Mieszkam w trzech miastach
- Potencjał marketingowy Falubazu jest ogromny. Jednak na pewno w Zielonej Górze potrzebny jest nowy stadion - przyznał były reprezentant Polski i były trener dawnej Lechii, Maciej Murawski.
Jak postrzega pan ostatnie wydarzenia pozasportowe wokół reprezentacji Polski i późniejsze decyzje selekcjonera Adama Nawałki?
Nie powinno do tego dojść. Oczywiście, zdaje sobie sprawę, że są to dorośli mężczyźni, a atmosfera w szatni jest dobra. Wiadomo, że czasami buduje się ją przy piwie, jednak trzeba wiedzieć, w którym momencie i w jakiej ilości. Na pewno nie wolno pić alkoholu przed meczem i w takich ilościach nawet po nim. Po prostu przesadzono. Dobrze, że trener Nawałka o tym wie i zareagował. Myślę, że dobrze z tego wyszedł. Jakby postanowił zadziałać bardziej rygorystycznie to stracilibyśmy zbyt dużą liczbę zawodników. Mam nadzieję, że już więcej takich sytuacji nie będzie, a sami piłkarze będą zdawać sobie sprawę, że po takiej zabawie, później można głupio stracić punkty z Armenią. Z Rumunią mogło by się to już nie udać. Więc to taki „dzwonek” w dobrym momencie.
Jaką widzi pan przyszłość dla tej reprezentacji?
Mamy ogromny potencjał i nie powiem tutaj żadnych odkrywczych rzeczy. Posiadamy jednego z najlepszych napastników na świecie. Do tego jednego z lepszych środkowych i prawych obrońców, dobrego defensywnego pomocnika, doświadczonego Kubę Błaszczykowskiego. Zatem jest kilku naprawdę świetnych piłkarzy. Ta reprezentacja już trochę ze sobą występuje, zna pewne zasady, jeżeli chodzi o taktykę na boisku. W defensywie wygląda to dobrze. Gorzej, jeżeli jesteśmy faworytem i mamy prowadzić grę. To pokazały mecze z Danią i przede wszystkim z Armenią. Ciągle jest dużo pracy jeżeli chodzi o grę w ataku pozycyjnym. Musimy być szybsi w ofensywie, lepiej prezentować się po stracie piłki, być bardziej kreatywnym i częściej zmieniać pozycje.
Podobał się panu mecz swojej byłej drużyny, Legii Warszawa z Realem Madryt w Lidze Mistrzów?
Bardzo. I to zarówno jeden, jak i drugi, bo byłem też na stadionie w stolicy Hiszpanii. Moim zdaniem wysoki wynik w Madrycie nie do końca odzwierciedlał to, co działo się na boisku. Legii zabrakło szczęścia. Natomiast miała go trochę w rewanżu. Real wypracował sobie więcej, niż tylko trzy sytuacje. Legia zdobyła piękne gole, ale powiedzmy sobie, że były to strzały zza 16 metrów i wcale nie musiały znaleźć drogi do bramki. Bardzo podobało mi się to, że nie wystraszyli się wielkiego Realu. Starali się grać z nimi w piłkę. Momentami ta rywalizacja wyglądała jak „równy z równym”. To budujące, bo pamiętajmy, że jeszcze niedawno legioniści wyglądali źle nawet w naszej lidze, nie wspominając już o europejskich pucharach. Teraz widać, że ten potencjał został o wiele lepiej wykorzystany. Można być dumnym, że polska drużyna właśnie tak prezentuje się w Lidze Mistrzów. Szkoda, że przy pustych trybunach. Jeżeli zasiedliby na nich kibice, to widowisko z pewnością byłoby jeszcze lepsze.
Pomówmy teraz o panu. Nieustannie krąży pan pomiędzy Warszawą, Zielona Górą i niemieckim Bielefeld. Można powiedzieć, że Maciej Murawski żyje dzisiaj trochę na walizkach?
Zdecydowanie tak. Można powiedzieć, że mieszkam w tych trzech miastach. Najwięcej czasu spędzam chyba w podróży (śmiech). Mam dom w Bielefeld, gdzie żyje moja żona z córką. Jeżeli mam tylko trochę wolnego czasu to spędzam go z nimi. W stolicy też mam mieszkanie, dzieci i tam pracuję. Z kolei w Zielonej Górze cały czas są moi rodzice i w tym mieście prowadzę swoją akademię piłkarską. Staram się przyjeżdżać w rodzinne strony. Muszę przyznać, że możliwość pracy z dzieciakami sprawia mi ogromną frajdę. Na pewno większą niż komentowanie meczów w telewizji czy występowanie tam jako ekspert.
W 2009 roku, mając 35 lat zdecydował się pan na zakończenie kariery zawodniczej. Wówczas napływały jakieś propozycję, aby jeszcze spróbować sił na boisku?
Kiedy odszedłem z Cracovii miałem jeszcze oferty z Cypru i Grecji. Natomiast zdawałem sobie sprawę, w jakim jestem wieku. Przez kilka ostatnich lat kariery rzadko wychodziłem na trening nie zażywając tabletki przeciwbólowej. Futbol, który bardzo kocham sprawiał mi dużo bólu. Może tę decyzję pomógł mi podjąć telefon od Rafała Zycha, który zadzwonił z zapytaniem, czy nie chciałbym pomóc ówczesnej Lechii Zielona Góra. Zawsze chciałem być trenerem i pomysł rozpoczęcia pracy w rodzinnym mieście wydawał mi się całkiem OK. I tak zostałem szkoleniowcem.
