W piątek 25 marca do kin trafi film „Marzec '68” w reżyserii Krzysztofa Langa, scenariusz napisał kielczanin, Andrzej Gołda. Nasz scenarzysta opowiedział nam o kulisach powstawania filmu
Zobaczcie zwiastun filmu Marzec'68
Pamiętasz, kiedy, w jakich okolicznościach powstał pomysł na ten film?
Dwa lata temu mój przyjaciel Krzysiek Lang zaproponował mi napisanie scenariusza o marcu ‘68. Pewne pomysły fabularne nasunęły mi się od razu. Po pierwsze: głównymi bohaterami muszą być ludzie bardzo młodzi, para zakochanych jak Romeo i Julia czy może bardziej jak w „Titanicu”. Czysta niewinna miłość, która zderza się z górą lodową brudnej polityki i ludzkiej nikczemności. Ta idea pojawiła się od razu, potem przyszła pora na jej rozwijanie, dokumentowanie, zbieranie informacji.
Skąd u Krzysztofa Langa zainteresowanie tym tematem?
On jest z pokolenia, które zostało ukształtowane przez wydarzenia marcowe. W tym czasie był uczniem maturalnej klasy liceum Gottwalda, skąd wywodziła się większość przywódców buntu studenckiego w Warszawie. Wielu jego przyjaciół, znajomych pochodzenia żydowskiego musiało opuścić Polskę. Opowiedział mi wiele dramatycznych historii a pierwowzorem głównej bohaterki, Hani, jest jego „przyszywana” siostra, która przyleciała na premierę z Genewy i była bardzo poruszona tym, co zobaczyła. Chociaż to nie jest to film o niej. Bohaterowie są fikcyjni jednak prawie wszystkie sytuacje pokazane w filmie są prawdziwe, utkane z relacji i wspomnień innych ludzi.
W przeciwieństwie do Langa, ty nie brałeś udziału w studenckim buncie…
Byłem wtedy dzieckiem i nic z tych wydarzeń do mnie nie docierało. Zresztą starcia studentów z milicją miały miejsce w ośrodkach akademickich, a prasa, radio i telewizja w ogóle o tym nie informowały. Potem były wiece poparcia dla Gomułki. W Kielcach spędzano ludzi na plac Wolności, ale generalnie niewiele się o tym wiedziało. O marcu 68 nie uczy się w szkole i młodzi ludzie, rówieśnicy moich bohaterów, nie mają pojęcia o tamtych okropnych czasach. Wiem już, że wielu z nich, po obejrzeniu filmu, zainteresowało się tematem, przegląda Internet.
Kiedy zbierałeś materiały do filmu zaskoczyło cię coś?
Przede wszystkim materiałów źródłowych jest stosunkowo niewiele a starałem się przeczytać wszystkie książki, artykuły, wspomnienia. Rozmawiałem z uczestnikami tamtych wydarzeń. Zdążyłem nawet porozmawiać z Janem Lityńskim, jednym z przywódców Marca, tuż przed jego tragiczną i niezwykłą śmiercią związaną z ratowaniem tonącego psa. Sporo wiedziałem, bo interesuję się historią, jednak pewne informacje były dla mnie szokujące. Myślę, że widzowie odczują te same emocje oglądając film.
Wasi bohaterowie nie są przywódcami marcowego buntu…
Nie, to zwyczajni młodzi ludzie trzymający się z dala od polityki. Poznają się na premierze „Dziadów” w reżyserii Dejmka, jest listopad 1967 roku. To jest miłość od pierwszego wejrzenia, obserwujemy, jak rozkwita i pięknieje. Żadnego zagrożenia, całkowita beztroska. Nie tak jak u Romea i Julii, których rodziny stoją po przeciwnej stronie barykady. I nagle… porażające jest to, co się dzieje potem, ta groza, która narasta. To jest poruszające także w kontekście tego, co się rozgrywa teraz za naszą wschodnią granicą. Miesiąc temu ludzie żyli tam tak jak my, chodzili do pracy, do kina, na spacery i nagle cały świat im się zawalił. W marcu 68 także wielu ludziom runął świat. Szacuje się, że do wyjazdu z Polski zmuszono wtedy 55 tysięcy osób. Było to brutalne wypędzenie i ograbienie z dorobku życia, z zawodowych planów, marzeń. Nasz film to przede wszystkim poruszająca opowieść o miłości, ale próbujemy także pokazać mechanizm i ludzi, którzy stoją za tamtymi dramatami i tragediami: nikczemnych polityków, którzy słuszne protesty młodzieży w obronie mickiewiczowskich „Dziadów”, wolności i demokracji wykorzystują do próby przejęcia władzy.
Możesz powiedzieć, jak wyglądała praca nad scenariuszem, powstało kilka jego wersji?
Moim zdaniem najbardziej ekonomiczną formą pisania scenariusza jest przygotowanie treatmentu czyli obszernego streszczenia całej historii. Zawiera on wszystkie sceny, postaci, emocje i kluczowe kwestie dialogowe. Od tego zaczynam i to wymyślanie zajmuje mi najwięcej czasu. Jeśli treatment zostanie zatwierdzony to pozostaje już tylko przyjemność rozpisywania go w dialogach, didaskaliach.
