Medycyna i kobiety. Historie pierwszych lekarek
Czasem słyszy się, że pewne dziedziny nauki, szczególnie niektóre gałęzie medycyny, są zarezerwowane dla mężczyzn. Takie myślenie jest krzywdzące dla obu płci. Nie ma żadnych ograniczeń w tym, co możemy robić. Ważne tylko, żebyśmy swój zawód wykonywali dobrze – mówi dr hab. Wojciech Szczęsny, znany bydgoski chirurg, wykładowca i pasjonat historii medycyny.
Z drem hab. Wojciechem Szczęsnym, chirurgiem, wykładowcą i pasjonatem historii medycyny, rozmawia Lena Szuster
Kim była pierwsza znana lekarka?
Nazywała się Merit-Ptah, czyli w wolnym tłumaczeniu: „ukochana boga Ptaha”. Żyła w Egipcie, prawie trzy tysiące lat przed naszą erą, pracowała jako położna i lekarka na dworze faraona. Jej podobizna znajduje się w jednym z grobowców w Sakkarze. Czy była pierwszą kobietą parającą się medycyną? Na pewno nie. Od zarania dziejów kobiety zajmowały się przecież ziołolecznictwem czy przyjmowaniem porodów – Merit jest po prostu jedną z nich. Kto wie, może z czasem odkryjemy inne, działające jeszcze dawniej.
Jak wiele może być takich starożytnych lekarek?
Nie ukrywajmy – medycyna i w ogóle cała nauka długo były zdominowane przez mężczyzn. Bardzo często kobiety nie miały nawet szansy na porządną edukację. Warto jednak wspomnieć, że w starożytnym Egipcie istniały… szkoły lekarskie dla kobiet. Działało wtedy sporo lekarek, położnych i kobiet nauki, zachowała się na przykład informacja o „pani nadzorcy lekarzy” Peseshet.
Mniej lub bardziej oficjalnie medycyną zajmowały się również kobiety w Grecji i Imperium Rzymskim. Z zapisków Homera wiemy, że Agamede, córka króla Augiasza, znała wszystkie rośliny lecznicze na ziemi. Antiochis z Tlos specjalizowała się w leczeniu między innymi śledziony, puchliny wodnej, rwy kulszowej czy artretyzmu. Autorką najstarszego znanego nam teksu medycznego napisanego przez kobietę jest Metrodora. Jej dzieło „O chorobach i leczeniu kobiet” składało się z sześćdziesięciu trzech rozdziałów i było tłumaczone jeszcze w średniowiecznej Europie. Można by tak wymieniać dalej. Dla mnie jedną z ciekawszych postaci jest Agnodike – lekarka, która wedle legend żyła w Atenach cztery wieki przed naszą erą.
Dlaczego Agnodike była wyjątkowa?
W jej czasach kobiety nie miały prawa głosu i nie mogły zajmować się leczeniem. Nawet w szpitalu Hipokratesa nie było dla nich miejsca. Dlatego Agnodike musiała uciec się do podstępu. Żeby podjąć naukę, ścięła włosy, przebrała się za mężczyznę i wyjechała do Egiptu, do szkoły Herofilusa w Aleksandrii. Później wróciła do rodzinnych Aten i – nadal udając mężczyznę – zajęła się leczeniem. Dzięki swoim umiejętnościom szybko zyskała popularność wśród żon prominentnych Ateńczyków. To z kolei równie szybko wzbudziło podejrzliwość innych lekarzy. Zazdrośni o sukcesy Agnodike, oskarżyli ją o… uwodzenie i molestowanie pacjentek! Agnodike musiała stanąć przed sądem. Wówczas wykazała się nie lada odwagą i zdradziła swoją płeć – kobietom za praktykę lekarską groziła kara śmierci. Sprawa wyglądała więc bardzo, bardzo źle. Na szczęście za Agnodiką ujęły się pacjentki. W efekcie nie tylko ją uniewinniono, ale też zmieniono prawo – od tej pory kobiety w Atenach zyskały możliwość studiowania i praktykowania medycyny.
