Sąsiedzi mieli 52-letniego Roberta J. za niegroźnego odmieńca. Śledczy twierdzą, że to on 19 lat temu zamordował i oskórował 23-letnią studentkę. Wczoraj miał usłyszeć zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.
Ten człowiek zawsze miał kamienne oblicze i wzrok utkwiony w dal. Gdy go spotykałem na ulicy bądź w kościele, miałem wrażenie, że jego twarz skrywa tajemnicę - mieszkaniec ul. Trynitarskiej w Krakowie wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało. To właśnie na tej ulicy, w środę o godz. 14.45 w bloku numer 15, zatrzymano 52-letniego Roberta J., mężczyznę podejrzanego o zamordowanie studentki w 1998 r.
- Myślałem, że kręcą odcinek W-11 -nie kryje emocji jeden z pracowników punktu poboru opłat za gaz i energię, który mieści się naprzeciwko klatki schodowej, gdzie mieszkał zatrzymany. Mężczyzna oglądał policyjną akcję zza okna.
- Wszystko trwało może z 10 minut. Przyjechały dwa samochody. Panowie w kominiarkach zakuli niskiego, grubawego faceta w jasnej kurtce i plecaku - relacjonuje pracownik punktu poboru opłat.
Zatrzymany miał wczoraj usłyszeć zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Śledczy najprawdopodobniej skierują do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie.
Kamienica, w której żył Robert J., położona jest na rogu ul. Trynitarskiej i Gazowej. To odnowiony budynek w pastelowych kolorach. Do środka prowadzą dwie klatki schodowe. Przy wejściu do tej, w której jest mieszkanie zatrzymanego, stoją policjanci w cywilnych ubraniach. Nie wpuszczają do środka. Nie ma szans, żeby porozmawiać z sąsiadami 52-latka.
Z balkonów trzypiętrowej kamienicy rozpościera się widok na Wisłę, która przepływa 50 metrów dalej. Właśnie ta rzeka była niemym świadkiem jednej z najbardziej tajemniczych i ponurych historii polskiej kryminalistyki.
Przerażające znalezisko
Był 6 stycznia 1999 roku, kiedy kapitan kierujący pchaczem Łoś, przepływając niedaleko stopnia Dąbie na Wiśle w Krakowie, poczuł szarpnięcie. Przyczyną awarii był dość duży kawałek grubego materiału. Po dokładnych oględzinach okazało się, że to skóra odcięta z tułowia młodej kobiety. Nieco później odnaleziono część pośladka oraz nogi. Badania DNA wskazały na zaginioną 12 listopada 1998 roku Katarzynę Z., studentkę religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Tamtego dnia dziewczyna umówiła się z Robertem J., z którym znała się od jakiegoś czasu. Mężczyzna namówił dziewczynę na wyjazd do domku na obrzeżach Krakowa. Właśnie w nim, zdaniem śledczych, Katarzynę Z. torturował, zabił i obdarł ze skóry, z której potem uszył strój na kształt kobiecego body.
Kalendarium wydarzeń:
- 12 listopada 1998 r. - zaginięcie 23-letniej Katarzyny Z., studentki religioznawstwa UJ.
- 6 stycznia 1999 r. - kierujący pchaczem Łoś w okolicy stopnia Dąbie na Wiśle znalazł w śrubie statku ludzką skórę. Po analizie DNA okazuje się, że to szczątki Katarzyny Z.
- 2000 rok - śledztwo w sprawie zabójstwa umorzone ze względu na niewykrycie sprawcy.
- 2012 rok - śledztwo zostaje wznowione dzięki nowym dowodom ustalonym przez funkcjonariuszy krakowskiego Archiwum X.
- 2014 rok - krakowscy śledczy powołują biegłych z Europy Południowej i FBI w celu rozwiązania zagadki.
- Październik 2016 r. - płetwonurkowie przeczesują dno Wisły w pobliżu stopnia Dąbie. Znajdują ludzką kość.
