W Wielkim Tygodniu dokonało się niespodziewane męczeństwo Bartłomieja Misiewicza. Chociaż męczeństwo to może za dużo powiedziane. Imiennik byłego rzecznika MON, apostoł święty Bartłomiej, skończył dużo gorzej. Apokryficzne teksty mówią, że żywcem został obdarty ze skóry, ukrzyżowany, a następnie ścięty. Święty Bartłomiej, nie Bartłomiej Misiewicz.
Cokolwiek by jednak powiedzieć, to właściwie nie wiadomo, za co go tak męczyli przed świętami. Misiewicza, nie świętego Bartłomieja. Bo cóż takiego zrobił Misiewicz w tym tygodniu? W poniedziałek objął stanowisko pełnomocnika zarządu ds. komunikacji w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Miał rzekomo zarabiać 50 tysięcy, co PGZ zdementowała, ale nie podała ile. Może 49 999, ale tego nie wiemy.
Jak wiadomo, prezes PiS się wściekł, zawiesił Misiewicza w prawach członka PiS i zwołał specjalną komisję partyjną, która miała zbadać, jak to było z tym zatrudnianiem Misiewicza. Wygląda jednak na to, że celem komisji były techniczne szczegóły obdarcia Misiewicza ze skóry, a nie badanie jego winy. Bo na czym miałaby ta wina polegać? Czy Misiewicz podpisał umowę sam ze sobą? A może tak sam z siebie zmusił szefostwo PGZ, żeby go przyjęło do pracy? Na to właśnie wygląda, bo jakoś nie widać na horyzoncie innych winnych. W każdym razie nie powinno ich być widać, bo to by już PiS zaszkodziło.
W każdym razie męczeństwo Misiewicza jest kompletne. W środę szybko rozwiązał sam umowę o pracę z PGZ, a w czwartek po owocnym spotkaniu z partyjną komisją zrozumiał, że nie może być członkiem PiS i zrezygnował.
Co wynika z tej całej sprawy? Po pierwsze, w PGZ zwolniło się stanowisko pełnomocnika zarządu ds. komunikacji. Nie wiem ile płacą, bo nie mówią, ale jeśli ktoś z Państwa jest wystarczająco młody, pracował kiedyś w aptece i robi licencjat, to warto spróbować.
Po drugie, pewien dyskomfort mogą dziś odczuwać wszyscy ci generałowie i pułkownicy, którzy tak ochoczo salutowali Misiewiczowi jako nie wiadomo komu. Może niejeden w cichości ducha pluje sobie dziś w brodę: „Po cholerę ja mu oddawałem honory?” Ano właśnie. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.
A co do samego Misiewicza, to jest z nim trochę jak z tym dobrym łotrem, świętym Dyzmą (nie, nie Nikodemem z serialu). Skruszył się, ukorzył i jeszcze pewnie o nim usłyszymy. Nie powinien się chłopak przejmować. Kto jest dobrym, złym, albo w ogóle łotrem, orzeka czynnik wyższy niż Misiewicz.
Ale opowieści o łotrach będziemy jeszcze mieli w bród po świętach. Ja Państwu życzę świąt spokojnych, zdrowych, pełnych radości, wolnych od codziennych zmartwień i złości.