Mąż. Żona. I tajemnica spowiedzi
Gdyby Karol wytrzymał trochę dłużej i nie pękł, złapałby ich na gorącym uczynku. Prawdę mówiąc w tym małżeństwie jego serce ucierpiało mniej niż kręgosłup. Tak ocenia swój związek.
Najpierw koledzy z osiedla zaczęli mu docinać: co słychać u wikarego, jak tam w kościele, co na plebanii? Karol nie wiedział, co powiedzieć, bo za bardzo do kościoła nie chodził - przyznaje. Swoje podejrzenia skierował na starszego syna - miał wtedy 12 lat i był ministrantem. Jednak gdy żona zaczęła coraz bardziej udzielać się w kościele: a to wyjazdy z wikarym po szatki dla ministrantów, a to po jakieś ozdoby do kościoła; Karol jednak uznał, że syn ministrant to niewystarczający powód, aby koledzy z osiedla tak często pytali go o obcego faceta.
Szwagier Karola, życzliwy, solidarny po męsku, obsługiwał festyny, które odbywały się na plebanii. Kiedyś mu powiedział na osobności: uważaj na wikarego. Dlaczego wtedy Karolowi nie przyszło do głowy, aby zapytać, o co mu chodzi? Teraz też nie wie. Może dlatego, że z żoną Kamilą żyli tak trochę obok siebie. Prawie nie było go w domu. Rano do straży, wieczorem na budowę nowego domu. Stary był za mały; ale wikary był coraz częstszym gościem w tym za małym domu. Zwłaszcza pod nieobecność Karola. Początkowo miał o tym nie wiedzieć. I choć jego siostra wiedzę miała pełną - że Kamila pisze z wikarym SMS-y, wyjeżdża na zakupy i planuje wakacje we Włoszech w zaprzyjaźnionym klasztorze - solidarnie, po kobiecemu milczała jak grób. Na pewno nie dlatego, że na wakacje miała za darmo jechać cała rodzina. Siostra Karola zna wagę tajemnicy. I przyjaźni, w której nie gra się na dwa fronty.
O wyjazdach z wikarym wiedziała też teściowa Karola. I aby chronić delikatną konstrukcję emocjonalną córki mówiła: Kamila, ty się w ogóle nie bój, jedź. A jak Karol będzie pytał, gdzie jesteś, powiem, że u mnie.
Raz zaszła sytuacja nietypowa. Wikary obiecał załatwić Kamili pracę. Może to z powodu niedowierzania albo jakiejś nagłej lękliwości przed nowym wyzwaniem Kamila zapragnęła asysty. Poszła więc na plebanię z siostrą Karola. Był alkohol, kilka osób, na stole uczta. Kamila wyszła do innego pomieszczenia i tam z wikarym omawiali szczegóły nowej pracy. Dość długo. Może za krótko, bo nic z tego zatrudnienia jednak nie wyszło. Niewykluczone też, że ta praca Kamilii się nie opłacała. Tak przynajmniej twierdziła po powrocie do domu. To jeszcze Karol rozumiał. Po co ma pracować, skoro on zarabia tak dużo, że wystarcza na dostatnie życie? Nie rozumiał jednak, że nagle zaczęła pisać SMS-y z drugiego telefonu. A że nie jest wścibski, pozostawił to nierozumienie na kolejne tygodnie. Losowi. Gdy jednak los nie przyniósł odpowiedzi, Karol postanowił mu pomóc.
- Podsłuch za 50 zł kupiłem na allegro, taki wielkości pendriva - wyjaśnia i mówi, że kupił po raz pierwszy w życiu. - Włącza się, gdy usłyszy głos - 4 do 8 giga nagrań.
Czego się dowiedział z tych rozmów? Zwierzała się koleżance, że wikary nie ma dla niej czasu, że nie pisał SMS-ów, gdy wyjechał do Włoch. Powiedziała mu też, że już jednego takiego frajera miała, który był niesłowny. I więcej takich nie chce. Po tych słowach Karol poczuł się rozdwojony. Bo nawet dobrze, że jednak o nim pamięta, ale niesłowność byłby w stanie łatwo wytłumaczyć ciężką pracą, która doprowadziła go nie tylko do dyskopatii zakończonej operacją, ale i do nawyku powiększania konta dla dobra rodziny. Tymczasem żona na podsłuchu mówi, że chciałaby się częściej spotykać z wikarym, pójść na spacer, coś zjeść, bo na razie, to ona nie ma z tego związku żadnych korzyści.
