Masz stare meble, niepotrzebne butelki? Nie wyrzucaj ich! Przyjdź z nimi do DeKato
W katowickiej Spółdzielni Socjalnej DeKato rozmowy o meblach, ubraniach czy biżuterii z sieciówek może nie są zakazane, ale z pewnością są dużym faux-pas. Dokładnie rok temu DeKato założyła szóstka przyjaciół. Miłośników szydełkowania, szycia, renowacji starych mebli czy sztuki z górnej półki. To ludzie, którzy każdej starej rzeczy potrafią dać drugie życie.
Stare, odrapane krzesła, tradycyjne byfyje, resztki materiału z zasłon, rurki z instalacji gazowych, reflektory z traktora, niemodne płaszcze, bęben z zepsutej pralki. U Mai Hons, jednej z założycielek Spółdzielni Socjalnej, na samą myśl o tych przedmiotach zaczyna pracować wyobraźnia. – Z każdej niepotrzebnej rzeczy można zrobić coś nowego, a to co powstanie jest wyłącznie kwestią naszej wyobraźni – tłumaczy. Przeznaczenie danej rzeczy jest względne. Jeśli z czajniczka na herbatę będziemy chcieli zrobić lampkę, to czemu nie! Wystarczy wywiercić mały otworek lub przez dziubek przeprowadzić drut, dołożyć drewnianą nakładkę, wkręcić żarówkę i gotowe.
Duże możliwości twórcze ma wspomniany wcześniej bęben z pralki. W połączonym z kawiarnią showroomie DeKato, który mieści się w kamienicy przy ul. Warszawskiej 28, możemy zobaczyć jak prezentuje się jako żyrandol w miętowym kolorze. – Daje niesamowity efekt, przez setki dziurek promienie światła rozpraszają się po całym pomieszczeniu – słyszymy. Ale żyrandol, którego wykonanie polega na dociągnięciu jednego kabla, to tylko jeden z przedmiotów jakie można z niego wykonać. Bęben doskonale sprawdzi się jako grill ogrodowy, stolik do kawy czy pufa – siedzisko. Jak ją zrobić? Wystarczy dociąć płytę, oblec ją materiałem, przymocować do bębna, dokleić nóżki i gotowe. Dla wprawnych rąk rękodzielników jakieś 30 minut roboty. Laicy muszą poświęcić więcej czasu, ale w DeKato zapewniają, że każdemu się uda.
O tym, że nie ma żadnych granic w zamianie funkcji przedmiotów przekonamy się odwiedzając ich showroom. Wszystko, co jest w nim wystawione to rękodzieło. Spora część to przedmioty wykonane ze starych rzeczy. Odnowionych. Wyczyszczonych. Którym dano drugie życie. To, co zobaczymy na półkach, stolikach, na ścianach czy suficie jest na sprzedaż. Wystawiają tam swoje prace nie tylko założycie DeKato, ale również rękodzielnicy z całego województwa. Są drewniane muszki od jaworznickiego The Bow Bow Ties, czyli dwóch projektantek - Żanety Sosnowskiej i Michaliny Gwiżdż. Kolczyki, wisiory, spinki do mankietów zrobione ze mechanizmów zegarów. W zamianie części ze starych zegarów w biżuterię specjalizuje się Wiola Kurtok z Fanny&Franz. Torby ze skóry i filcu, które zaprojektowała i wykonała Patrycja Forfecka założycielka marki Departament Twórczości. Zachwycają lampy zrobione z rurek do gazu czy wody, który skręca Marcin Bober. Można wybierać ubrania, które wyszły spod ręki śląskich projektantów, m.in. od Boskiej Dekadencji. Są zabawki, torby, poduszki dla dzieci. Żyrandole z kawałków drutów, na które naciągnięto wzorzyste materiały. Ściany wypełniają obrazy i grafiki, które wyszły spod ręki Adriana Paligi czy Adama Waltera Meisnerowicza (jako jeden z pierwszych powiesił swój obraz w DeKato).
- Zależało nam, by nasi regionalni artyście mieli miejsce, w którym będą prezentowali swoje prace. Gdzie klienci będą mogli przyjść, dotknąć, przymierzyć, zobaczyć te dzieła – opowiada Hons. – Pomysł się przyjął. Z każdym miesiącem liczba wystawców jest coraz dłuższa.
