Między torami: Urzędnicza sztuka pudrowania
Radny Sebastian Bulak przeżył szok, a radni pękali ze śmiechu. A wszystko za sprawą odpowiedzi na interpelację, w której znalazł się fragment wewnętrznej korespondencji urzędników.
Zarząd Lokali Miejskich, przygotowując tę odpowiedź zwrócił się do biura prasowego o akceptację jej treści, pod którą później podpisał się wiceprezydent Krzysztof Piątkowski. Jolanta Baranowska z biura rzecznika prasowego napisała:
wyrzućmy że „jej wymiana jest niemożliwa teraz”. Zostawmy tylko zdanie że „zostanie wymieniona w następnym etapie remontu” i akceptuję
Chodziło o wymianę stolarki okiennej, która lada moment wypadnie i zleci komuś na głowę...
To oczywiste, że pisma urzędników powinny być sprawdzane przez kilka osób, zanim zostaną oficjalnie przekazane wnioskodawcy. Kłopot w tym, że najważniejszym ogniwem kontroli jest biuro rzecznika, choć lepszą nazwą byłoby biuro propagandy sukcesu. Mam wrażenie, że w łódzkim magistracie chodzi tylko o to, żeby zastąpić urzędnicze „nie da się” lub „niemożliwe” słowami bełkotliwymi, z których nic nie wynika. Czy kogoś w urzędzie interesuje problem łodzianina, któremu wypadają okna? Z tej korespondencji wynika, że nikt się tym nie przejął. Najważniejsze, żeby odpowiedzieć radnemu na zasadzie „wypchaj się i nie zawracaj głowy”. Urzędnicy ciągle narzekają, że muszą odpowiadać na interpelacje w sprawie problemów łodzian. Biedaki, muszą odpowiadać, a nie rozwiązywać te problemy. A myślałem, że właśnie za to im płacą z naszych podatków.