Musiał to przemyśleć. Minęły dwa tygodnie. W niedzielę pękł i rzucił do żony: wiem wszystko! Żałuje, że nie wytrzymał dłużej, bo wtedy złapałby ich na gorącym uczynku.
- Błagała mnie: nie rób nic księdzu - mówi chłodno. Już może być chłodny. Od sprawy minęły trzy lata. Dzieci były świadkami. - Mały miał 3 lata, wszystko słyszał, ale zachowywał się tak, jakby był w innym miejscu. Starszy powiedział, że jesteśmy jak zwierzęta i lepiej już, żebyśmy się rozwiedli, niż tak się traktowali. No, miał rację. Ona strasznie krzyczała, że odbierze sobie życie. Chcesz się rozwieść? - pytam. Ona, że tak. A ja? Milczałem. Bo ja chyba nie umiałem o tym rozmawiać.
Mieli 240 000 złotych na wspólnym koncie. Poszła do banku, złożyła dyspozycję i przelała te pieniądze na swoje nowe konto. - Zaglądam na konto, pieniędzy nie ma - oblał go zimny pot. - Powiedziała, że da mi połowę, gdy zgodzę się na rozwód bez orzekania o winie.
Zgodził się. Dostał połowę.
- Głupi byłem - mówi. - Jakoś po paru dniach jej się zmieniło. Powiedziała, że koniec z wikarym. Chce się wycofać z romansu. Obiecała poprawę. - Proboszcz parafii zaczął biegać do mojej siostry, potem do rodziców i wypytywał, co się dzieje. Raz przyszedł do mnie wikary, gdy miałem służbę w straży. Przyszedł przeprosić, że to już się nigdy nie powtórzy, zapewnił. „Jestem tylko człowiekiem” - powiedział. Ale powtórzyło się. I to nie raz. Ona i on byli mi już obojętni. Nie załamałem się, nie wpadłem w alkoholizm, nie miałem czasu, kończyłem budowę. To znaczy, żeby nie myśleć, myślałem o cegłach.
Żył. Musiał uważać, bo prowokowała. Jest pewien, że pani adwokat powiedziała jej dokładnie, jak ma prowokować, a jak jej coś zrobi, to ma wezwać policję. I przyjechała policja. Trzy razy interweniowali.
Pierwszy raz. Wrócił po 18. Nie kupił synowi doładowania za 20 zł. - Krzyczy i krzyczy o tę kartę - pamięta ją. Była jak demon. - W pewnym momencie mówi: Jak ku...nie potrafisz kupić karty, to ja cię zaraz wypier... z domu. I tak przy dzieciach. Spojrzałem na nią, złapałem za rękę i wyprowadziłem na balkon. Zamknąłem. Trzeba było widzieć, co się działo. Wrzask na całe osiedle, telefon, policja.
Drugi raz chciał wziąć syna, ale się nie zgadzała. I tak wziął. Przecież to też jego syn. Wezwała policję.
Swobodnie się żyło, jak były pieniądze. Tak 15 lat pracował, byli razem 22 lata. - Wolałem być poza domem, a nie słuchać tych wrzasków - nie miał pretensji, że ma romans, bo to się zdarza. Ale że kłamała, oszukiwała. Tego u ludzi nienawidzi.
Wyprowadził się po rozwodzie i podziale majątku. Wikary został przeniesiony do innej parafii pod Toruniem. Teraz jest tam proboszczem.
Karol nie mówi, że nie popełnił błędów. Wie, że nie ma świętych ludzi. Za bardzo zaangażował się w pracę, ciągłe przeprowadzki - Toruń - Brzozówka - Lubicz - Toruń. Ale fajnie było mieć pieniądze, spokojnie sobie żyć, człowiek inaczej się czuje, gdy jest zapas gotówki. - Chciałem sprostać jej oczekiwaniom. Może ona miała inne? - zrozumiał, że pieniądze szczęścia nie dają. - Banał, ale dla mnie na nowo odkryta prawda. Teraz zostały mi tylko dzieci. Rok już ich nie widziałem. Nie odbierają ode mnie telefonów. Zabawki są u mnie. I tak czekam na tej stercie zabawek.
Z całej tej historii ma taką refleksję:
- Mężczyźni rozmawiają zupełnie inaczej, są wspólne tematy, nie ma tych dziwnych emocji, raz tak, raz siak. Jak mam się męczyć, to w ogóle nie będę się odzywał. Nie mogłem znieść awantur. Chciałem uciec.
