Mieszka w Mińsku, studiuje w Polsce. "Boję się żyć na Białorusi, ale wierzę, że wszystko jeszcze może się tu zmienić"

Czytaj dalej
Fot. Karolina Misztal
Dorota Witt

Mieszka w Mińsku, studiuje w Polsce. "Boję się żyć na Białorusi, ale wierzę, że wszystko jeszcze może się tu zmienić"

Dorota Witt

- Mieszkam w Mińsku. Razem z rodziną protestować zaczęliśmy już 9 sierpnia, od razu po wyborach. Nigdy nie zapomnę tych emocji: z jednej strony bezgraniczna nadzieja i szczęście; z drugiej – bardzo mocny strach, o to, że zostanę złapana. Już kilka razy uciekałam przed funkcjonariuszami MSW – opowiada Aleksandra, Białorusinka, która studiuje w Polsce.

Dlaczego nie możemy podawać pani nazwiska?
W normalnej sytuacji nie miałabym się czego obawiać, ale ostatnio na Białorusi zasady prawa i konstytucji nie działają, dlatego tak, myślę, będzie bezpieczniej. 

Boi się pani żyć we własnym kraju?
Tak, boję się. Bardzo trudne jest uświadomienie sobie, że ludzie władzy wierzą, że ma ona prawo do użycia brutalnej siły wobec ludzi i że może pozostać bezkarna. W ciągu miesiąca protestów ludzie nie zniszczyli ani jednej witryny, nie rzucili ani jednego kamienia i nie zorganizowali żadnej bójki, a jednak są traktowani jak przestępcy. Taka niesprawiedliwość bardzo boli. 
 
Od wyborów prezydenckich minęło już sporo czasu, ale niedzielny Marsz Jedności pokazał, że protestujących wcale nie ubywa. Jest pani wśród nich?
Mieszkam w Mińsku. Razem z rodziną protestować zaczęliśmy już 9 sierpnia, od razu po wyborach. Od tego dnia brałam udział w kilku protestach. Nigdy nie zapomnę tych emocji: z jednej strony bezgraniczna nadzieja i szczęście; z drugiej – bardzo mocny strach, że zostanę złapana. Już kilka razy uciekałam przed funkcjonariuszami MSW. Akurat w niedzielnym marszu nie brałam udziału.

W ciągu miesiąca protestów ludzie nie zniszczyli ani jednej witryny, nie rzucili ani jednego kamienia i nie zorganizowali żadnej bójki, niemniej jednak są traktowani jak przestępcy. Taka niesprawiedliwość bardzo boli. 

Aleksander Łukaszenka rządzi już 26 lat. Całe życie młodych Białorusinów, którzy inicjują protesty, dłużej niż całe pani życie. Dlaczego to młodzi wychodzą na ulice?
Nie można powiedzieć, że protestują tylko młodzi. Oczywiście jest ich więcej, ale bardzo dużą część stanowią starsi. Młodzi nie chcą żyć w takim systemie, jaki zbudował Łukaszenka, nie chcą żyć tak, jak ich dziadkowie i rodzice. Chcą zmian. Chcą pracować, budować rodziny w swoim kraju. Chcą wiedzieć, że ich głos stanowi wartość dla państwa. A starsi protestują z myślą o sobie i swoich dzieciach. To, jak poszczególne osoby patrzą na obecną sytuację, zależy nie tyle od wieku, ile od światopoglądu. W mojej rodzinie młodzi i starsi jednym głosem buntują się przeciw reżimowi Łukaszenki, a na przykład w rodzinie mojej koleżanki jest inaczej: jej rodzice wolą nie protestować, uważają, że to nic nie da. I można ich zrozumieć – tak zostali wychowani. 
 
To protest opozycji, element walki o władzę?
Tego, co dzieje się na ulicach kraju, nie można nazywać „protestem opozycji”. To nie opozycja, to naród białoruski, któremu skradziono głos i wolę. Artykuł 3 Konstytucji Republiki Białorusi mówi, że jedynym źródłem władzy państwowej jest naród. Chcemy, żeby tak było i w rzeczywistości. 
 
