Mieczysław Mazur aktywnie spędza wolny czas
Mieczysław Mazur przez sześć lat grał w Koronie Kielce. Z jego pomocą zespół w 1982 roku wywalczył awans do drugiej ligi. Po zakończeniu sportowej kariery prowadził drużyny z naszego regionu
Mieczysław Mazur pierwsze piłkarskie kroki stawiał w SHL Kielce, w którym grał w drużynach młodzieżowych.
- Treningi rozpocząłem 1970 roku. Moim pierwszym trenerem był Mieczysław Nowak. Do treningów zachęcił mnie kolega. Był on o dwa lata starszy. Razem poszliśmy na pierwsze zajęcia. Spodobało mi się i zostałem. Szybko trafiłem do zespołu juniorów, a mój kolega po pół roku zrezygnował z gry. Wtedy SHL miał silny skład. W pierwszej drużynie bronił Andrzej Wojciechowski, grał Wiesiek Terczyński, Zdzichu Kocieliński, czy Andrzej Sochanek. Rozgrywki młodzieżowe wyglądały inaczej niż obecnie. Rywalizowaliśmy w turniejach, na których pojawiali się trenerzy wypatrujący perspektywicznych zawodników. Teraz tego brakuje - zaznacza Mazur.
Zagrali w blasku jupiterów
Pierwsze sukcesy sportowe Mieczysław Mazur zaczął odnosić, jako młody chłopiec.
- Moim największym sukcesem, jako młodzieżowca było mistrzostwo okręgu świętokrzyskiego. Byłem najmłodszym zawodnikiem drużyny, którą stanowili zawodnicy urodzeni w 1953 i 1954 roku. Ja urodziłem się pod koniec 1958 roku, więc różnica była duża. Pokonaliśmy wtedy takie zespoły, jak Radomiak Radom, Broń Radom, czy mocny wówczas Star Starachowice. Naszym trenerem był Bonawentura Marciniak. Dzięki zwycięstwu pojechaliśmy na klubowe mistrzostwa Polski, gdzie w fazie grupowej przyszło nam się mierzyć z Legią Warszawa, Olimpią Grudziądz i ŁKS Łódź. Byliśmy wtedy traktowani, jako drużyna z prowincji. W inauguracyjnym spotkaniu zagraliśmy z ŁKS, który był gospodarzem turnieju. Mecz odbył się wieczorem. Było to niesamowite przeżycie, ponieważ po raz pierwszy mieliśmy okazję zagrać przy sztucznym oświetleniu - wspomina.
Wykorzystał swoją szansę
Dzięki dobrej grze w drużynach młodzieżowych w SHL, a później w Koronie, Mieczysław Mazur szybko został zauważony przez szkoleniowca pierwszej drużyny, w której otrzymał szansę gry.
- W drużynie seniorów zadebiutowałem w Koronie. Co prawda pojechaliśmy na obóz przygotowawczy, jako SHL. Towarzyszyła nam także Iskra. Podczas zgrupowania dowiedzieliśmy się, że nastąpiło połączenie obu klubów. Moim pierwszym meczem, w barwach drużyny seniorów było wyjazdowe, pucharowe spotkanie z Radomiakiem Radom. Trener Bogumił Gozdur wpuścił mnie na boisko na ostatnie 20 minut. To było niesamowite przeżycie, ponieważ przyszło nam grać przy piętnastu tysiącach kibiców. Wtedy w naszej drużynie grali między innymi: Boguś Herman, Waldek Taborek i Marian Puchalski. Po tym spotkaniu szybko zacząłem regularnie grać, tym bardziej, że wszedł przepis, że w trzeciej lidze musiało grać dwóch młodzieżowców, a dodatkowo dwóch musiało przebywać na ławce rezerwowych. W pierwszym składzie najczęściej występowałem z Władkiem Starościakiem, który pół roku wcześniej przyszedł do Korony. Moim pierwszym meczem ligowym, był pojedynek w Siedlcach z Pogonią. W drużynie rywali grał wtedy między innymi były legionista Janusz Żmijewski, który był jednym z najszybszych zawodników tamtego okresu - zaznacza były zawodnik Korony.
Uśmiechnął się dopiero po pół roku
Mazur wraz z Koroną mógł awansować do drugiej ligi już w 1979 roku. Ostatecznie kieleckiemu zespołowi, który był liderem na półmetku rozgrywek nie udało się tego osiągnąć.