Pierwsza wersja scenariusza powstała bardzo szybko. Potem oczywiście były jakieś zmiany, ale nie tak zasadnicze, jak bywa czasem, że powstaje wiele znacznie różniących się od siebie wersji. Film był kręcony w czasach pandemii więc zdjęcia były przerywane z powodu zachorowań na planie i innych obostrzeń. Pomimo tego tempo było naprawdę imponujące jak na polskie standardy. Od pomysłu do premiery upłynęły dwa lata. „Pan T.” czekał na swoją szansę około 10 lat, „Figurant”, który też już powstał - 7 lat.
Chyba jeden z głównych powodów przewlekłości to kwestia zdobycia pieniędzy. Lang nie miał tego problemu?
To było zamówienie publiczne. Uznano, że jest to ważny temat dla polskiej kultury, tożsamości. Produkcję sfinansowała TVP i trzeba przyznać, że na żadnym etapie nie ingerowano ani w scenariusz, ani w produkcję, ani w montaż. O czystości naszych intencji i jakości końcowego efektu zaświadcza chociażby to, że patronat nad filmem objęło Muzeum Historii Żydów Polskich Polin.
Premiera już się odbyła, jakie są pierwsze reakcje?
Bardzo pozytywne. Widzowie byli poruszeni i bardzo wzruszeni, i nie były to takie kurtuazyjne pochwały jak to bywa na premierach. Jestem bardzo zadowolony, bo nasz film, choć podejmuje trudny temat, jest uczciwy, szczery. Wykorzystaliśmy w nim archiwalne materiały, w tym ubeckie filmy operacyjne co bardzo uwiarygadnia nasz przekaz. Inna sprawa, że te archiwalia: widok tych tłumów na ulicach, pałowania ludzi, przemówienia Gomułki wywołują dreszcze, z ekranu wieje grozą. Myślę, że ta opowieść naprawdę działa na emocje i nikogo nie zostawi obojętnym. Pierwszy z recenzentów napisał: „Ten film wami wstrząśnie…” . Taki był nasz zamiar.
Tak przejmujący efekt to także zasługa aktorów…
Reżyser miał ogromną intuicję obsadzając w głównej roli Ignacego Lissa, on i partnerująca mu Vanessa Aleksander rewelacyjnie zagrali, są pełni uroku i świeżości, przesympatyczni. Tworzą cudowną parę. Dlatego tak strasznie boli to, co im się później przydarza. Bardzo dobrzy w rolach rodziców są Ireneusz Czop, Mariusz Bonaszewski, Anna Radwan i Edyta Olszówka, stworzyli piękne kreacje pokazując dramaty dziejące się w jednej i drugiej rodzinie. Dodam jeszcze, że równolegle powstał serial telewizyjny – wzbogacony o wątki, których nie ma w fabule.
Od piątku film jest wyświetlany w kinach a co dalej, nad czym pracujesz?
Dwa filmy według moich scenariuszy czekają na premierę. Jeden prawie dwa lata. To komedia „Gorzko, gorzko” nakręcona przez Tomka Koneckiego. Producent nie wypuścił go w czasie pandemii, może teraz, jak nie będzie obostrzeń wejdzie do kin. Zdjęcia do drugiego filmu „Figurant” skończyły się jesienią. To opowieść o młodym esbeku, który w 1958 roku zaczyna inwigilować nowo powołanego biskupa krakowskiego Karola Wojtyłę i robi to przez następne 20 lat. Ale to nie jest film o Wojtyle. Przyszły papież jest w dalekim tle, jest pretekstem do opowieści o człowieku popadającym w coraz większą obsesję, która kompletnie niszczy mu życie. Bardzo mocna, emocjonalna osnuta na faktach historia.
Z kolej Janek Holoubek jest w trakcie zdjęć do filmu „Doppelganger. Sobowtór”. To thriller psychologiczny. Też oparty na prawdziwej historii - PRL-owskiego szpiega, tzw. „wtórnika”, który ukradł komuś tożsamość i przez sześć szpiegował w Niemczach pod tą fałszywą tożsamością - stopniowo zatracając swoją własną.
Dziękuję za rozmowę.
Kim jest Andrzej Gołda?
Dziennikarz, scenarzysta. Autor scenariuszy do seriali, m.in. „Policjanci”, „Na dobre i na złe”, „Kryminalni, „Instynkt”, „Pakt” oraz filmów fabularnych: „Piekło-niebo”, „Hania”, „Ach śpij kochanie”, „Pan T.”, „25 lat niewinności. Historia Tomka Komendy”, „Marzec 68”, „Gorzko, gorzko”, Figurant”, „Doppelganger. Sobowtór”. Laureat wielu nagród filmowych. Mieszka w Kielcach Ma 63 lata.
Marzec'68
Marzec 68 (8–23 marca 1968) – określenie kryzysu politycznego, obejmującego protesty studenckie oraz rozgrywkę polityczną w kierownictwie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, połączoną z represjami wobec obywateli pochodzenia żydowskiego, który rozpoczął się w czerwcu 1967 roku, apogeum osiągnął między 1967 a 1968 rokiem, by wygasnąć późnym latem tegoż roku.
Najważniejsze wątki tego kryzysu to ostra walka frakcyjna wewnątrz rządzącej Polską PZPR, kryzys społeczny będący skutkiem rozczarowania systematycznym kurczeniem się obszaru swobód obywatelskich i demokracji po wielkich przemianach 1956 roku, wreszcie sięgnięcie przez władze do antysemickich stereotypów i uprzedzeń, co zaowocowało największą po stalinowskich czystkach lat pięćdziesiątych kampanią antysemicką w powojennej Europie i masową emigracją resztek społeczności żydowskiej z Polski.