Stawanie ramię w ramię przeciw brutalnej władzy jednoczy. Widać tę solidarność?
Ludzie są zjednoczeni jak nigdy dotąd. Nareszcie każdy zobaczył, że nie jest sam. Przykładem tu może być przypadek z wczorajszego protestu. Funkcjonariusze złapali mężczyznę i zaczęli go bić. Przechodząca obok kobieta podbiegła i zakryła go swoim ciałem, aby nikt go nie maltretował, a potem pomogła mu wstać i odprowadziła do karetki. Takie sytuacje dają nadzieję. 

Niebawem wróci pani do Polski na studia, na Białorusi zostaną pani przyjaciele, bliscy. Pewnie będzie się pani bała o ich los. Doświadczyli już represji?
Całą sytuację na Białorusi można nazwać jedną wielką represją, więc jeśli tak na to spojrzymy - owszem. Ale na szczęście nikt z nas nie był zatrzymany, pobity itd. Ale to realne widmo. Nie da się bez łez, bez emocji oglądać relacji innych: wywiadów, filmików, na których opowiadają o tym, co się z nimi się działo, gdy wpadli w ręce służb państwowych.

W reakcjach Łukaszenki widzi pani pokaz siły czy symptomy paniki?
Łukaszenka boi się stracić władzę. W poprzednich latach udało mu się stłumić protesty, w tym nie. Jego pokazowe paradowanie przed kamerami z bronią automatyczną i absurdalne wypowiedzi dowodzą, że panikuje i nie ma konkretnego planu. 
 
Te protesty mogą się skończyć?
Najbardziej boję się prowokacji podczas protestów i nie chcę, żeby to się skończyło ofiarami. Widzimy, że protestujących nie ubywa i jeśli ludzie przestaną wychodzić na marsze, to będą inne formy protestów. Jestem tego pewna.  
 
A jak ta sytuacja powinna się rozwiązać?
Mam takie same cele jak inni protestujący Białorusini:

 
Studiuje pani w Polsce. Jak jest tu pani przyjmowana?
Studiuję na kierunku Dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Mam polskie korzenie i Kartę Polaka, więc mam możliwość odbycia bezpłatnych studiów w Polsce. Czuję się tu dobrze: rozumiana, szanowana. Nigdy nie miałam do czynienia z negatywną reakcją, za co bardzo dziękuję.
 
A po studiach wróci pani na Białoruś?
Na razie planuje skończyć studia licencjackie, a potem zamierzam zacząć studia magisterskie. Co do dalszych planów – niczego jeszcze nie przesądzam. Jasne jest jedno: jeśli sytuacja na Białorusi będzie się pogarszać, to nie widzę dla siebie tam przyszłości
 
I na studiach, i podczas praktyk w toruńskim Instytucie Dyskursu i Dialogu (kiedy to m.in. analizowała pani sposób przekazywania informacji przez media w Polsce podczas kampanii prezydenckiej) zdobywa pani wiedzę niezwykle cenną z punktu widzenia białoruskiego społeczeństwa. Niezależne media mogłyby odegrać znaczącą rolę w walce o wolność.
Dzisiaj sytuacja dotycząca mediów na Białorusi jest naprawdę tragiczna. Media państwowe podają fałszywe dane, kłamią i nie przestrzegają żadnych zasad etyki dziennikarskiej. I myślę, że moje praktyki w Instytucie Dyskursu i Dialogu były bardzo przydatne ze względu na to, że teraz, za pomocą różnych kryteriów, mogę ocenić, czy dany przekaz jest rzetelny, czy autor próbuje manipulować odbiorcą, w jakim celu wykorzystuje konkretne techniki. Internet jest dziś na Białorusi głównym źródłem rzetelnej informacji dla Białorusinów. Ale, jak wiemy, władze i tę sferę chcą kontrolować. Relacjonujący wydarzenia dziennikarze są zatrzymywani za to, że „brali udział w niesankcjonowanych wydarzeniach masowych”, a przecież po prostu wykonywali swoją pracę. Przez ostatni miesiąc na Białorusi zablokowanych zostało ok. 70 portali informacyjnych, a fakt, że przez pierwsze trzy dni po wyborach nie mieliśmy dostępu do internetu, nadal szokuje. Zresztą w niedzielę, w dniu Marszu Jedności, też na jakiś czas internet był dla nas wyłączony. Niestety na Białorusi nie widzę teraz możliwości rozwoju wolnego dziennikarstwa, ale wierzę, że to może się zmienić, że wszystko tu może się zmienić.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.