta Krajewska, rozgrywająca Developresu Rzeszów. "Rysice" w poniedziałek uległy ŁKS-owi Łódź u siebie 0:3 i aby przedłużyć swoje szanse na awans do finału Tauron Ligi muszą wygrać w piątkowym meczu w Łodzi.
Fatalnie zaczęła się dla was batalia z ŁKS-em Łódź o finał Tauron Ligi...
Mam nadzieję, że takie mecze nam się nie powtórzą, mecze kiedy niemal wszystkie nie mamy dyspozycji w ataku. Liczymy na to, że w Łodzi będziemy w ofensywie o wiele bardziej napierały na przeciwnika. Myślę, że następne dwa spotkania będą skutkowały naszą wygraną, bo gdy gramy swoje, to gramy o wiele lepszą siatkówkę. Dziewczyny z Łodzi bardzo napierały, bardzo im zależało na wygraniu meczu. Tak to jest, kiedy jeden zespół ma dzień konia, a drugiemu nic nie wychodzi.
Co było przyczyną tak zdecydowanej porażki w Rzeszowie?
Rywalki miały nas bardzo dobrze rozpisane w bloku i naszym dziewczynom ciężko było się przebić przez wysokie środkowe i wysokie skrzydłowe. Na następny mecz może obejmiemy inną taktykę, jeśli chodzi o atak. Może będzie moja inna dystrybucja. Jeśli zagramy swoją siatkówkę, na normalnym naszym procencie efektywności ataku, to damy radę.
Presja będzie ogromna. Teraz nie mam miejsca na pomyłkę...
Każdy mecz, kiedy jest presja, kiedy musimy wygrać, wpływa na nas dobrze. Dziś też była presja, bo chciałyśmy to załatwić w dwóch spotkaniach, a nie rozdrabniać się na trzy. Myślę, że to nas zmotywuje i wygramy.
Dla pani to pierwsze mecze o tak dużą stawkę. Jak sobie pani z radzi z emocjami?
Myślę, że dobrze sobie z nimi radzę. Opanowałam stres i dobrze czułam się fizycznie. Zabrakło niuansów, małych elementów, bo raz przegrałyśmy na przewagi i dwa razy do 23. To niewiele.
Wygrana w Łodzi może przedłużyć wasze szanse na finał, ale też poprawi nieco humor na święta...
Bardzo na to liczymy, bo też chcemy w dobrych humorach spędzić okres wielkiej nocy. Wiadomo, nie liczymy na jakieś wolne w te dni, bo grafik meczowy jest bardzo napięty, ale jeśli będzie to choćby jeden dzień wolnego, to fajnie byłoby, żeby był dobry humor. Z uśmiechem pomalować pisanki z synkiem, a na pisankach piłki siatkowe.
Trudno pani godzić opiekę nad synkiem z profesjonalnym sportem?
Ciężko jest, nie ma co. Chciałabym być więcej w domu, cały czas uczestniczyć w dorastaniu synka, ale są wyjazdy, są treningi, nieraz dwa razy dziennie, po których jesteśmy bardzo zmęczone. Jeżeli jednak chce się zapewnić synkowi dobry byt, to trzeba popracować.
Ostatni pytanie dotyczy następnego sezonu. Zostaje pani w Rzeszowie?
To bardzo proste pytanie, bo od początku mówiłam, że kontrakt jest na trzy lata, więc na pewno dwa najbliższe zostaję tutaj. Cieszę się, że mam stabilną sytuację, również ze względu na synka, który nie będzie musiał znów się przeprowadzać.