Miecz z Boleradza. Grób nieznanego wojownika
Ten zabytkowy miecz, dziś eksponat Muzeum Zagłębia w Będzinie, przeleżał w ziemi więcej niż 900 lat. Może i ponad 1000. Odnaleziono go w Boleradzu. Do kogo należał? Kto był jego właścicielem? W jakich okolicznościach stracił życie? Wiele wskazuje, że właścicielem miecza był wojownik z Moraw.
Ta niegdyś śródleśna osada, istniejąca już w średniowieczu, przynależała do Grodźca jeszcze w czasach, gdy stanowił on samodzielną miejscowość. Dziś Grodziec to dzielnica Będzina, Boleradz zaś jest biegnącą skrajem jego peryferiów ulicą.
W roku 1949 robotnicy pracujący na budowie szosy Grodziec-Boleradz natrafili na prastare cmentarzysko, a przy szczątkach ludzkich w jednym z grobów - na miecz. Dziś najprawdopodobniej wstrzymano by prace i zaalarmowano konserwatora zabytków. Na miejsce przybyliby archeolodzy, by szczegółowo zbadać i zinwentaryzować pochówki. Niestety, w 1949 roku tak się nie stało. „Kości z 22 grobów robotnicy usunęli na pobliski cmentarz, a zabytki żelazne (okucia wiader i żelazne nożyki) były przechowywane do mojego przyjazdu pod płytą kamienną - oprócz miecza, którym zaopiekował się wójt gm. Grodziec” - tak oto opisała w 1955 roku dalszy przebieg wypadków archeolog Wanda Sarnowska. Źle się stało, że z cennym odkryciem postąpiono w sposób tak bezceremonialny.
Kim był człowiek, którego pochowano z mieczem? Otóż po pierwsze: był chrześcijaninem. Bo pochówki w Boleradzu były szkieletowe i mimo wszystko dają się dosyć ogólnie datować na lata 950-1100. Po drugie: właściciel miecza był kimś swoim. Należał do lokalnej społeczności, mógł być jej zwierzchnikiem, przyjacielem, sojusznikiem - ale na pewno nie wrogiem. Bo tego ostatniego nie pochowano by z mieczem. Zostałby obrabowany. Po trzecie - był wojownikiem. Z czego od razu wynika i czwarte: należał do elity. Taki wniosek wysnuła archeolog Edelgarda Foltyn.
Jedyne pocieszenie stanowi fakt, że archeologom udało się dotrzeć do ludzi, którzy odkryte groby widzieli na własne oczy. „Według świadków, z którymi rozmawiałam, miecz leżał obok szkieletu; z tego samego grobu pochodzą okucia wiadra i żelazny nożyk. Bliższych szczegółów nie udało się ustalić” - stwierdza Wanda Sarnowska.
A jednak, już po wielu latach, sporo dalszych informacji dotyczących boleradzkiego grobu z mieczem zdobyła Aleksandra Rogaczewska, archeolog z Muzeum Zagłębia w Będzinie: - Jeden z tych grobów, jak mówił mi świadek naoczny tych wydarzeń, leżał nieco poza rzędami. Cmentarzyska z tego okresu były tzw. cmentarzyskami rzędowymi, na których zmarłych chowano bardzo ściśle, w biegnących równolegle do siebie rzędach. Natomiast grób z mieczem - jak twierdził świadek - był położony poza tymi rzędami, nieco na wschód od ostatniego z nich. Bardzo ciekawe według tego świadka było położenie miecza. Stwierdził on, że miecz trzymała dłoń odwiedziona od ciała.
Czy był Polakiem (o ile X wiek to nie za wcześnie, by mówić o Polakach)? A może Czechem? Na tych terenach wpływy polskie i czeskie ścierały się przez całe praktycznie średniowiecze. Człowiek z mieczem mógł też jednak należeć do zupełnie innego kręgu kulturowego, mającego swe korzenie w Skandynawii.
- Wśród wojowników bywało wielu napływowych, w drużynie Mieszka I byli też wikingowie, Waregowie, Rusowie - zauważa Tomasz Konopka, prezes Bractwa Rycerskiego Zamku Będzin. Zastrzega zarazem, że w tym konkretnym przypadku za mało wiemy, by wysnuwać tak daleko idące wnioski.
