Mieszkańcy Chojnic wybierają, ale decyzje podejmują nieliczni
Chojniczanie chcieliby już zobaczyć, jaki jest efekt tego, że mają do dyspozycji część budżetu miasta. A tymczasem wszystko się ślimaczy.
Pierwsza z cyklu debat organizowanych przez stowarzyszenie Projekt Chojnicka Samorządność uświadomiła, że mieszkańcy mają w nosie nawet to, co bezpośrednio dotyczy ich samych - miejsca, w którym żyją, otoczenie, które można zmieniać, projekty, jakie można by tworzyć, by życie stało się milsze i wygodniejsze. Budżet samorządowo-obywatelski słabo inspiruje.
Frekwencja w Szkole Muzycznej była mizerna i gdyby nie działacze oraz sympatycy stowarzyszenia PChS, to byłaby zupełna klęska.
Nic więc dziwnego, że problem małej aktywności chojniczan także pojawił się w dyskusji.
- Jak to jest, że w prawie 40-tysięcznym mieście o budżecie samorządowo-obywatelskim decyduje garstka - dziwił się Zdzisław Tabath.
- Powinniśmy się zastanowić, czy te budżety są naprawdę obywatelskie - kontynuował Bartosz Bluma. - To już drugi rok, kiedy wprowadzamy je, a fundusze nie mogą być wykorzystane tak, jak chcą tego mieszkańcy. Moim zdaniem ograniczenie tych inwestycji tylko do osiedli nie jest dobre.
Ale inni bronili tego, co udało się wypracować. - Te budżety są dobre - mówiła na przykład Kornelia Żywicka, przewodnicząca samorządu nr 4.
- My się tego uczymy, uczą się też mieszkańcy. To prawda, na zebrania przychodzi 30-40 osób. Ale już słuchamy pretensji, dlaczego jeszcze nic nie ma. Dobrze, że zaczynamy od małych rzeczy, bo duże może by nas przerosły.
Mariusz Brunka, szef „jedynki” i radny, który ma problem z projektem lodowiska odrzuconym przez zespół opinujący z ratusza, potwierdzał, że łatwo nie jest, ale trzeba zrobić wszystko, żeby formuła budżetów została zaakceptowana i by wszyscy mieli satysfakcję. - Tak, na razie decyduje dziesięć osób - wywodził Jerzy Świerczewski, przewodniczący samorządu nr 8. - Ale jak mieszkańcy zobaczą, że coś się dzieje, to przyjdą z własnymi pomysłami. Niech się zbiorą do kupy, tylko tak możemy się tego nauczyć.
Architekt miejski Andrzej Ciemiński zdał relację, na jakim etapie są wszystkie projekty i jakie one są. A gros dyskusji dotyczyło lodowiska na Starym Rynku, które jest przez urząd torpedowane w tym miejscu. Obecny na zebraniu burmistrz Arseniusz Finster zalecał, by inicjatorzy najpierw pokusili się o zrobienie ankiety, czy mieszkańcy tej części miasta naprawdę tego chcą na rynku. Sam opowiedział się za tym, żeby lodowisko powstało, ale wskazywał na inną lokalizację - na boisku SP nr 1 i Gimnazjum nr 2, jaką zaproponował Jerzy Erdman, wciąż też aktualna jest opcja parku 1000-lecia. Zarówno Mariusz Brunka, jak i Arseniusz Finster na pytanie „Pomorskiej”, czy będą dążyć do kompromisu w tej sprawie, odpowiedzieli, że tak. Więcej o lodowisku wkrótce.