Utrzymał pan Lechię w drugiej lidze, a potem opuścił klub. Jakby pan został, to można było osiągnąć coś więcej z tamtą drużyną?
Myślę, że na pewno tak. Runda wiosenna w naszym wykonaniu była naprawdę dobra. Przy odpowiedniej pracy z tą grupą, może jakimś jednym czy dwoma wzmocnieniami, ta ekipa mogła powalczyć o najwyższe cele na tym poziomie. Natomiast... podczas urlopu dostałem zapytanie od dwóch swoich zawodników: „Czy nie pomógłbym im znaleźć nowego klubu, w wyższej lidze?”. Po tym zacząłem się zastanawiać, czy jest sens poświęcać tutaj czas. Jeżeli ja otrzymuje oferty z innych drużyn i z nich rezygnuje, a piłkarze chętnie by skorzystali i jeszcze proszą, żebym pomógł im znaleźć nowego pracodawcę? Uznałem, że to najlepszy czas, aby sprawdzić się gdzieś indziej. Propozycja z Zawiszy Bydgoszcz była nadal aktualna, więc ją przyjąłem.
Obecny projekt w postaci piłkarskiego Falubazu ma szansę powodzenia w przyszłości?
Jak najbardziej. Przypomnijmy, że były różne fuzje, zespoły. Jakiś czas temu UKP połączyło się z Lechią i zrezygnowało z tej drugiej nazwy. Obecnie taką siłą w tym mieście i regionie, która może spowodować, że piłka stanie się bardziej popularna jest marka Falubazu. Widać, że fajnie się to rozwija i ta fuzja z UKP stanowiła dobre rozwiązanie. Uważam, że to duża szansa dla zielonogórskiego futbolu. Potencjał marketingowy jest ogromny i mam nadzieję, że zostanie on wykorzystany. Może potrzebny jest awans? Według mnie na pewno stadion. Pokazuje to Stelmet BC. Fakt, że w koszykówce jest trochę łatwiej, bo tam jest mniejsza konkurencja. Jednak po wybudowaniu pięknej hali drużyna zdobywa mistrzostwo i gra w europejskich pucharach. Myślę, że na tym starym obiekcie byłoby o to ciężko. W dzisiejszych czasach piłka się tak rozwinęła, że praktycznie w każdym mieście jest ładny stadion. Można powiedzieć, że nasze całe województwo trochę odstaje, jeżeli chodzi o tę kwestię. Jednak, z tego, co wiem, jest szansa, że taki nowoczesny obiekt w Zielonej Górze powstanie. Wówczas będzie łatwiej, aby mecze stawały się prawdziwymi widowiskami. Miejmy nadzieję, że w przyszłości będzie tutaj przynajmniej pierwsza liga. Myślę, że jest to możliwe i trzeba mieć taki plan.
Niedawno mówiło się, że może pan nawet zostać bodajże dyrektorem zielonogórskiego klubu. Czy jest jeszcze taka możliwość, aby stał się pan częścią tej inicjatywy?
Miałem propozycję wejścia do zarządu. Ja bardzo chętnie bym pomógł Falubazowi, natomiast... tak jak już wspominałem, jestem człowiekiem, który mieszka w trzech miejscach. Rodzina, praca, akademia - to wszystko powoduje, że nie mam zbyt dużo wolnego czasu. Odnośnie ostatniej kwestii, to zaangażowałem się we własny projekt, który wymaga sporego poświęcenia. Nawet jak nie ma mnie w danej chwili na miejscu, w Zielonej Górze, to jestem w stałym kontakcie ze swoimi współpracownikami. Nie chciałbym zostawiać czegoś, co się rozwija. Szczerze mówiąc działanie na pół gwizdka nie jest dobre. Jednak, jeżeli ludzie z Falubazu potrzebują jakiejś pomocy lub rady, to wiedzą, że mogą do mnie zadzwonić.
A co z dalszą pracą trenerską? Na razie nie zmieni pan stylu życia?
Trzeba się temu mocno poświęcić, więc nie jest to najlepsza praca dla rodziny. Po Zawiszy chciałem zrobić sobie przerwę. Przez ostatnie lata pojawiały się propozycje, ale grzecznie odmawiałem. Brakuje mi tego zajęcia, bo je kocham, ale trochę zastępuje mi to akademia. Wiem, że moja żona byłaby w stanie zaakceptować raczej tylko prowadzenie drużyny w Niemczech. Jednak, kiedy nie funkcjonuje się na tamtejszym rynku, to ciężko o taki angaż. W Polsce musiałby to być tylko jakiś niesamowity projekt. Jednak takie propozycje nie trafiają do trenera, który nie szuka zajęcia w tym zawodzie i aktualnie w nim nie pracuje.
Ruszyła akcja Movember...
Przyznam szczerze, że przez ten listopad jest strasznie obciachowo (śmiech). Nie lubię wówczas patrzeć w lustro. Jednak najważniejsze jest to, aby uświadomić mężczyznom, że należy się badać. Czasami warto jest zrobić z siebie gamonia, jeżeli z tego powodu ktoś ma odwiedzić lekarza i uratować swoje życie.