Przypadające 6 stycznia Objawienie Pańskie zwane jest potocznie świętem Trzech Króli. Kim byli tajemniczy goście? Dlaczego przerazili Heroda i mieszkańców Jerozolimy? Dlaczego Herod kazał zrobił rzeź niewiniątek?
Ewangelista Mateusz zaraz po opisie narodzin Jezusa umieszcza opowiadanie o tajemniczych przybyszach ze Wschodu. Kim byli, o tym później. Teraz zaznaczmy jedynie, że zdecydowana większość autorów przekładów tej księgi Nowego Testamentu na język polski, począwszy od Jakuba Wujka i tzw. Biblii protestanckiej, a skończywszy na Biblii Tysiąclecia, przekładzie ekumenicznym, Romana Brandstaettera i ks. Remigiusza Popowskiego, mówi o „mędrcach”. Jedynie w tzw. Biblii poznańskiej mowa jest o magach, a w Przekładzie Nowego Świata - o astrologach.
Polityczni laicy
Przybyli do Jerozolimy ze Wschodu. Gdyby dosłownie potraktować Mateuszowy opis, to przybysze o realiach politycznych panujących w Jerozolimie nie mieli bladego pojęcia. Dlaczego? Po przybyciu zaczęli rozpytywać, „gdzie jest nowo narodzony król Żydów?”. Powinni byli wiedzieć, że poza Herodem nie ma innego króla żydowskiego, a on jest okrutnikiem, jakich mało. Mędrcy zapytali też o „króla żydowskiego”. Żyd tak by wtedy nie zapytał. W tym środowisku posługiwano się terminem „król Izraela”. Wyrażenia „król żydowski” w Nowym Testamencie używa tylko poganin Poncjusz Piłat w czasie procesu Jezusa.
O Herodzie Wielkim mędrcy nie wiedzieli nic. Był on sprawnym władcą, umiejącym pozyskiwać i przychylność Rzymu, i swoich poddanych. Tych drugich dlatego, że był bardzo dobrym gospodarzem, dbającym nie tylko o własny majątek, ale też o miasta, świątynie (m.in. odbudował, powiększył i upiększył świątynię jerozolimską), zbudował, hipodrom, teatr, pałac królewski.
Ale słynął też z wielkiego okrucieństwa. Ten mąż dziesięciu żon potwornie bał się utraty władzy. Jeśli widział jakiekolwiek zagrożenie dla siebie, pozbywał się ewentualnych rywali. I tak np. zlikwidował możliwych pretendentów do tronu, w tym trzech synów, braci, żony, szwagrów. Cesarz August miał powiedzieć, że na dworze Heroda lepiej być świnią niż jego synem, bowiem ortodoksyjni Żydzi nie zabijają świń ze względów rytualnych. Z tego powodu teoretycznie naiwne pytanie obcokrajowców o miejsce narodzin króla musiało zaniepokoić Heroda i zagrozić życiu Jezusa.
Spisek na kilometr
Wyobraźmy sobie następującą sytuację: po ulicach Jerozolimy w czasach panowania mściwego Heroda chodzą cudzoziemcy, którzy przybyli z karawaną, i rozpytują o nowego króla.- Jerozolima w czasach Jezusa liczyła zaledwie od 20 do 40 tys. mieszkańców. Niewiele w porównaniu do co najmniej półmilionowej Aleksandrii czy blisko milionowego Rzymu - mówi prof. Ewa Wipszycka, znawczyni antyku. - Zaludniała się jedynie w okresie święta Paschy. Wtedy w jej murach przebywać mogło nawet 150 tys. ludzi.
Mieszkańcy Jerozolimy musieli być przerażeni, gdy usłyszeli takie pytanie. Na kilometr pachniało spiskiem. Za udział w nim, choćby poprzez udzielenie odpowiedzi „zamachowcom”, groziła śmierć. Nie może więc dziwić, że wieść o dziwnych przybyszach dotarła do Heroda. Despotę też przeraziła. Szybko jednak zrozumiał, że obcokrajowcy nie dybią na jego władzę. Gdyby było inaczej, to tajna policja, która zdaniem badaczy była sprawna, doniosłaby mu o tym. Herod, człowiek rozumny, pojął, że nikt z dalekiej Persji nie wysyłałby tak lekkomyślnych ludzi, by dokonać zamachu stanu w Palestynie. Można przyjąć, że musiało przyjść mu do głowy, iż chodzi o jakiś zabobon religijny, urojenie związane z Królem-Mesjaszem, którego oczekiwali poddani Heroda, ale nie on.
Przezorny despota
Stary władca, bo miał wtedy prawie 70 lat i ponad 40 lat sprawowania rządów, podjął jednak działania. I to podwójne. Najpierw, jak pisze św. Mateusz: „Zebrał wszystkich wyższych kapłanów i nauczycieli ludu (interpretatorów ksiąg świętych; wywodzili się głównie spośród faryzeuszy - red.) i pytał ich, gdzie ma się narodzić Chrystus. A oni mu odpowiedzieli: W Betlejem Judzkim. Tak bowiem zostało napisane przez proroka (Micheasza - red.)”.
Tyran wezwał też samych magów, ale potajemnie. Wypytał ich o gwiazdę, którą zobaczyli, i polecił iść im do Betlejem. Poprosił też, by kiedy znajdą nowo narodzonego króla, w drodze powrotnej dali mu znać, by i on mógł oddać Mu hołd.
Nie skorzystał z mordercy
Narzuca się pytanie o to, dlaczego Herod nie wysłał za magami morderców (mordercy), którzy najpierw skrycie szliby za nimi, a potem ewentualnie zabiliby Jezusa? Odpowiedzi nie poznamy. Możemy się tylko domyślać. Herod mógł kalkulować, że magowie z karawaną będą musieli wracać z Betlejem przez Jerozolimę. I czekał na nich. Oni, jak pisze Mateusz, we śnie otrzymali polecenie, by nie wstępowali do Heroda, a inną drogą wrócili do ojczyzny.
Rzeź dzieci
Kiedy król Judei zrozumiał, że magowie nie pojawią się w Jerozolimie, postanowił działać sam. Kazał zabić w Betlejem i całej okolicy wszystkich chłopców poniżej dwóch lat.
Znawcy twierdzą, że na tym obszarze mieszkało około 1000 mieszkańców. Szacują, że co roku rodziło się tam około trzydzieściorga dzieci (mniej więcej tyle samo dziewczynek i chłopców). Skoro więc Herod nie widział powodu, by skazywać na śmierć dziewczynki, to ofiarą jego okrucieństwa paść mogło od 20 do 25 chłopców, bo z powodu wysokiej śmiertelności niemowląt część nie dożyła do drugiego roku życia.
Dlaczego tego wydarzenia poza św. Mateuszem nikt nie zanotował? - Bo na nikim nie mogło zrobić wrażenia zabicie około dwadzieściorga dzieci przez wielkiego okrutnika, jakim był Herod - mówi prof. Ewa Wipszycka. - Józef Flawiusz (37-ok. 95 r. n.e., wybitny historyk żydowski), nawet jeśli natknął się na jakąś wiadomość o rzezi w Betlejem, to nie miał powodu, by zatrzymać się nad marnym losem grupki nieznanych ofiar, synów biednych pasterzy.
Kim byli ludzie, których Mateusz nazywa „mędrcami”, „magami”, „astrologami”, a tradycja „królami”? - Ani królami, ani mędrcami. To magowie, poganie - podkreśla ks. prof. Stanisław Hałas, kierownik Katedry Egzegezy Nowego Testamentu w Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie. - Słusznie więc święto Epifanii już w starożytności było uznawane jako święto głoszenia Ewangelii poganom - dodaje.
Autorzy komentarzy do Ewangelii św. Mateusza są w zasadzie zgodni, że przybysze ze Wschodu byli magami. Joseph Ratzinger, czyli Benedykt XVI, który badał dzieciństwo Jezusa z Nazaretu, pisze: „W źródłach termin magowie ma całą gamę znaczeń, które od pozytywnych sięgają do całkowicie negatywnych”. Żydzi np. długo brzydzili się wróżbitami, bo wskazówki dawać im mogli jedynie Bóg i prorocy, ale i oni w praktyce ulegli czarowi magii. Ratzinger podaje cztery główne znaczenia terminu „mag”. Po pierwsze, przez magów rozumiano członków perskiej kasty kapłańskiej. Po drugie, teoretyków i praktyków nadprzyrodzonej wiedzy i mocy. Po trzecie - czarowników, oszustów i uwodzicieli. Po czwarte - w Dziejach Apostolskich magiem jest nazwany Bar-Jezus. Św. Paweł mówi o nim „syn diabelski”, ma go za pełnego zdrady wroga sprawiedliwości.
