Między regałami: Ubezpieczenie dla wybranych łodzian
Łódź trafia na nagłówki gazet z różnych powodów. Kojarzyć może się np. z dziećmi w beczkach i zakatowaną Oliwką, której ciało matka przyniosła na pogotowie, ale także ze stajnią jednorożców i budzącym ostatnio wiele emocji nowym gmachem i otoczeniem dworca Łódź Fabryczna. I Katarzyną Bondą, która w wyjątkowo słabych „Lampionach” bardzo chciała podpalić Łódź, ale zwyczajnie jej nie wyszło...
Wyszło za to ubezpieczycielom, zwłaszcza tym komunikacyjnym. To za sprawą towarzystw ubezpieczeniowych o Łodzi znów zrobiło się głośno. To właśnie u nas padł ubezpieczeniowy rekord: w ciągu dwóch lat polisa obowiązkowego ubezpieczenia zdrożała o 128 procent! I tyle ubyło z portfela kierowcy. Oczywi ście, że przedstawiona przez firmę symulacja nie oznacza, że wszyscy zapłacą właśnie o tyle więcej, ale że jest drożej wszyscy kierowcy, a zwłaszcza łódzcy, wiedzą.
Ale do ilu trafia argumentacja, że podwyżki były nieuchronne? Bo tak nakazał KNF, bo trzeba zapewnić auto zastępcze, bo rosną kwoty wypłacanych odszkodowań. Taak, spróbujcie to powiedzieć tym, którzy od lat jeżdżą samochodem i nie mieli nawet stłuczki. Nie korzystali z zastępczego auta, nie otrzymali odszkodowania, a z ich portfeli znika coraz więcej pieniędzy.
Jedynie uśmiech politowania może wywoła argumentacja pani premier, że podwyżki cen OC to wina poprzedniego rządu. Zabrakło tylko słynnego „wina Tuska” i już wszystko byłoby wiadomo. A tylko ci, którzy z przepisami konsumenckimi są na bakier, mogą czuć się uspokojeni wypowiedzią prezesa UOKiK, który postraszył ubezpieczycieli, że jeśli stwierdzi zmowę cenową, to nałoży surowe kary. Tylko że to żadne nihil novi, a klasyczna praktyka i standardowe uprawnienie prezesa tej instytucji. I raczej od tego ceny nie spadną.
Samochody mogą coraz częściej być dla ludu, za to OC, zwłaszcza w Łodzi, dla wybranych...