- 4 października 2017 r. - policyjni antyterroryści zatrzymują 52-letniego Roberta J., podejrzanego o zamordowanie i oskórowanie Katarzyny Z.
Okoliczności zbrodni jednoznacznie nasuwają skojarzenia z amerykańskim thrillerem „Milczenie owiec”. Jeden z bohaterów tej produkcji to psychopatyczny morderca, który obdziera swe ofiary ze skóry, po czym szyje z nich kostium.
- Fakt oskórowania ofiary, tak szokujący dla naszych wzorów kulturowych, wywoływał nieustanne zainteresowanie postępami śledztwa, zarówno mediów, jak i opinii publicznej - mówi Ewa Bialik, rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej.
Krakowscy śledczy ustalili, że to morderstwo na tle seksualnym, a zabójca jest psychopatą, który największą satysfakcję odczuwał z zadawania cierpienia.
Osoby, które znały Roberta J. z widzenia, potwierdzają dziś, że wyglądał na człowieka z problemami psychicznymi. - Widać było, że żył w swoim świecie. Nigdy jednak nie podejrzewałem, że może się z nim wiązać tak makabryczna historia - przyznaje mieszkaniec ul. Trynitarskiej.
Mężczyzna dodaje, że 52-latek często przychodził do kościoła Bożego Ciała.
- Zawsze siadał w pierwszej ławce po lewej stronie. Kiedy ksiądz odprawiał mszę, zawsze mówił szeptem te same słowa co duchowny. Nie dało się nie zauważyć, że dość mocno angażował się w celebrację mszy świętej. Nie opuszczał żadnej uroczystości kościelnej - opisuje sąsiad Roberta J.
Dodaje, że bardzo się zdziwił, kiedy usłyszał w mediach, że zatrzymany ma 52 lata.
- Jak dla mnie wyglądał co najwyżej na 40 lat - ocenia.
Według nieoficjalnych informacji policjanci wpadli na trop Roberta J. po liście od jego kolegi. On właśnie wskazał go jako mordercę Katarzyny Z. Co konkretnie napisał? To jedna z najbardziej strzeżonych tajemnic śledztwa.
Ślady na skórze
Pierwsze miesiące po zbrodni nie przyniosły odpowiedzi na pytanie, kto stoi za ponurym morderstwem. W 1999 roku jako podejrzanego wytypowano mężczyznę, który często spacerował w Krakowie nad Wisłą. Nie znosił kobiet, a przynajmniej jedną z nich molestował. Policja szybko wykluczyła go jednak z listy podejrzanych.
W lipcu 2000 roku znaleziono niepochodzące od ofiary ślady biologiczne. Wykorzystano je do weryfikacji podejrzanych osób. Poszukiwania nie przyniosły wyników, przez co prokuratura umorzyła śledztwo w 2001 roku.
Postępowanie wszczęto ponownie dwanaście lat później, między innymi dlatego, że włączyli się w nie funkcjonariusze z „Archiwum X”, którzy zajmują się niewyjaśnionymi zbrodniami z przeszłości.
Aby dojść do tego, jak zginęła Katarzyna Z., na początku 2014 r. nawiązali współpracę z portugalskim specjalistą medycyny sądowej, biegłym ONZ w zakresie śladów torturowania na ciele ludzkim.
Z jego opinii wynikało, że na odnalezionym fragmencie ciała kobiety - nodze - mogą być ślady urazów zadanych przez kogoś, kto trenował sztuki walki.
Dziś wiadomo, że 52-latek uczył się walki w jednej ze szkół na krakowskim osiedlu Olsza. Mężczyzna nie tylko dużo ćwiczył, ale był obdarzony niezwykłą siłą.