Jeżeli dobrze pamiętam, w Polsce też mieliśmy swoją Agnodikę. Nazywała się Nawojka.
W wiekach średnich kobiety miały bardzo utrudniony dostęp do nauki, do uniwersytetów. Chlubnym wyjątkiem był tutaj Uniwersytet Boloński, który od powstania, czyli od 1088 roku, zezwalał kobietom na studia. Do nauki i wykładów kobiety dopuszczała również Szkoła Medyczna w Salermo. Ale niestety już nie Uniwersytet Krakowski, czyli dzisiejszy Jagielloński. Dlatego Nawojka, według jednych źródeł pochoząca z naszego Dobrzynia, według innych z Gniezna, podobnie jak Agnodike sięgnęła po męskie przebranie. Studentką okazała się wybitną. Niestety, została rozpoznana przez znajomego lub też, jak głosi legenda, oblana wodą w wielkanocny poniedziałek, a przez to zdemaskowana.
To smutna historia, bo ostatecznie Nawojka trafiła do klasztoru. Nie mogła dalej realizować swoich marzeń. Uczyć się.
To prawda. Wprawdzie dzięki wstawiennictwu swoich profesorów uniknęła wyższej, bardziej drastycznej kary, niemniej usunięto ją z uczelni i wysłano do klasztoru. Zmuszono do życia, którego sama sobie nie wybrała. Chciałbym powiedzieć, że to był wyjątek, ale… Wystarczy popatrzeć na historię, na fakty, dla przykładu: Uniwersytet Jagielloński został założony w 1364 roku, pierwsza kobieta habilitowała się na nim dopiero w 1919 roku! To 555 lat później! Dalej: po raz pierwszy kobieta została w Polsce rektorem w latach osiemdziesiątych XX wieku – była to profesor Maria Radomska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Myślę, że nawet teraz, gdybyśmy przyjrzeli się na przykład uniwersytetom państwowym, nie znaleźlibyśmy zbyt wielu pań u władzy. Wciąż się za nami ciągną różne uprzedzenia i stereotypy.
Na przykład jakie?
Wiem, że to może zabrzmieć śmiesznie, bo mamy XXI wiek, ale naprawdę czasem spotykam się z opinią, że pewne dziedziny medycyny są zarezerwowane dla mężczyzn, na przykład ortopedia, bo „potrzeba do niej siły” – w końcu to „łamanie” i składanie kości. Z drugiej strony pediatrię wskazuje się jako dyscyplinę miękką, wymagającą podejścia do dzieci, opieki nad nimi, a więc „naturalnie” kobiecą. Takie myślenie jest krzywdzące dla obu płci. Znam na przykład świetnych pediatrów-mężczyzn. Nie ma więc żadnych ograniczeń w tym kto i co może robić – byle swoją pracę wykonywał dobrze. Po prostu.
Kiedy sytuacja kobiet w nauce i medycynie zaczęła się zmieniać?
Tak naprawdę dopiero w XIX wieku. Choć w Niemczech już w 1754 roku Dorothea Christina Erxleben otrzymała lekarski dyplom, jej przypadek był raczej wyjątkiem niż regułą – rodaczki Erxleben musiały jeszcze przeszło stulecie czekać na oficjalne dopuszczenie do nauki medycyny, farmacji oraz stomatologii.
Także Wielka Brytania i Ameryka nie spieszyły się z edukowaniem swoich obywatelek. Elizabeth Blackwell, urodzona 1821 roku w Anglii, po przyjeździe do USA wiedzę zdobywała samodzielnie – czytała na przykład książki z domowej biblioteczki lekarza, u którego wynajmowała mieszkanie. Starała się o przyjęcie na wielu uczelniach medycznych, wciąż jednak słyszała, że ze względu na swoją płeć nie nadaje się do tak wymagającego zawodu. W końcu przez przypadek, w wyniku żartu, dostała się do Geneva College w Nowym Joru. Władze szkoły postanowiły zapytać studentów, oczywiście samych mężczyzn, czy zezwolą na przyjęcie do swojego grona kobiety. Ci zaś, myśląc, że to żart, zgodzili się. Dzięki temu Elizabeth jako pierwsza kobieta w Ameryce uzyskała tytuł doktora medycyny.