Ale DeKato to też teatr dla dzieci "Oki Doki", który tworzy Natalia Kucypera, jedna z współzałożycielek DeKato. Maluchy mogą brać też udział w warsztatach lalkarskich i teatralnych. Agata Dąbrowska, kolejna współzałożycielka spółdzielni prowadzi spotkania terapeutyczne. Spółdzielnia jest też miejscem, w którym samemu można nauczyć jak „śmieci” zamienić w coś fajnego. Kilka razy w miesiącu organizowane są tam warsztaty dla dorosłych i dzieci. Rękodzielnicy uczyli już renowacji mebli, stolarki, wyplatania, bobinowania czy robienia lamp z butelek. - Co dziwne, na warsztaty stolarskie częściej przychodziły dziewczyny. Rozkładały krzesełko, czyściły je i na koniec wyplatały siedzisko. Poszło im doskonale – opowiada Maja. – Ludzie często pytają się czy mając dwie lewe ręce, jest sens przychodzić do nas. Jak najbardziej! Takie warsztaty działają niesamowicie mobilizująco. Uczestnicy uczą się od siebie, widzą, że komuś też coś nie wychodzi. Zresztą my przekonujemy, że to nie jest trudne, trzeba spróbować, uruchomić wyobraźnię – zachęca.
Maja przyznaje, że już dawno zaczęła postrzegać rzeczywistość nieco inaczej. Dla niej nic nie wydaje się tak proste. – To, że na kawałku materiału napisane jest: prześcieradło, wcale nie oznacza, że nie możemy zrobić z niego pięknego obrus czy zasłony – mówi. Ale sklepy to ostatnie miejsce, w których szuka się ciekawych przedmiotów. – Jeszcze kilka lat temu mieliśmy prawdziwe eldorado na ulicy Pawła i Wodnej w Katowicach, gdzie powstaje wydział radia i telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Większość ludzi była stamtąd eksmitowana, wyprowadzali się do nowych lokali, często dużo mniejszych. Zostawiali najróżniejsze meble – wspomina dobre czasy Maja.
Teraz głównym źródłem poszukiwania niepotrzebnych komuś przedmiotów jest internet, giełdy staroci czy magazyny firm, które zajmują się opróżnianiem mieszkań. Rękodzielnicy szukają rzeczy tanich. Takich, które można „podrasować”. Tak jak stary śląski byfyj pomalowany na niebiesko, który jest głównym meblem w showroomie. – Im starsza rzecz tym lepsza. Kiedyś wykorzystywało się naturalne materiały. Meble były z drewna z mosiężnymi dodatkami. Z paździerza niewiele uda się zrobić, można go okleić i tyle – opowiada Maja. Co sądzą o ludziach, którzy wyrzucają dobre (ich zdaniem) przedmioty i kupują w sieciówkach? – Niech każdy żyje w takiej przestrzeni jaka mu się podoba. Osobom, które wyrzucają stare przedmioty możemy wyłącznie podziękować – śmieje się.
Żal jej jedynie rzeczy, które idą do pieca. – Lepiej wystawić je na śmietnik. Komuś mogą się przydać – apeluje.
Sami sprawdziliśmy czy rzeczywiście każdy może zdobyć nowe umiejętności w DeKato. Wraz z Filipem Twarkowskim, który prowadzi warsztaty upcyclingowe, zrobiliśmy lampki z butelek. – Potrzeba do tego trochę chęci, dużo zimnej wody, wiertło do szkła i nisko napięciową wiertarka – tłumaczy Filip. Bardzo ważne jest, by woda była też w środku butelki a podczas wiercenia wiertło cały czas zanurzone w wodzie. – Wtedy nie grzeje się, gdybyśmy wiercili „na sucho” możemy je spalić lub może pęknąć butelka – wyjaśnia. Kiedy dziurka w butelce jest już gotowa czas rozpocząć drugi etap pracy. Bardzo dokładnie wysuszyć wnętrze butelki. Następnie włożyć do środka lampki. – Zawsze robimy to na włączonych lampkach. Gdyby w trakcie wsuwania ich coś się przerwało, od razu możemy je wyciągnąć. To taka opcja dla zapobiegliwych – tłumaczy Filip. Po około 10 minutach pracy zachwycająca lampka jest gotowa. Jej koszt? – 20 złotych za lampki, 10 za wiertła, które zostaną na długo, butelka może być bezcenna, jeśli mamy do niej duży sentyment – wylicza.
Już jutro na Warszawskiej ruszają podobne warsztaty. Wolnych miejsc od dawna nie ma. Osoby, które zdążyły się zapisać zobaczą jak wierci się w szkle, tnie butelki i zamienia je w lampy czy wazony. Zainteresowanie tymi warsztatami było tak duże, że DeKato przygotowało kolejną edycję 5 grudnia. Wcześniej, 3 grudnia odbędą się u nich warsztaty z sitodruku (druga edycja 18 grudnia). Z kolei 7 grudnia zaplanowali spotkanie dla rodzin z dziećmi. Podczas warsztatów maluchy nauczą się jak skarpety zamienić w kudłate pacynki. 12 grudnia odbędą się u nich ekowarsztaty dla dzieci i rodziców. 20 grudnia w pubie Absurdalna organizują Jarmark Świąteczny, czyli ostatnia okazja na zakup oryginalnych prezentów na święta.