Miasto nakazało rozbiórkę szopy, w której słupszczanka trzyma siano dla zwierząt
Słupszczanka hoduje na Ryczewie dwie krowy. Żali się, że musi rozebrać szopę, w której trzyma siano i słomę dla zwierząt.
Pani Teresa Gaweł mieszka w odziedziczonym po rodzicach domu na słupskim Ryczewie. Przy domu przy ul. Strumykowej ma 2,5-hektarowe gospodarstwo, z którego utrzymuje siebie i męża, a w nim dwie krowy. Siano i słomę dla tych zwierząt trzyma w szopie, która graniczy z jej działką, a którą prawdopodobnie będzie musiała wkrótce rozebrać.
- Dzięki tym krówkom jakoś żyjemy. Mam mleko dla siebie, męża i dla wnuków - mówi kobieta. - Dzieci się wyprowadziły, a już siły nie mam, żeby prowadzić gospodarkę, mąż też jest schorowany. Po siano i słomę daleko chodzić nie możemy, bo zdrowie na to nie pozwala. Zresztą, jak je trzymaliśmy na polu, to nam trzy razy spalili, a tu w szopie jest bezpieczne i blisko.
Zdaniem pani Teresy, szopa, owszem, nie jest zlokalizowana na jej działce, ale stoi w tym miejscu już ponad 30 lat. Wcześniej podobno nikomu nie przeszkadzała. Nawet gdy zwierząt w gospodarstwie było dużo więcej. Teraz okazało się, że muszę ją rozebrać. Wystąpiłam więc o dzierżawę terenu, na którym szopa stoi, żeby sprawę uregulować, żeby wszystko było legalnie, ale tego też nie mogę zrobić. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego - żali się pani Teresa. Słupszczanka od kilku miesięcy dostaje z urzędu miasta pisma ponaglające ją do rozbiórki drewniano-blaszanej szopy. Po jej prośbach ten termin był przesuwany już kilka razy.
W maju słupszczanka spotkała się w tej sprawie z wiceprezydentem Słupska Markiem Biernackim. Wówczas on udzielił jej zgody na tzw. bezumowne korzystanie z części miejskiej działki, na której stoi szopa, ale tylko do końca października tego roku. Po tym czasie szopa powinna zostać rozebrana - mówi wiceprezydent Słupska.
- Niestety, szopa stoi nielegalnie na działce miejskiej, do tego nie wygląda estetycznie, a ponadto stanowi zagrożenie pożarowe. on, że do urzędu dotarły też skargi na stan budowli od sąsiadujących z panią Teresą mieszkańców ul. Strumykowej. Ponadto teren ten zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania nie jest przewidziany na składowanie tego typu materiałów.
- Trzeba wspomnieć o tym, że tak naprawdę cały obszar Ryczewa trzeba uporządkować. Szopa pani Teresy to niejedyny przykład nielegalnego zajmowania terenu w tej dzielnicy miasta - mówi Marek Biernacki. - Nie chcemy nic robić nagle, nikogo zaskakiwać decyzjami, dlatego dałem tej pani czas na uporządkowanie terenu i rozebranie samowolnie ustawionej budowli do końca października. że polecił urzędnikom przejrzeć wszystkie wątpliwe zabudowania w tej dzielnicy miasta i uporządkować teren. - To zaszłości sprzed wielu lat, ale kiedyś trzeba to zrobić - twierdzi wiceprezydent.