Medycy walczą z koronawirusem i nienawiścią. Lekarze i pielęgniarki padają ofiarami hejtu
Podziękowania, wspólne bicie braw na balkonach, nazywanie ich bohaterami - tak z jednej strony nagradzani są pracownicy służb medycznych w Polsce, którym przyszło pracować w czasach pandemii koronawirusa. Jednak istnieje również ta druga część społeczeństwa, która zamiast wyrażać wdzięczność, pokazuje swoją nienawiść.
Ostatnio głośno było o sytuacji, która spotkała pielęgniarkę z Gliwic. Wychodząc do pracy zastała swój samochód zalany różową farbą i przebitymi kołami. O tym incydencie na Facebooku napisała jej córka:
"27 kwietnia moja mama, pielęgniarka gliwickiego szpitala, została ofiarą wandalizmu. A może i też nudy sąsiadów? Po 1,5 miesiąca przymusowego siedzenia w domu. Wychodząc jak co dzień o 6 rano do pracy, znalazła swój samochód z przebitymi oponami. Cały obsmarowany farbą".
To niejedyny akt nienawiści wystosowany w kierunku medyków. Podobne sytuacje mają miejsce także w Poznaniu.
- W czasie epidemii koronawirusa taki akt nienawiści dotyczył poznańskiej piekarni, która odmówiła zakupu pieczywa przez personel medyczny. Takie zachowanie spotkało się natychmiastową reakcją Prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej Wielkopolskiej Izby Lekarskiej Artura de Rosiera, który wypowiedział się stanowczo w mediach w obronie lekarzy i zadecydował o złożeniu sprawy na policję oraz do Rzecznika Praw Obywatelskich - tłumaczy Katarzyna Strzałkowska, rzecznik Wielkopolskiej Izby Lekarskiej.
Z kolei Matylda Kłudkowska, wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych, twierdzi, że nie ma słów, którymi można takie zachowania usprawiedliwiać.
- Rozumiem w pełni ludzki strach. To jest rzecz naturalna i wyzwala w ludziach najgorsze instynkty. Ale odreagowywanie go na tych, którzy każdego dnia walczą o ludzkie życie? To po prostu niegodne
- mówi z oburzeniem Matylda Kłudkowska.
I dodaje: - Sam fakt mieszkania z medykiem w jednym bloku na nic nie naraża. Musimy cały czas zachowywać zasady dystansowania społecznego. Bardziej od medyka na osiedlu naraża nas sąsiad, który nie nosi maseczki albo nosi ją na brodzie i zakłada tylko na widok policji.
Jak zaznacza Sławomir Smól, Rzecznik Praw Lekarza Wielkopolskiej Izby Lekarskiej, w czasie epidemii koronawirusa odnotowywane są przede wszystkim problemy w przepływie informacji dotyczącej kwarantanny pracowników ochrony zdrowia.
- Dysonans pomiędzy działającymi pod jurysdykcją państwową służbami sanitarnymi a nadzorem policyjnym skutkuje niepotrzebnymi groźbami w stosunku do osób, które kwarantannę zakończyły a policja nie miała o tym wiedzy - tłumaczy Katarzyna Strzałkowska.
Zobacz również: Fizjoterapeuci wracają do pracy. Jak będzie wyglądać rehabilitacja w czasach pandemii?
I dodaje: - Taka wizyta funkcjonariuszy na dyżurze nie tylko zakłóca spokojną pracę z pacjentem, ale na długo zostawia ślad w psychice pracownika medycznego. Rzecznik Praw Lekarza zaznacza, że spotkał się już z czterema takimi przypadkami.
Z kolei Matylda Kłudkowska podkreśla: - Każdy pacjent, szczególnie w stanie ciężkim oraz ten, któremu nie udało się pomóc, wraca z nami do domu. Nasza praca bardzo obciąża psychicznie. A kiedy ktoś zachoruje, to właśnie medycy będą się nim zajmować. I jestem więcej niż pewna, że taka sąsiadka-pielęgniarka pomocy nie odmówi. Nawet gdyby wiedziała, kto stoi za zdewastowaniem jej samochód. Dla medyków wartością jest człowiek. Każdy.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień