W tej chwili wolnych miejsc do państwowych przedszkoli jest... 11. - To skandal! - mówią rodzice. Władze mają plan rozwiązania trudnej sytuacji. Chcą wysłać sześciolatki do zerówek w szkołach.
- To kolejny rok, kiedy bez skutku staram się o przedszkole. Syn chodzi do prywatnego, to jednak nie to samo. Pomijając już różnicę w kosztach, zastanawiam się, jak dziecko pięcioletnie ma przygotować się do nauki w szkole, gdy znajduje się w jednej grupie z maluchami korzystającymi z nocniczków? W podobnej sytuacji jest wielu innych rodziców, czujemy się bezsilni. Czekamy na jakieś propozycje, władze nie mogą nas przecież tak zostawić - mówi Sylwia Borkowska. Dodaje, że problem nie pojawił się przecież wczoraj, choć w tym roku sytuacja jest wyjątkowo kiepska. - Nowe władze mają okazję się wykazać. Sprawa przedszkoli powinna być dla nich priorytetem. Radni również muszą się w nią zaangażować, bo rozwiązanie musi się znaleźć - mówią rodzice.
Brakuje miejsc dla 255 dzieci. Władze chcą zachęcić rodziców m.in. nauką języka.
Ciężki orzech do zgryzienia
W ciężkiej sytuacji są rodzice, lekko nie mają również i władze. Zmierzyć się muszą ze skutkami decyzji rządu, pozostawiającej sześciolatki w przedszkolach. Przeliczając na pieniądze, dla gminy jest to około miliona złotych rocznie mniej. Na każdego ucznia przypada bowiem 5,6 tys. zł subwencji, a na przedszkolaka 255 zł.
- Około miliona mniej należy przemnożyć przez ilość lat nauki w podstawówce - przekonywał burmistrz Remigiusz Lorenz na spotkaniu z radnymi. I wyliczał kolejne problemy, jakie przyniesie za sobą pozostawienie zerówkowiczów w przedszkolach. W tym najważniejszy: brak miejsc dla ich młodszych kolegów, a konkretnie 255 maluchów. Włodarz jest przekonany, że najlepszym wyjściem jest stworzenie sześciolatkom „optymalnych warunków” w oddziałach przedszkolnych przy szkołach podstawowych. - Musimy przekonać rodziców, bo naprawdę jest to najlepsze wyjście dla ich dzieci. Chcemy wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom, zapewnić wyżywienie, dodatkowe zajęcia i przede wszystkim ośmiogodzinną opiekę, tak jak w przedszkolu - mówi burmistrz.
Zabawa plus nauka
Podstawowym argumentem za zerówkami w szkołach jest dobro maluchów i ich rozwój. - W przedszkolach dzieci zrealizowały już cały program. Jeśli w nich zostaną, przez cały rok będą stały w miejscu. W zerówce w szkole będą miały opiekę jak w przedszkolu, ale i nowe zajęcia rozwijające umiejętności, przygotowujące do podjęcia nauki za rok - przekonuje R. Lorenz. Podobnego zdania jest Izabela Korejwo kierująca Gminnym Zespołem Oświaty. - Taka zabawowo-edukacyjna zerówka pozwoli lepiej zaadaptować się w szkolnych murach - mówi.
Choć plan wydaje się rozsądny, pani Kamila i jej koleżanka obawiają się, że rodzice sześciolatków na to nie pójdą.
- Nie zgodzą się, żeby ich maluchy były popychane na przerwach na zatłoczonych szkolnych korytarzach, gdy mogą spokojnie spędzić rok w przedszkolu - mówi pani Sylwia. Burmistrz chce zrobić jednak wszystko, by rodzice nie musieli martwić się o swoje pociechy. - Maluchy będą miały oddzielną przestrzeń, z osobnym wejściem, własny, ogrodzony plac - mówi.
Podczas spotkania w ratuszu Lorenzowi udało się przekonać radnych do jego pomysłu i uzyskać od nich zgodę na sfinansowanie całego planu. Czy równie łatwo uda mu się przekonać rodziców sześciolatków? Ich obawy chce rozwiać podczas spotkań w szkołach i przedszkolach (pierwsze z nich - tzw. drzwi otwarte - już dziś o 17.00 odbędzie się w auli SP2).
W przygotowaniu jest również kampania mająca informować i promować zerówki w szkołach.
- Podczas spotkań z rodzicami chcemy dowiedzieć się, jakie są ich oczekiwania - mówi R. Lorenz. Razem z radą wykorzysta tę wiedzę, by stworzyć pakiet zachęcający rodziców do oddziałów przedszkolnych. Wśród wstępnych propozycji padła m. in. nauka języka, zajęcia komputerowe, artystyczne czy dodatkowy pakiet medyczny.