Tak drogo jeszcze nie było. Od 5,50 zł do nawet 7 zł trzeba zapłacić za kostkę masła. Powód? W Europie Zachodniej brakuje tłuszczu mlecznego
Na sklepowych półkach z nabiałem drożyzna. Ceny masła biją rekordy, a klienci płacą i płaczą. Za kostkę obecnie trzeba zapłacić nawet 7 zł. To, co cieszy producentów mleka, którzy zanotowali wzrost cen surowca, przeraża konsumentów.
- Taka sytuacja wynika z gry podaży i popytu - mówi Daniel Roszak, specjalista w Pomorskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Lubaniu. - Ceny mleka wzrosły o 26 procent w stosunku do ubiegłego roku. Jednak to nie do końca powinno się przełożyć na tak duży wzrost cen masła. Mamy do czynienia z 65-procentową podwyżką w stosunku do analogicznego okresu 2016 roku.
Żuławscy hodowcy bydła mlecznego już kilka tygodni temu obserwowali wzrost cen mleka. Ceny surowca w mleczarniach podskoczyły od kilku do nawet kilkunastu groszy (jeszcze w ubiegłym roku za litr mleka płacono 80 gr, wielu hodowców narzekało, że to stawka poniżej kosztów produkcji).
- Branża mleczarska rzeczywiście otrzymuje informacje, że surowca jest bardzo mało w całej Unii Europejskiej, że jest bardzo duży popyt na „czyste” mleko - mówi Andrzej Sobociński, rolnik z Żuław, członek Pomorskiej Izby Rolniczej. - Trudno powiedzieć, czym to może być spowodowane. Wcale nie jest wykluczone, że mamy do czynienia z mechanizmem spekulacyjnym, podobnie jak było kilka lat temu z cukrem i zbożem, że chodzi niejako o sztuczne wypracowanie wyższych cen.
Warto jednak przypomnieć, że jeszcze w ubiegłym roku, po uwolnieniu tzw. kwot mlecznych (limitów produkcji mleka dla hodowców z UE), rolnicy narzekali na niskie ceny surowca, poniżej kosztów produkcji. Wielu rolników zrezygnowało wtedy z tego typu produkcji rolnej.
- Jest to jedna z możliwości, choć wydaje się, że surowca jest na rynku tyle samo co w ubiegłym roku - mówi Sobociński. - Proszę też zauważyć, że wzrost cen produktów, na przykład masła, twarogów itp., który jest rzędu nawet 30-40 procent, jest znacznie wyższy niż wzrost cen surowca.
Zdaje się, że największy kryzys z surowcem mają nasi zachodni sąsiedzi. Po ubiegłorocznym krachu na rynku mleka, co skutkowało zmniejszeniem produkcji, obecnie mówi się nawet o 2-proc. spadkach w dostawie tego surowca. W przypadku masła jest to nawet 4 proc. Natomiast w Polsce dostawy mleka do mleczarni są na kilkuprocentowym plusie.
- Na rynkach zachodnich brakuje tłuszczu mlecznego - mówi Jacek Stępień, dyrektor ds. handlu w Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Radomsku. - Produkcja masła w UE spadła w okresie I-IV tego roku o 5,3 procent, to jest główny powód wzrostu cen. Rok temu tona masła na rynkach hurtowych kosztowała około 3 tysiące euro. Kiedy podskoczyła do 5 tysięcy euro, wydawało się, że to już rekord. Tymczasem teraz kosztuje prawie 6 tysięcy euro. Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że produkcja masła spadła również na rynkach poza UE, przy zwiększonym globalnym zapotrzebowaniu m.in. ze strony największego importera nabiału, czyli Chin.
Jednak nie tylko Chińczycy kupują więcej masła. Jak podkreśla Marcin Sapiński z Mlekovity, na rynku krajowym także zauważalny jest wzrost sprzedaży tego produktu. Na szczęście pojawiają się sygnały, że zbliża się kres drożyzny. Ceny zbytu przestały rosnąć.
- Krajowe ceny zbytu trzymają się w okolicach 21 złotych za kilogram, ale w pierwszym tygodniu lipca przestały iść w górę - mówi Roman Przasnyski, główny analityk Gerda Broker. - Na razie jest zbyt wcześnie, by przesądzać, czy to zwiastun definitywnego końca maślanej drożyzny, ale z pewnością jest na to nadzieja.