Miejsce w domu pomocy zwolnić może śmierć
Szpital im. Jurasza w miesiącu szuka około 50 miejsc dla pacjentów, którzy nie mogą wrócić do domu, ponieważ są zbyt chorzy, by rodzina mogła się nimi opiekować. W dramatycznej sytuacji znaleźli się państwo K., którzy nie mogą pomóc swojej mamie.
Trzecie piętro jednego ze spółdzielczych bloków w Bydgoszczy. Niewielkie, dwupokojowe mieszkanie, dwa łóżka, kilka mebli, kartony z rzeczami i czworo ciężko chorych ludzi. Do niedawna dawali sobie radę, teraz świat spadł im na głowę. Wiedzą, że nie mogą nadal opiekować się sobą.
Na 38 metrach
Państwo K. (dane osobowe zostały zmienione) zajmują dwupokojowe mieszkanie spółdzielcze o powierzchni ok. 38-etrów kwadratowych.
W każdym pokoju, na jednym łóżku śpią dwie osoby; 88-letnia kobieta, która przeżyła kilka udarów mózgu i ma napady szału z prawie 40-letnią kobietą, u której stwierdzono chorobę genetyczną i epilepsję.
Drugi, mniejszy pokój zajmuje małżeństwo; ona walcząca z depresją, nowotworami złośliwymi kilku narządów, polineuropatią (powikłanie po chemioterapii), zwyrodnieniami kości i on, zawałowiec, który kilka dni temu przeszedł operację usunięcia nowotworu jelita grubego.
- Mama jest w Juraszu, szpitalowi za opiekę jesteśmy bardzo wdzięczni. Ale, to się ma skończyć! Od wielu miesięcy staramy się o miejsce w domu opieki, bez skutku. Miejsca brak - mówi ze łzami w oczach pani Kamila. - To nie jest tak, że nam się mama znudziła, my nie dajemy już rady. Boimy się jej powrotu. Jest tak mało miejsca, że nie mieści się nawet materac. Jak mama będzie spała z naszą córką?
Pani Kamila ma jedno marzenie.
- Chciałabym tak raz pojechać do lasu i móc wykrzyczeć cały swój ból, całe cierpienie i naszą bezradność - mówi i dodaje, że pragnie przeżyć swoje dziecko choć o jeden dzień. Jeśli rodzice odejdą, ono zginie.
To nie jest tak, że nam się mama znudziła, my nie dajemy już rady. Boimy się jej powrotu. Jest tak mało miejsca, że nie mieści się nawet materac.
Państwo K. znaleźli się w ekstremalnej sytuacji. Wcześniej też nie było im łatwo.
- Kiedy urodziłam córkę, lekarka powiedziała mi, że mam debila, który nie będzie chodził i mówił - wspomina pani Kamila. - Tak się nie stało. Córka, chociaż nie jest w pełni samodzielna, żyje i to jest ważne.
Potem pani Kamila urodziła drugie dziecko, które zmarło. Córka odeszła, pojawiła się depresja i pierwsze kłopoty ze zdrowiem: nowotwór tarczycy, operacja, chemioterapia i… efekt uboczny, czyli polineuropatia, choroba wywołująca stałe drżenie kończyn.
- Byłam sparaliżowana - wspomina bydgoszczanka. - Ale zdrowy był mąż, który mi pomagał. Jednak zaczęła chorować mama.
Dziś ma ona 88 lat, przeżyła kilka udarów mózgu, cierpi na demencję, traci kontakt z otoczeniem i bywa agresywna. Niedawno poczuła się bardzo źle, trafiła do szpitala Jurasza, w którym jest do dziś.
Kiedy urodziłam córkę, lekarka powiedziała mi, że mam debila, który nie będzie chodził i mówił. Tak się nie stało. Córka, chociaż nie jest w pełni samodzielna, żyje i to jest ważne.
Każą czekać, odsyłają...
- Mama nie może tam być w nieskończoność - podkreśla pani Kamila. - Próbujemy znaleźć dla niej dom opieki. Na prywatny nas nie stać. Wszędzie nas odsyłają, każą czekać. To nie jest tak, że chcę pozbyć się mamy! Opiekujemy się nią od 10 lat, nawet się do niej przeprowadziliśmy, bo nie chciała zamieszkać u nas, choć mieliśmy duże mieszkanie.
Państwo K. mają do dyspozycji dwa niewielkie pokoje. Większy zajmują córka i babcia (śpią na jednym łóżku), mniejszy małżeństwo K. Dziś oboje czują się bezsilni, bo…
- Niedawno mąż przeżył zawał. Wykryto u niego nowotwór złośliwy jelita grubego. Przeszedł poważną operację - tłumaczy kobieta. - Od 23 października będzie dostawał chemię. Boję się, że nie dam sobie rady, kiedy mama wróci. Nie mogę dostawić dla niej osobnego łóżka, bo nie ma na nie miejsca! Jak będzie spała z córką? Moje dziecko w każdej chwili może mieć atak epilepsji!
To wina niewydolnego systemu
Państwo K. są bezradni, podobnie jak pracownicy Jurasza, którzy starają się znaleźć dla pacjentki miejsce w domu opieki. Niestety, trzeba na nie czekać, bo zwalniają się najczęściej wtedy, kiedy któryś z pensjonariuszy umrze.
W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej poradzono nam, żeby państwo K. wnioskowali o przyspieszenie przyjęcia chorej 88-latki.
System opieki nad osobami starszymi w Polsce jest bardzo niewydolny. Przykład państwa K. nie jest jedyny. Tylko w szpitalu Jurasza takich osób jest ok. 50 miesięcznie.