Najpierw Kamila nie rozumie intencji byłego męża. - Podawanie dzieci do sądu? On robi z siebie ofiarę?! Jaki romans z księdzem?! - krzyczy, ale cichnie powoli. Panuje nad złością. Jej zdaniem chodzenie do gazety z osobistymi sprawami świadczy o byłym mężu, który zawsze wolał rozmawiać przez pośredników. Najpierw pośrednikiem był dyktafon, potem policjant, a teraz dziennikarz. Ale obelg Kamila więcej nie zniesie, podobnie jak dość ma strachu przed Karolem. Dlatego decyduje się opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Tylko tak odzyska siłę.
- Nie chodzi o dzieci, on chce się zemścić - jest pewna. - Ja nie miałam się z nim rozwieść. Miałam wychowywać dzieci i siedzieć cicho, bo ludzie tak żyją. To samo powiedziała mi w twarz jego matka. Nie umiałam tak żyć. Chciałam mieć prawdziwą rodzinę. Taką, gdzie jest miłość i przyjaźń.
Wstydził się z nią iść na spacer. Syn, ministrant, raz mu mówi: tata, jedziemy na rowery, mama taka ładna. A on: wiesz, synek, to kwestia gustu - Kamila pamięta, jak ją zabolało. Aż w skroni.
- Chciał mieć rodzinę na pokaz: żona, dom, samochód, a na boku kochanka. Żebym ja się na to zgodziła. Jaka kochanka? To nie powiedział?! Sąsiadka! Poszedł z sąsiadką. Jej mąż przyszedł i powiedział, że mam uważać, bo zostanę z ręką w nocniku. 5 lat ratowałam to małżeństwo, sędzia popukała się w głowę. Kobiety wytrzymują pół roku - była w ósmym miesiącu ciąży, gdy się wydało. - Zgadzałam się na wszystko, ale ludzie otworzyli mi oczy, że nie można tak żyć. A teraz nie może mi wybaczyć, że ja sobie układam życie. Całe osiedle mówi o mnie, to co on rozgłosił. Chciałby, żeby mnie spalili na stosie, jak czarownicę.
Podjeżdża pod dom i pierwsze co robi, to nagrywa ją telefonem. - I śmieje się ze mnie - Kamila płacze. - Potem jedzie na komisariat, dzwoni do swojego syna, aby udowodnić policji, że syn nie odbierze. Wiadomo, że nie odbierze, bo wie, że ojciec jest na komisariacie. Woli szpiega, który mu o nas donosi niż 16-letniego syna, który ma średnią 5.0. Co on o nim wie? Nawet nie zna jego kolegów! To jest tak wspaniałe dziecko, wystarczy, aby z nim dobrze żył. A on, gdy dzieci nie chciały jechać na wakacje z nim i jego kochanką, wybrał kochankę.
Syn powiedział: ja nie usiądę do stołu z kobietą, którą ojciec miał, gdy byłaś w ciąży. To go nie zabrał. - Nigdy nie pyta o starszego syna, jakby go nie lubił - Kamila nie może się z tym pogodzić. - Pyta tylko o młodszego. Puszczałam dzieci na święta, a za miesiąc dostawałam wezwanie o ustalenie świąt. On ze mną nie rozmawia, on włącza: „nagraj”. To nagrywanie jest takie upokarzające.
Czym jest dla niego? Jest wykończony. Nie ma o czym z nią rozmawiać. Bo ona nie słucha, aby zrozumieć. Od razu chce odpowiedzieć. No to niech słucha samej siebie na nagraniu. Sprawa skończy się w sądzie.
Jej wersja?
- Jestem u kresu sił. Ja bym ten dom sprzedała, pojechała jak najdalej, ale dzieci nie chcą. To jest ich dom rodzinny. Dzieci, które nie były nigdy u psychologa. Dwa lata przygotowywałam je na to, aby zamieszkał ze mną inny mężczyzna. I one się zgodziły. Jego córka straciła matkę, mówi do mnie mamo. A on? Żeby choć raz porozmawiał. Żeby choć raz powiedział: wyłączę ten dyktafon. Porozmawiajmy.
PS. Imiona bohaterów zostały zmienione.
Podtoruńska parafia zapowiada, że będzie broniła swojej czci w sądzie. Ksiądz wikary, teraz proboszcz innej parafii, odmówił spotkania. - Obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi - wyjaśnił.