Jeszcze jeden punkt oparcia przy rozwiązywaniu zagadki może dać sama nazwa dawnego leśnego osiedla, gdzie pochowano człowieka z mieczem: Boleradz. Nazwa to bowiem niezwyczajna, bo unikatowa, jedyna taka w Polsce. Lecz podobne występują u naszych południowych sąsiadów: to Boleradice w Czechach i Boleráz na Słowacji. I obie mają ze sobą coś wspólnego. Zarówno Boleradice, położone na Morawach, niedaleko Brna i granicy z Austrią, jak i Boleráz u podnóża Małych Karpat, znajdują się na ziemiach dawnego państwa wielkomorawskiego. Państwo to, jedno z pierwszych państw słowiańskich i w IX wieku istne mocarstwo regionalne Europy, w początkach wieku X przestało istnieć, swój upadek zawdzięczając głównie ekspansji Węgrów. Do tego jednak czasu prowadziło politykę ambitną i skuteczną, prawdopodobniej samemu sięgając za Sudety i Karpaty - po obecne Śląsk i Małopolskę. Być może więc i korzenie będzińskiego Boleradza sięgają aż Wielkich Moraw. Plonem wykopalisk na Górze Zamkowej w Będzinie były m.in. znaleziska wiązane właśnie z państwem wielkomorawskim.
Co też godne uwagi, badania archeologiczne ujawniły, że groby wielkomorawskich wojowników w Czechach i na Słowacji nieraz zawierają normańskie miecze. Edelgarda Foltyn, charakteryzując miecz z Boleradza, stwierdza również: „Reprezentuje on typ charakterystyczny dla wczesnośredniowiecznej Europy Środkowej. Podobne okazy notowane są w zespołach zabytków z czasów od IX do XII w., najczęściej wśród materiałów z wieków X i XI; znaleziska IX-wieczne pochodzą z Czech, Słowacji i krajów byłej Jugosławii”.
Mimo iż Wielkie Morawy upadły długo przed śmiercią człowieka z Boleradza, to mógł on przecież wywodzić się stamtąd, być emigrantem lub potomkiem uchodźców. Boleradz zresztą można z Morawami powiązać w jeszcze jeden sposób. Już w początkach XI wieku krainę tę przyłączył do swego państwa Bolesław Chrobry, prawdopodobnie przy aprobacie chociaż części tamtejszego możnowładztwa. Nabytek okazał się efemeryczny, Morawy odpadły od Polski jeszcze za życia Chrobrego lub wkrótce po jego śmierci. Nietrudno jednak sobie wyobrazić, że grupa Morawian - zwolenników Piastów - po fiasku polskich rządów mogła udać się na wygnanie do Polski, gdzie osiadła właśnie w okolicy Będzina.
To bardzo możliwe, że człowiek z mieczem był Polakiem - albo raczej członkiem któregoś z plemion lechickich, jako że w jego czasach naród polski dopiero się kształtował. Jednak godzi się brać tu pod uwagę i inne opcje.
Czeski ślad
Zewnętrzny wał grodziska na Górze Zamkowej w Będzinie powstał około połowy wieku X, co mniej więcej odpowiada dacie prawdopodobnego zajęcia Małopolski z Krakowem przez czeskich Przemyślidów. Także i późniejsze przyłączenie Krakowa do państwa Mieszka I pod koniec X wieku nie odbyło się bezkrwawo. Czeski kronikarz Kosmas zapisał, że „(…) polski książę Mieszko, nad którego nie było podstępniejszego człowieka, wnet zabrał podstępem miasto Kraków, zabiwszy mieczem wszystkich Czechów, których tam znalazł”. Niewykluczone, że posoka lała się nie tylko na Wawelu i u jego stóp, że walki objęły także inne tereny późniejszej Małopolski, w tym i jej strategiczne, zachodnie pogranicze ze Śląskiem. Tak się jakoś złożyło, że akurat pod koniec X wieku zewnętrzny wał grodziska w Będzinie strawił pożar. Możliwe też, że kilkadziesiąt lat później przemierzali te strony czescy wojowie księcia Brzetysława podczas łupieżczej rejzy po Polsce.