Miejsce do życia na Marsie jest naszą polisa ubezpieczeniową
Miliarder Elon Musk chce uratować ludzkość przed czekającymi ją problemami i proponuje śmiałkom lot na Marsa, gdzie mają zakładać kolonie. Musk nie przejmuje się ostrzeżeniami naukowców i twierdzi stanowczo: musimy podjąć takie ryzyko!
Elon Musk ma zapewne rację, mówiąc, że jest w stanie wysłać, i to niebawem, ludzi w arcytrudną misję na Marsa. Ale otwarte pozostaje pytanie: czy ci, którzy ruszą w taką podróż wrócą na Ziemię w takim stanie, że będą mogli nam opowiedzieć, co widzieli?
Kiedy niedawno miliarder ogłaszał swój śmiały plan nie krył, że jest to misja bardzo ryzykowna, a jej skutki nie są dziś do przewidzenia. Nowe badania specjalistów sugerują, iż w takim przedsięwzięciu największym zagrożeniem nie jest możliwośc śmierci śmiałków, tylko nieodwracalne uszkodzenie ich mózgów.
O takim właśnie zagrożeniu wspominają naukowcy z kalifornijskiego uniwersytetu w Irvine, którzy badali wpływ promieniowania kosmicznego na pracę mózgów gryzoni.
Przypominają oni, że tak jak nas, mieszkańców Ziemi, chroni przed kosmicznymi promieniami powłoka magnetyczna, tak już takiej tarczy nie mają ci, którzy zapuszczają się daleko poza nasza planetę. Niepełne badania, jakim poddawano astronautów statku kosmicznego Apollo wskazywały, iż skarżyli się oni po swoich wyprawach na dolegliwości układu krążenia.
***
Nikt jednak nie badał, bo nie był w stanie, wpływu groźnych promieni kosmicznych na organizmy uczestników wielomiesięcznej podróży na Marsa.
Jedyni astronauci, którzy spędzili w kosmosie czas podobny do tego, który mają przed sobą podróżnicy na Marsa to ci, którzy przebywają na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tyle, że są oni nadal na tyle blisko naszej planety, iż chroni ich wspomniana już magnetyczna powłoka.
Tymczasem badania gryzoni na kalifornijskim uniwersytecie wykazały, że po przebywaniu pół roku w warunkach zbliżonych do tych panujących w kosmosie, dochodziło u nich do uszkodzenia neuronów, których nie można było „naprawić”.
Gryzonie wykazywały objawy podobne do tych, jakie zauważono u ludzi cierpiących na demencję.
Charles Limoli, autorytet w dziedzinie onkologii, zwraca uwagę na inny aspekt takiej podróży, która tam i z powrotem trwałaby aż trzy lata. - Przecież gdzieś daleko od nas znaleźliby się ludzie odcięci całkowicie od jakiejkolwiek pomocy- wyjaśnia.
Te argumenty i ostrzeżenia nie zniechęcają jednak Muska do swoich planów. Nie przekonują go słowa tych naukowców, który powtarzają, że dziś byłoby trudno powstrzymać fatalny wpływ na zdrowie astronautów kosmicznego promieniowania. Części statku kosmicznego, który ruszy na Czerwoną Planetę można osłonić, ale nie w stu procentach.
Pozostaje więc, co podpowiadają inni badacze, podawanie uczestnikom wyprawy specjalnych leków powstrzymujących lub spowalniających wpływ promieniowania w kosmosie na ich zdrowie.
***
Musk jednak wierzy, że Mars stanie się alternatywną bazą dla ludzkości.
- Te marzenia są realne... To coś, co musimy zrobić za naszego życia - przekonuje 45-letni miliarder, który dodaje, że znalezienie miejsca do życia poza Ziemią, to nasza „polisa ubezpieczeniowa”, bo nasza planeta za jakiś czas nie będzie nadawała się do zamieszkania, bo postępuje ekspansja Słońca, bo koszty życia rosną. Dlatego trzeba zrobić wszystko, co potrzeba, aby nasi następcy mieli gdzie indziej warunki do życia.
Musk promuje plan wysłania niewielkiej grupy ludzi na Marsa, potem kolejnych i kolejnych już od roku 2022. Flota ogromnych transportowców ruszyć ma już za kilka lat z Cape Canaveral na Florydzie, by po dotankowaniu w kosmosie po 80, najwyżej 150 dniach osiągnąć Czerwoną Planetę.
Używając „tradycyjnych” technologii byłoby to nierealne, bo wysłanie człowieka na Marsa takimi sposobami, jak poleciał on na Księżyc w latach 60. i 70. pochłonęłoby 10 miliardów dolarów.
Dlatego Musk proponuje, by oddzielone stopnie rakiety wystrzelonej z przylądka Canaveral wracały na Ziemię, lądując pionowo, a następnie wyniosłyby na orbitę ładunek paliwa.
Kosmiczny statek tankowałby przed podróżą na Marsa paliwo na orbicie. Podczas lotu wysuwałyby się automatycznie kolektory słoneczne. Po dotarciu w rejon Czerwonej Planety nastąpiłby ostatni etap podróży, pionowe lądowanie na Marsie.
Musk określa swój pomysł jako chęć ratowania ludzkości i stawia sprawę tak: albo zostaniemy na Ziemi i wyginiemy jako gatunek, albo zdobędziemy inne planety. Warunki do życia na naszej planecie będą coraz trudniejsze, i im szybciej podejmiemy działania ratunkowe, tym większa dla nas wszystkich szansa.
***
Dlaczego Musk wybrał Marsa, a nie Wenus, Merkurego czy inne planety? Mars wydał mu się najbardziej przyjazny człowiekowi, posiada atmosferę, ma też zasoby wody potrzebne do życia.
Problemem byłby koszt podróży. Jak przekonuje Musk koszty spadną, jeśli rakiety wynoszące statki kosmiczne będą wracały i będziemy je ponownie wykorzystywali. Tankowanie na orbicie, co przewiduje pomysł miliardera, to kolejne oszczędności. Korzystanie z kolektorów słonecznych daje dalsze oszczędności, podobnie jak wykorzystanie metanu jako paliwa w drodze powrotnej.
Musk wylicza, że doprowadziłby do zbicia ceny za jednego wysyłanego na Czerwoną Planetę człowieka do 200 tysięcy dolarów. A to już nawet mniej niż szacuje się dzisiaj cenę biletu za turystyczny lot w kosmos, jaki oferują niektóre amerykańskie firm z branży kosmicznej.
Pomysł Muska jest wizjonerski i dla wielu nierealny. Ale tak samo podchodzono do tych, którzy po raz pierwszy wzbili się w powietrze, czy polecieli w kosmos.