To jest wszystko do odtworzenia - mówił Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski na temat dokumentów, które mogły ulec zniszczeniu w pożarze Archiwum Urzędu Miasta. Dziś na łamach „Dziennika Polskiego” pokazujemy, że słowa te prawdopodobnie nie są prawdą. Ale co ważniejsze, wiemy, że nie jest prawdą, jakoby w spalonym Archiwum ucierpiały jedynie „dokumenty bez znaczenia dla krakowian”.
Dziennikarze „DP” przeanalizowali ekspertyzy wykonane przez specjalistów z Politechniki Krakowskiej. Wynika z nich, że w tym tygodniu ma zakończyć się wydobywanie dokumentów z pierwszej spalonej hali, z której wydobyto zaledwie ok. 100 metrów dokumentów z liczącego 20 km zasobu całości Archiwum. Co się tam dokładnie znajduje? Nie wiadomo. Wiadomo, że to ułamek, pół procenta. To pięć razy mniej, niż zakładały najgorsze scenariusze czarnowidzów.
Jednocześnie pojawiają się dowody na to, że jako miasto „tracimy pamięć”. Oto Łukasz Maślona, radny z klubu Kraków dla Mieszkańców, postanowił zapytać władze Krakowa o pochodzące z 2006 r. dokumenty dot. Parku Jordana. W odpowiedzi otrzymał od Prezydenta Miasta lakoniczną informację, że „dokumentacja uległa zniszczeniu podczas pożaru Archiwum”. To poważna sprawa. Słowa miejskich urzędników dowodzą, że w ogniu jednak ucierpiały „dokumenty ważne dla każdego z nas” (Park Jordana to nie tylko miejsce rekreacji, ale i dziedzictwo kulturowe).
Ale zaskakującym jest także kategoryczne stwierdzenie, że poszukiwany przez radnego Maślonę dokument bezpowrotnie przepadł. Skąd urzędnicy to wiedzą? Przecież prace trwają, w środku znajduje się jeszcze wiele materiałów, a wydobytych, zwęglonych i zgniłych teczek nie sposób było dokładnie zewidencjonować. Nikt też nawet nie zająknął się, że może da się to uratować, że poszukamy, że nic straconego.
Kto wie, może za chwilę o jakimś poszukiwanym przez Państwa archiwalnym dokumencie i Wy usłyszycie, że cóż, „uległ zniszczeniu w pożarze”, a sprawdzić tego nie będzie sposób. Oby pogorzelisko przy ul. Na Załęczu nie stało się wygodnym cmentarzem dla niewygodnych spraw.