Miał być trenerem na lata, a wyszło tak, jak zawsze
Gdy w 2014 roku Stephane Antiga zdobył mistrzostwo świata nie można było sobie nawet wyobrazić jego zwolnienia. Po dwóch latach już go nie ma.
- Ale doczekałem do końca kontraktu, to już jest jakiś sukces - powtarza Antiga, ale to taki żart przez łzy. Każdy trener reprezentacji Polski, gdy traci pracę musi być zawiedziony, bo w siatkówce to jedna z pięciu-ośmiu najlepszych posad na świecie.
Niezwykły jest odbiór społeczny zarówno wyboru Antigi, jak i jego pożegnania, bo tak jak jesienią 2013 roku cała Polska wyśmiewała wybór Francuza na stanowisko selekcjonera, tak dziś, gdyby zorganizować plebiscyt wśród kibiców, to pewnie 95 procent byłoby za pozostawieniem Antigi. I to mimo tego, że przegrał pięć imprez z rzędu, a na igrzyska, jeśli przypomnimy sobie turniej w Berlinie, to w ogóle cudem pojechał.
Zwolennicy Antigi powiedzą, że musiał odmłodzić kadrę po rezygnacjach czołowych graczy, a ćwierćfinałem igrzysk dorównał swoim poprzednikom. Przeciwnicy Antigi dodadzą, że od Mistrzostw Świata zespół gra coraz gorzej, zawodnicy się nie rozwijają, a wybory personalne selekcjonera dodatkowo osłabiają ten zespół. Co ciekawe, wszyscy będą mieli rację.
Antiga chwilę po tym, jak zaczął pracę z kadrą wyrzucił z niej Bartosza Kurka, największą gwiazdę drużyny za kadencji swojego poprzednika. Ponieważ kilka tygodni później został mistrzem świata, nigdy nikt tej decyzji mu nie wytknął. Ba, to wręcz budowało sukces trenera, który wyrzucił rozkapryszonego gwiazdora dla dobra grupy. I wygrał.
Kto wie, czy to nie ten moment najbardziej ukształtował Antigę jako trenera, już takiego prawdziwego, „przez duże T”. Bo żaden z jego poprzedników nie podjął aż tak wielu kontrowersyjnych decyzji. Zaczęło się od Jakuba Jarosza, który w kapitalnym stylu w Iranie poprowadził reprezentację do awansu do Ligi Światowej po czym nie dostał powołania ani na Final Six, ani na zgrupowanie przed Pucharem Świata. Do tej listy śmiało możemy dopisać Piotra Gacka, który zgodził się jeździć cały rok za kadrą jako rezerwowy, żeby móc skończyć karierę w reprezentacji w turnieju finałowym Ligi Światowej w Krakowie, ale selekcjoner później zmienił zdanie. Tuż przed igrzyskami skreślony został Marcin Możdżonek, bohater dwóch turniejów eliminacyjnych i kapitan kadry za czasów Andrei Anastasiego, a do tego najbardziej doświadczony gracz reprezentacji. Można też wspomnieć Zbigniewa Bartmana, czy Łukasza Żygadłę, którzy nigdy nie dostali szansy.
- Niczego nie żałuję, bo robiłem tak, jak uważałem, że wtedy było najlepiej - mówi Antiga.
Choć selekcjoner zapewnia, że jego relacje z drugim trenerem Philippem Blainem są bardzo dobre, to jednak różnicę we współpracy było widać gołym okiem. I nawet jeśli nieprawdziwe są pogłoski o tym, że obaj panowie mocno się poróżnili, to jednak nie współpracowali tak, jak wcześniej.
- Polscy gracze zawsze pójdą za trenerem, jeśli widzą, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Ale jeśli widzą, że jest inaczej, to tracą do niego zaufanie - powiedział niedawno jeden z reprezentantów i chyba doskonale oddaje to powody zwolnienia Antigi. Bo trudno nie odnieść wrażenia, że to nie przegrany mecz z Amerykanami w Rio zakończył karierę na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski Stephane’a Antigi. Chociaż z drugiej strony - jeśli prezes Jacek Kasprzyk w czasie losowania w Rio de Janeiro wyciągnąłby kulkę z napisem „Kanada”, a nie „USA”, z Polacy weszli do strefy medalowej, to czy ktokolwiek odważyłby się zwolnić Antigę?
Słuchając dziś ludzi, którzy rządzą polską siatkówką widać, że jednego murowanego faworyta nie ma. Jeszcze kilkanaście dni temu przynajmniej kilka źródeł twierdziło, że jest nim Raul Lozano, ale jego akcje znacząco spadły. Między bajki można za to włożyć marzenia o Władymirze Aleknie, na którego PZPS zwyczajnie nie stać.
Autor: Paweł Hochstim