Nie znaczy to, że od razu została zaakceptowana przez środowisko medyczne. Jeszcze w czasie studiów musiała sobie radzić z olbrzymią nietolerancją zarówno kolegów, jak i wykładowców. Po zakończeniu nauki nie mogła znaleźć pracy i praktykować w publicznych szpitalach – postanowiła więc założyć własny. Wspierała ubogie kobiety i dzieci, w czasie wojny secesyjnej szkoliła pielęgniarki, felczerów i lekarzy, walczyła o zniesienie niewolnictwa, napisała też poradnik dla studentek medycyny. W 1869 roku wróciła do Wielkiej Brytanii.
Mogła tam praktykować medycynę?
Zaczęła współpracę z Florence Nightingale. Ta najsłynniejsza w dziejach pielęgniarka pochodziła z zamożnego rodu, kiedy więc w wieku dwudziestu czterech lat oznajmiła, że chce zostać pielęgniarką, wywołała niemałe zamieszanie. Wówczas był to zawód kobiet z nizin społecznych, często parały się nim prostytutki. Żeby nauczyć się pielęgniarskiej profesji, Florence wyjechała do Niemiec. Po powrocie do Anglii w 1853 roku objęła stanowisko przełożonej w Zakładzie Opieki dla Chorych Dam w Londynie. W czasie wojny krymskiej całkowicie zrewolucjonizowała myślenie o pielęgniarstwie, wprowadziła na przykład całodobową opiekę nad rannymi – wcześniej zostawiano ich samych na wiele godzin, również w nocy. Na rycinach Florence przedstawiana jest wśród chorych, zawsze z lampą w dłoniach. Stąd jej przydomek – The Lady with the Lamp. W roku 1860 założyła przy Szpitalu św. Tomasza w Londynie pierwszą szkołę pielęgniarstwa – The Nightingale Training School.
A gdzie medycynę studiowały Polki?
W Paryżu. W roku 1892 na tamtejszym wydziale lekarskim uczyły się 134 kobiety, w tym aż 103 Rosjanki, osiemnaście Francuzek, sześć Angielek i jeszcze siedem pań różnych innych narodowości. Do Rosjanek zaliczano obywatelki wszystkich terenów pozostających pod carskim berłem, w tym Polki. Taką narodowością musiały się legitymować. Jedną z nich była Bronisława Dłuska, starsza siostra naszej podwójnej noblistki Marii Skłodowskiej-Curie. Jeszcze w Paryżu, razem z mężem, Bronisława aktywnie działała na rzecz wolnej Polski. Po powrocie do kraju wspólnie założyli najpierw sanatorium dla chorych na płuca w Zakopanem, a później prewentorium przeciwgruźlicze w podwarszawskim Aninie. Bronisława została również pierwszą dyrektorką Instytutu Radowego.
Poza tym była bardzo zaangażowana w ruchy feministyczne – należała do Polskiej Ligii Kobiet, walczyła o równe prawa, dostęp do nauki i płace. Można powiedzieć, że była taką naszą polską sufrażystką. Nie jedyną zresztą. Ten feministyczny rys jest charakterystyczny dla większości życiorysów polskich lekarek-pionierek. Anna Tomaszewicz-Dobrska, Teresa Ciszkiewiczowa, Justyna Budzińska-Tylicka – wszystkie łączyły medycynę z działalnością społeczną czy polityczną, często o lewicowej proweniencji.
Nie są jednak powszechnie znane. Czym się zajmowały? Jakie były?
Zacznijmy może od Anny Tomaszewicz-Dobrskiej. Urodziła się w Mławie, jej ojciec był carskim oficerem w tamtejszej twierdzy. Już w wieku piętnastu lat wiedziała, że chce uczyć się medycyny w Zurychu. Do studiów przygotowała się starannie i ukończyła je z wyróżnieniem. Po powrocie do Warszawy sądziła, że bez przeszkód będzie mogła wykonywać wymarzony zawód. Spotkało ją rozczarowanie. W styczniu 1878 roku kandydatura Anny przepadła w tajnym głosowaniu do Warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego.
Przeciwny był miedzy innymi Ludwik Rydygier. Patron naszego Collegium Medicum miał w tej materii poglądy wsteczne. Na własny koszt zamieszczał w prasie ogłoszenia, w których pisał: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza”. Twierdził, że „mężczyźni nie doznają podobnych jak kobiety przerw w spełnianiu czynności zawodu publicznego”. Posuwał się nawet do czynnego zwalczania kobiet w zawodzie – tak jak w przypadku Anny Tomaszewicz-Dobrskiej. Za jej przyjęciem do stołecznego towarzystwa lekarskiego zagłosował między innymi Bolesław Prus i inni światli ludzie. To jednak nie wystarczyło.
W związku z tym Anna udała się do St. Petersburga i tam nostryfikowała dyplom. Po dwóch latach powróciła do stolicy i wyszła za mąż. Przez trzydzieści lat pracowała w Przytułku Położniczym, wspieranym przez fabrykanta Kronenberga. Tak jak Bronisława Dłuska, zajmowała się równouprawnieniem kobiet.
A Teresa Ciszkiewiczowa i Justyna Budzińska-Tylicka?
Teresa Ciszkiewiczowa jako nastolatka brała udział w powstaniu styczniowym. Dziesięć lat później, wbrew woli rodziców, rozpoczęła studia medyczne w Brnie. Po powrocie do Polski pracowała jako ginekolog. W swej działalności politycznej popierała Józefa Piłsudskiego.
Jeszcze bardziej lewicowe poglądy reprezentowała Justyna Budzińska-Tylicka, córka weterynarza i powstańca styczniowego. Studiowała w Paryżu i tam zaczęła praktykę jako ftyzjatra (dzisiaj powiedzielibyśmy: pulmonolog), a późnej ginekolog. W roku 1905 powróciła do Polski – tu poświęciła się pracy lekarskiej i społecznej. Należała do Polskiej Partii Socjalistycznej, zajmowała całkiem wysokie stanowisko, w roku 1931 została aresztowana. Protestowała przeciw więzieniu przeciwników politycznych sanacji w Beresie Kartuskiej. Współpracowała też z Tadeuszem Boyem-Żeleńskim i Ireną Krzywicką na rzecz świadomego macierzyństwa.
Skąd pomysł, żeby propagować historię kobiet w medycynie?
Kiedyś o historię kobiet w nauce i medycynie zapytała mnie studentka. Postanowiłem więc zbadać temat – w efekcie powstał wykład, który wygłosiłem w ramach „Medycznej środy” na Collegium Medicum. Przy okazji bardzo serdecznie zapraszam czytelniczki i czytelników na te nasze spotkania, mówimy na nich o różnych ciekawych aspektach medycyny, na przykład o roli przypadku, o początkach chirurgii czy transplantologii. Wracając jednak do tematu naszej rozmowy – chciałbym podkreślić, że informacji o pierwszych lekarkach, ich zmaganiach, historii, jest naprawdę dużo. To naprawdę interesujący wątek w historii medycyny i warto go dalej eksplorować.
dr hab. Wojciech Szczęsny
Prof. UMK, znany bydgoski chirurg, wykładowca, związany z Katedrą Chirurgii Ogólnej, Chirurgii Wątroby i Chirurgii Transplantacyjnej Collegium Medicum, pasjonat historii medycyny. Prowadzi wykłady w ramach „Medycznej środy”.