Była pijana i zaatakowała. Za to może spędzić za kratami nawet dwa lata. Prokuratura właśnie skierowała akt oskarżenia w tej sprawie do sądu.
Sąsiedzi mówią, że Aleksandra M. przez wódkę zmarnowała sobie życie. Bo ma zaledwie 25 lat i już bardzo poważne kłopoty z prawem. Sejneńska prokuratura oskarża ją o uszkodzenie ciała męża. Wprawdzie M. nie przyznaje się do winy, ale niewiele to zmienia. Śledczy dysponują dowodami, które wystarczają, aby sprawę kierować do sądu. A ten może skazać 25-latkę nawet na kilka lat więzienia. Tym bardziej, że oskarżona zaatakowała na oczach małego dziecka.
Pod znakiem zapytania pozostaje też kwestia dalszej opieki nad córką. Śledczy sprawdzają, czy była ona właściwie sprawowana. Jeśli nie, państwu M. mogą zostać ograniczone prawa rodzicielskie. A ich dziecko może trafić do rodziny zastępczej.
Poszło o dziecko
Aleksandra M. pochodzi z Sejn, z ubogiej, żyjącej od lat na garnuszku pomocy społecznej rodziny.
- Nikt o nią specjalnie nie dbał - opowiadają sąsiedzi. - Nie nauczył, ani jak zajmować się domem, ani rodziną. Godzinami snuła się po podwórku, od małego robiła co chciała. Szkołę wprawdzie skończyła, ale do pracy specjalnie się nie garnęła. Wolała imprezować, niż szukać zajęcia. Inna sprawa, że nie miała fachu w ręku, a w miasteczku ofert pracy jak na lekarstwo.
- Kto to słyszał, żeby matka niemowlaka od rana zaglądała do butelki! - oburzają się ludzie. - A takie sytuacje się zdarzały. Nie opiekowała się córką tak, jak powinna. Z mężem też darła koty. Kłótnie o byle drobiazg były tam na porządku dziennym. Na palcach jednej ręki można było zliczyć dni, gdy zza ścian nie dochodziły wrzaski. Nie raz mówiliśmy, że kiedyś w tym domu dojdzie do tragedii.
Nie trzeba było długo czekać. Na początku tego roku pijana Aleksandra M. wszczęła kolejną awanturę domową. A poszło o to, że nie było komu zająć się płaczącym dzieckiem. Mąż nie śpieszył się do uciszania malucha, zaś kobiecie po prostu się nie chciało. Uważała też, że jest przepracowana. Wpadła w szał, złapała za nóż kuchenny i zadała mężczyźnie kilka ciosów. Dźgała gdzie popadnie. Na ciele Adama M. - brzuchu i przedramieniu sejneńscy lekarze stwierdzili kilka ran ciętych oraz kłutych. Na szczęście, uderzenia nie były zbyt silne. Obrażenia nie zagrażały więc życiu mężczyzny. Po opatrzeniu ran sejnianin powrócił do domu.
Beata Andruczyk, psycholog z suwalskiej fundacji Ego uważa, że kobieta przypuszczalnie nie radziła sobie z emocjami. A do tego doszedł alkohol, który zniósł logiczne myślenie.
- Takie połączenie daje fatalne skutki - kwituje psycholog.
Proces po wakacjach
Napastniczka spędziła noc w policyjnej izbie zatrzymań. A gdy wytrzeźwiała, usłyszała prokuratorskie zarzuty. Wprawdzie została zwolniona do domu, ale musi meldować się dwa razy w tygodniu u dyżurnego policji. Do tego rodziną, na wniosek prokuratury, opiekuje się kurator sądowy. Aleksandra M. ma też unikać kontaktu z mężem.
- Nie wygląda na zmartwioną - mówią nasi Czytelnicy. - Chyba nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji tego, co zrobiła.
Proces w tej bulwersującej sprawie ruszy przypuszczalnie po wakacjach.