Magowie
Mateusz w sposób bezdyskusyjny ma na myśli magów w rozumieniu perskiej kasty kapłańskiej czy szerzej - adeptów wiedzy religijnej i filozoficznej, która tam powstała przed wiekami. Wiedeński astronom Konradin d’Occhieppo wykazał, że w Babilonie, mieście w czasach Jezusa już podupadającym, które kiedyś było centrum astronomii naukowej, nadal przebywała grupa astronomów. Zdaniem d’Occhieppo mogli oni obliczyć moment koniunkcji (ustawienia ciał niebieskich i obserwatora w jednej linii) Jowisza i Saturna, która miała miejsce w latach 7-6 p.n.e., uważanych przez znawców za rzeczywisty czas narodzenia Jezusa. Koniunkcja ta mogła wskazać Mateuszowym mędrcom na krainę Judei i nowo narodzonego „króla żydowskiego”. Od Tacyta i Swetoniusza wiemy natomiast, że wtedy dość powszechne było oczekiwanie, iż z Judei wyjdzie władca świata.
Więcej niż magowie
Joseph Ratzinger pisze: „Ludzie, o których mówi Mateusz, nie byli tylko astronomami. Było w nich coś z wewnętrznego religijnego dynamizmu, pobudzającego do przekraczania siebie samego, do szukania prawdy, szukania prawdziwego Boga”. Benedykt XVI stwierdza, że owi mędrcy byli filozofami w pierwotnym rozumieniu tego słowa. A w swojej konkluzji idzie jeszcze dalej: „Mamy prawo powiedzieć, że reprezentują oni drogę religii ku Chrystusowi”. Przyrównuje ich do Abrahama, który na wezwania Boże rusza w drogę. Nie boi się porównać ich do Sokratesa. Przekonuje, że mędrcy naśladują, choć na inny sposób ateńskiego filozofa i jego pytania o większą prawdę od tej głoszonej przez oficjalną religię.
Gwiazda
To ją ujrzeli magowie, a ona skłoniła ich do ruszenia w drogę. Ale nawet wybitni katoliccy teologowie twierdzą, że mówienie o gwieździe jest pozbawione sensu. Na przykład Rudolf Pesch, niedawno zmarły niemiecki teolog, uważa, że opis Mateuszowy jest opowiadaniem teologicznym, którego nie należy mieszać z astronomią. W Kościele starożytnym podobny pogląd głosił św. Jan Chryzostom w IV stuleciu. Przekonywał, że to nie była gwiazda, ale niewidzialna moc.
Jan Kepler (1571-1630) ponad cztery wieki temu zaproponował rozwiązanie, które w zasadniczych kwestiach jest uznawane przez współczesnych astronomów. Obliczył on, że w roku 747 od założenia Rzymu (czyli w 7-6 roku p.n.e.) miała miejsce wielka koniunkcja Jowisza i Saturna. Kepler nie mógł wiedzieć, że Jezus najpewniej na świat przyszedł wtedy. Był przekonany, że miało to miejsce kilka lat później. Jacques Duquesne w pracy „Jezus” stawia tezę, że pamięć o tym zjawisku, przekazywana z ust do ust przez ludzi uwielbiających wszystko, co cudowne, stała się natchnieniem dla Mateusza.
U starożytnych gwiazda przysługiwała wielkim tamtego świata. Wyrażała hołd dla ich narodzin. Obwieszczała np. narodziny Abrahama, Aleksandra Wielkiego, cezara Augusta. W Indiach uczciła narodziny Buddy. W poemacie Bhagawadgita wspomina się o niej jako o gwieździe Kriszny.
Mateusz nie mówi, ilu magów przybyło ze Wschodu. Późniejsza tradycja ludowa określa ich liczbę różnorako, począwszy od dwóch, a skończywszy na kilkunastu. Najczęściej przyjmowano, że było ich trzech, opierając się na liczbie złożonych darów.
Mędrców pod wpływem tekstów liturgicznych od VI wieku nazywano królami, a już przed IX wiekiem nadano im imiona: Kacper, Melchior i Baltazar. W średniowieczu czczono ich jako patronów podróżnych, a pod koniec tego okresu przyjął się zwyczaj błogosławienia mieszkań, przy którym używano wody i kadzidła, a kredą pisano na drzwiach litery C+M+B. Według powszechnego przekonania litery mają oznaczać imiona mędrców. W rzeczywistości skrót jest nawiązaniem do pierwszych liter łacińskiego zdania „Christus mansionem benedicat”, czyli „Niech Chrystus błogosławi temu domowi”.