Mayday udało się przeżyć. Inny pies miał zginąć za pół litra spirytusu...
Sądy coraz częściej skazują katów zwierząt na bezwzględne więzienie. Adam B., który bił psa rurą, usłyszał wyrok ośmiu miesięcy odsiadki.
- Sąd postrzega oskarżonego jako osobę wyzutą z uczuć wyższych. Wykazał się on brakiem szacunku dla życia, dlatego nie zasługuje na karę z warunkowym zawieszeniem jej wykonania - mówiła wczoraj sędzia Magdalena Kowalczyk. Uzasadniała wyrok, jaki sąd wydał na 54-letniego Adama B. 2 września 2015 roku w Łośnie pod Gorzowem skatował on psa swojego brata. Powiesił zwierzę na lince na drzewie i tłukł je metalową rurą. Dlaczego? Bo rzekomo miało się rzucić na znajomego Adama B. i zniszczyć mu kurtkę (w rzeczywistości suczka jest spokojna).
3 lata więzienia to maksymalna kara za znęcanie się nad zwierzęciem
Łzy w oczach opiekunki
54-letni zwyrodnialec katował psa w tak bestialski sposób, że omal go nie zabił. Zwierzę miało kilkanaście ran. W klinice weterynaryjnej zaczęło reagować na otoczenie dopiero po czterech dniach, a samo jego leczenie trwało kilka tygodni i kosztowało około 3 tys. złotych. W tzw. międzyczasie członkowie fundacji Animals, która zaopiekowała się suczką, nadali jej imię Mayday (odpowiednik sygnału SOS). Pies znalazł też nową właścicielkę, która dziś nie wyobraża sobie życia bez niego.
Sprawa skatowania zwierzęcia trafiła do sądu. Wczoraj Adam B. został skazany m.in. na osiem miesięcy bezwzględnego więzienia. W chwili odczytywania nieprawomocnego wyroku nie było go w sądzie.
- Biorąc pod uwagę to, co przeszedł ten pies, to nie jest wystarczająca kara. Kompletnie nie rozumiem wyroku sądu - mówiła ze łzami w oczach Anna Stengert, która od kilku miesięcy opiekuje się Mayday.
Innego zdania był mecenas Michał Kałużny, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, czyli fundacji Animals. Choć tydzień wcześniej, 4 kwietnia, w mowie końcowej domagał się trzech lat bezwzględnego więzienia. - To kara jak najbardziej zadowalająca i satysfakcjonująca. Kiedyś za te przestępstwa były kary z warunkowym zawieszeniem lub były umarzane - przypomniał „adwokat zwierząt” (za sprawę Mayday nie wziął ani złotówki).
Chciał zabić za alkohol
Jedną z ostatnich podobnych spraw, w których oprawca został skazany na odsiadkę bez „zawiasów”, była sprawa Piotra K. we wsi Wołogoszcz w powiecie strzelecko-drezdeneckim. W 2014 roku wuj poskarżył się mu na swojego psa, który ganiał kaczki, i poprosił o zabicie zwierzęcia. Piotr K. chwycił więc nóż, złapał psa między kolana i za pół litra spirytusu dwa razy poderżnął mu gardło. Konające zwierzę znalazł przy drodze kierowca tira. Psa udało się uratować. A Piotr K. został skazany na pół roku bezwzględnego więzienia.
- Dziś w sądach coraz częściej zapadają kary z więzieniem bezwzględnym. To cieszy. Taka kara z pewnością odstraszy potencjalnych sprawców tego typu przestępstw - dodaje mecenas Kałużny.