Międzyrzecz. Bezdomny ma żal do szpitala: "Nie chcieli mi pomóc"
- W szpitalu byłem jeden dzień. Pomimo fatalnego stanu zdrowia, wypisano mnie, nie podając żadnych leków - mówi bezdomny Ryszard Czekałowski.
- Wypisali mnie dlatego, że nie byłem ubezpieczony. Lekarze powiedzieli mi to wprost. Gdyby nie pomoc lekarzy z przychodni oraz ludzi z opieki społecznej, jestem pewien, że dziś by mnie tu już nie było. Dla szpitala moje życie nie jest widocznie nic warte – mówi Ryszard Czekałowski.
Do międzyrzeckiej lecznicy skierowany został przez lekarza rodzinnego z podejrzeniem krwawienia z przełyku. - Czułem się fatalnie. Nie mogłem jeść, ani pić. Wszystko zwracałem, miałem okropne bóle. Przy przyjęciu założono mi wenflon, ale nie został on w ogóle użyty. Nie dostałem nawet kroplówki, choć nie jadłem od pięciu dni. Nie podano mi leków. Jedyne, co zrobili, to gastroskopia. Jeden z lekarzy stwierdził, że powinienem zostać w szpitalu, na co dwóch innych powiedziało, że wychodzę, bo nie jestem ubezpieczony. Pielęgniarki były w szoku, że w takim stanie wychodzę – opowiada.
Pan Ryszard prosto ze szpitala udał się do OPS-u. - Nie wyglądał dobrze. Uważam, że w takim stanie nie powinien opuszczać szpitala i nie powinien mieć znaczenia fakt, że jest osobą bezdomną, bezrobotną i bez środków do życia. Nie był ubezpieczony przez urząd pracy, bo nie stawił się na wizyty. Pan Ryszard nie jest w stanie podjąć zatrudnienia, jego stan zdrowia na to nie pozwala. Jak zwykle w takich przypadkach, kontaktował się z nami ruch chorych ze szpitala pytając czy ubezpieczymy pana Ryszarda. Odpowiedzieliśmy, że nie ma żadnego problemu. Dlatego zdziwiliśmy się, gdy zjawił się u nas następnego dnia – mówi pracownik socjalny międzyrzeckiego OPS.
Zapytaliśmy władze szpitala o powód wypisania pacjenta. Po zapoznaniu się z przypadkiem pana Ryszarda, prezes Kamil Jakubowski odpowiedział, że dalszy pobyt w szpitalu nie był konieczny. - Pacjent został przez szpital zaopatrzony. Wykonano niezbędne badanie i stwierdzono, że nie ma wskazań do dalszej hospitalizacji. Nie miało to żadnego związku z brakiem ubezpieczenia. Szpital to nie noclegownia, bez względu na to, czy ktoś jest bezdomny, czy jest milionerem. Leczymy te osoby, których stan tego wymaga – odpowiada.
Nie przekonuje to jednak pana Ryszarda. – Myślałem, że w naszym kraju ludzie tacy jak ja mogą na jakąś tolerancję – mówi.
Pytany o zdrowie odpowiada: – Jestem bardzo słaby. Na szczęście mogłem zatrzymać się u znajomych. Leczę się w przychodni, dostałem zastrzyki, leki, skierowania na badania. Jestem tam traktowany jak człowiek, a nie bezdomny.