- Dla mnie gra w drużynie seniorów była trudna, ponieważ odstawałem od innych fizycznie. Starałem się to nadrobić techniką, ale w niektórych starciach nie dało się tego zrobić. Korona po spadku do trzeciej ligi, szybko chciała wrócić do drugoligowych rozgrywek. Nie było to jednak takie proste. W 1978 roku czystkę w drużynie zrobił trener Marian Szczechowicz, który prowadził także reprezentację Polski do lat 21. Odeszło wielu starszych zawodników. Trener zostawił tylko Mariana Puchalskiego i Heńka Kiszkisa. Mieliśmy wtedy jedną z najmłodszych linii pomocy w Polsce. Grałem wtedy ja, Leszek Wójcik, który przyszedł z Mazowsza Grójec oraz Tomek Tokarczyk z Ruchu Skarżysko-Kamienna. Po rundzie jesiennej byliśmy liderem trzeciej ligi, ale ostatecznie nie udało nam się awansować. Trener Szczechowicz był stanowczym szkoleniowcem. Po przyjściu do Korony po raz pierwszy uśmiechnął się dopiero po pół roku. Pojechaliśmy na obóz zimowy do Dobczyc. Dyżurnym był wtedy Zbyszek Witak, który zawsze miał ciekawe i śmieszne pomysły. Przed jednym z treningów wszedł do Heńka Kiszkisa, który był najstarszym zawodnikiem. Heniek spytał „co bierzemy dziś na salę”, a on na to „dzisiaj koce”. W pewnym momencie drzwi hali się otworzyły i wszedł Heniek z kocem, na co trener „co ty Heniu na plaże dziś przyszedłeś?”. Wszyscy wybuchli śmiechem wraz z Szczechowiczem. Kiszkis po tym zajściu nie rozmawiał ze Zbyszkiem trzy dni, ale później mu przeszło - wspomina z uśmiechem na twarzy Mazur.
W drugiej lidze w Lubliniance
Po awansie z Koroną do drugiej ligi w 1982 roku, Mieczysław Mazur otrzymał powołanie do wojska. Skierowano go do jednostki w Lublinie. W tym czasie przez niemal dwa lata grał w Lubliniance. Po powrocie z Lublina Mazur przez półtora roku grał w Koronie. Podczas jednego z obozów przygotowawczych w wyniku starcia z Henrykiem Wolffem złamał nogę, co wykluczyło go z gry na długi okres. Po powrocie na boisko Mazurowi ciężko było wrócić do optymalnej formy, więc zrezygnował z występów w kieleckiej drużynie. Do gry w Bucovii Bukowa namówił go Janusz Cieślak, z którym znali się z występów w Koronie.
- Los chciał, że wtedy do drugiej ligi bezpośrednio awansowały dwa zespoły, czyli Korona i Lublinianka. Okazało się, że przyszło mi grać w barwach ligowego rywala. To był fajny okres, choć muszę przyznać, że po tym, jak trafiłem do Lublina na początku byłem trochę przerażony. Przez pierwsze dwa tygodnie w koszarach dali nam porządną szkołę życia. Dopiero później rozpoczęły się treningi w klubie. Fajnie wspominam też okres gry w Bucovii i Partyzancie. Do tego drugiego klubu przeszedłem wraz z Mirkiem Misiowcem za namową Stasia Goski, który był trenerem zespołu. W trakcie moich występów w klubie z Wodzisławia Stasiu wyjechał do pracy do Niemiec, a ja przejąłem prowadzenie zespołu - powiedział Mieczysław Mazur.
Nie poszedł w ślady ojca
Syn Mieczysława Mazura - Mariusz próbował swoich sił w piłce nożnej, ale szybko okazało się, że ta dyscyplina sportu nie jest dla niego. W związku z tym, że jest wysoki spróbował swoich sił w koszykówce, gdzie sprawdził się znacznie lepiej, choć grał tylko na poziomie amatorskim.
Wnuczka jego „oczkiem w głowie”
Były gracz Korony cały czas gra w piłkę nożną, choć teraz tylko hobbistycznie. - Wciąż spotykamy się i gramy rekreacyjnie. Regularnie na naszych zajęciach pojawiają się między innymi: Heniek Kiszkis, Sławek Wojtasiński, Marek Parzyszek - mówił Mazur.
- Obecnie najwięcej czasu poświęcam półtorarocznej wnuczce Milenie, za którą szaleję. Staram się ją odwiedzić każdego dnia. Już nie mogę się doczekać, jak zacznę jej opowiadać swoje boiskowe przygody - dodaje.