Robert J. urodził się w Krakowie. W jego domu miało często dochodzić do przemocy. Po jakimś czasie ojciec odszedł od rodziny. Młody chłopak wychowywał się z matką. Rówieśnicy mieli go za dziwaka. Uważali jednak, że był nieprzeciętnie inteligentny. Na podwórku znany był z zamiłowania do męczenia kotów i psów.
Wiele o Robercie ma mówić też jego charakter pisma, czyli drukowane litery, którymi się podpisywał. Te - według specjalistów - charakteryzują ludzi z uzdolnieniami technicznymi, zamkniętych w sobie, nieprzewidywalnych w działaniu, ukrywających przed światem swoją prawdziwą twarz, chroniących poglądy i prywatność. Są to osoby o szczególnej osobowości, które często pozostają chłodne uczuciowo, obojętne społeczne, czasem o szczególnych upodobaniach seksualnych, obdarzone intuicją, działające niezrozumiale dla otoczenia, za to często z sukcesem.
Według ustaleń dziennikarzy portalu Onet i Radia Kraków mężczyzna ma być synem poety Jerzego J. Przez pewien czas przebywał w Kanadzie, gdzie pracowała jego matka. Do Polski wrócił najprawdopodobniej wiosną 1998 r.
Robert J. i Katarzyna Z. poznali się w okolicach Rynku Głównego lub w klubie Pod Przewiązką. Zaczęła się dla niego odchudzać i przefarbowała włosy na blond, który miał mu bardziej odpowiadać. Była cichą, wycofaną osobą, mieszkała z mamą na jednym z nowohuckich osiedli.
Pomagał w prosektorium
Według ustaleń śledczych w dniu zaginięcia studentki Robert J. odwiedził ją w mieszkaniu i namówił na wyjazd do domku na obrzeżach Krakowa. Tam torturował ją, zabił i obdarł ze skóry.
Fachowego cięcia skóry mężczyzna mógł nauczyć się w szpitalu zakonnym, gdzie w lata 80. odbywał obowiązkową służbę wojskową. Tam m.in. pomagał w prosektorium.
Według ustaleń śledczych i biegłego psychologa do zabójstwa doszło na tle seksualnym i sadystycznym. Zatrzymanego 52-latka określa się jako „mordercę ekwiwalentnego”.
Według kryminologów morderstwo ekwiwalentne ma zastępować stosunek seksualny torturami i bestialskim zabójstwem, które dają satysfakcję podobną do tej, jaką odczuwa osoba o normalnym popędzie seksualnym w czasie i po stosunku. Taka forma mordu uznawana jest za krańcową postać sadyzmu.
Skojarzenie krakowskiej zbrodni z filmem „Milczenie owiec” nie polega tylko na przypadkowych podobieństwach.
Według nieoficjalnych informacji skóra Katarzyny Z. została owinięta w sweter ofiary z wyciętymi fragmentami materiału z kraciastym wzorem.
Niemal identyczne wycinki materiału leżą koło mordercy, Buffalo Billa, w czasie finałowej sceny schwytania go przez agentkę FBI. Sprawę skóry z filmem łączy także imię ofiary. W „Milczeniu owiec” dziewczyna, która ma zostać oskórowana, nazywała się Kate.
Prokurator Piotr Krupiński, naczelnik Małopolskiego Wydziału Prokuratury Krajowej w Krakowie, który osobiście prowadzi sprawę tajemniczego zabójstwa studentki, milczy od kilku miesięcy.
To on kieruje również podjętym na nowo śledztwem w sprawie tajemniczego morderstwa nastolatki w Szczucinie pod Tarnowem. Do ponurej zbrodni doszło również w 1998 r. Po kilkunastu latach zostało zatrzymanych już 18 osób, w tym mężczyzna podejrzany o morderstwo. Co więcej, w sprawę zamieszanych jest 15 policjantów, w tym byli komendanci komisariatu w Szczucinie i komendy w Dąbrowie Tarnowskiej.
WIDEO: Barometr Bartusia - mały ZUS - (odc. 4)
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto