Michał Zembala, kardiochirurg, syn sławnego ojca Mariana Zembali. O ojcu, rodzinie, pracy. Rozmowa
Dr Michał Zembala jest młodą gwiazdą kardiochirurgii, jego ojciec, prof. Marian Zembala, to legenda. Dyskutują, mogą się nie zgadzać. Łączy ich pacjent. I to, że jest absolutnie najważniejszy. Co ich dzieli?
Dr Michał Zembala ma 42 lata i na koncie duże sukcesy. Po raz pierwszy w Polsce przeszczepił sztuczne serce. Postawił sobie zadanie karkołomne: absorbującą pracę pogodzić z zaangażowanym ojcostwem. W tej kwestii ścieżką słynnego ojca, prof. Mariana Zembali, pójść nie chce.
Lubi wyzwania, szybko podejmuje decyzje, jednak nie ma w jego pracy miejsca na brawurę. Ryzyko? Starannie przeanalizowane i poparte wiedzą. Dr Michał Zembala może mieć - i często ma - różne zdanie z ojcem, prof. Marianem Zembalą, dyrektorem Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Zgadzają się jednak w kwestii fundamentalnej: pacjent jest najważniejszy.
Ale już w interpretacji tego zdania doktorzy Zembala różnią się. Prof. Marian Zembala, ojciec, był swojej pracy oddany totalnie. Dr Michał Zembala, syn, koordynator kardiochirurgii na Oddziale Kardiochirurgii i Transplantologii tego szpitala już wie, nauczony rodzinnym doświadczeniem, że tą wielką odpowiedzialnością za pacjenta równie odpowiedzialnie trzeba się dzielić z zespołem. Pacjent absolutnie najważniejszy jest w szpitalu. W życiu: rodzina.
- Praca pracą, ale dom jest domem, ja tego wciąż nie umiem i wciąż się uczę - przyznaje.
Do dorobku i dokonań ojca ma wielki szacunek. Jednak nie chce - jak on - choć go teraz rozumie, dla dobra pacjenta i ratowania jego życia zatracić się w pracy i zapłacić tak wysokiej ceny. Michał Zembala chce zapisać tę kartę po swojemu: i w życiu, i w pracy. I odnosi sukcesy.
Specjalizacja taka sama, nurt i metody już inne
Ojciec i syn, choć różnią się charakterami, są z czasem coraz bardziej podobni z gestów, postawy, głosu. Potwierdzają to zwłaszcza długoletni współpracownicy, którzy znają Zembalów od lat. Podobieństwa mogliby wyliczać długo. Obaj niechętnie mówią o sobie, za to z pasją - o sposobach ratowania swoich pacjentów. Bo fizyczność to jedno. Łączy ich przede wszystkim zawód i pasja, która najpierw ich rozdzieliła, a teraz, po latach - zbliżyła.
- Specjalizacja, owszem, ta sama, ale nurt już nie do końca - mówi dr Michał Zembala. - Ojciec może jest bardziej konserwatywny, zachowawczy. Ja jestem bardziej bezkompromisowy - ocenia.
Z ojcem pracował przy stole operacyjnym krótko. - Byłem młodszym rezydentem, operowałem jako druga asysta. Ja otwierałem i zamykałem pacjenta, pomagałem jeszcze drugiemu starszemu chirurgowi, który z ojcem operował - wspomina Michał Zembala.
- Profil zabiegów i techniki operacyjne, ich stopień skomplikowania także trochę nas różnią - dodaje.
Chociaż, jak przyznaje, ojciec rzeczywiście zrobił sporo rzeczy nowych i jako pierwszy, na przykład, wprowadził nowy sposób rewaskularyzacji serca, jako pierwszy zrobił przeszczep płuco-serca.
W dalszej części:
- O pacjencie, którego operowali i ojciec, i syn
- O tym, czy dziś w szpitalu są lekarze niczym z filmu "Bogowie"
- O tym, kto pilnuje balansu między pracą i domem
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień