Mieszkańcy Siernieczka w Bydgoszczy spotkali się, by ustalić formę strajku
Kilkadziesiąt osób podpisało się pod deklaracją przeprowadzenia blokady ulicy Fordońskiej. Mieszkańcy zdecydują się na tę formę strajku, jeśli nic nie wyniknie ze spotkań z prezydentem miasta, wojewodą kujawsko-pomorskim i marszałkiem województwa.
O sprawie pisaliśmy w czwartek. Mieszkańcy mają dość smrodu, który, jak mówią, unosi się nad Siernieczkiem, Bartodziejami i Fordonem od 2013 roku, a jego źródłem jest kompostownia na terenie działającego po sąsiedzku Remondisu.
W październiku blokada potem i sąd
Firma zapowiada, że problem rozwiąże: - W naszych najbliższych planach jest dalsza modernizacja instalacji polegająca na całkowitym zhermetyzowaniu miejsc przyjmowania i przetwarzania odpadów w taki sposób, by wszystkie procesy odbywały się w zamkniętych halach. Proces inwestycyjny został już rozpoczęty i zakończy się w przyszłym roku - mówiła nam w zeszłym tygodniu Bożena Pawlak, dyrektor administracyjny firmy Remondis.
Mieszkańcy nie dają temu wiary. Są także rozgoryczeni niemocą urzędników (na spotkanie z nami niemal każdy przyniósł stos odpowiedzi na pisma od kilku urzędów, z których niewiele wynika). Stawiają na drastyczną formę protestu - być może w październiku zdecydują się na blokadę ulicy Fordońskiej, może nawet wytoczą proces cywilny przeciw firmie.
Spotkanie bez urzędników
- Zaproszenie na nasze niedzielne zebranie wysłałem do urzędu marszałkowskiego w Toruniu i urzędu miasta w Bydgoszczy - mówi Maciej Charczuk. - Nikt się jednak nie zjawił. W piątek dostaliśmy jedynie pismo z urzędu miasta z zapowiedzią, że prezydent zorganizuje kolejną wycieczkę mieszkańców do Remondisu, żebyśmy mogli zobaczyć, jak działa.
Obietnice radnych
W niedzielę mieszkańców wsparli radni Joanna Czerska-Thomas, Ireneusz Nitkiewicz i Katarzyna Tomaszewska, a także Jan Szopiński. – Usłyszeliśmy obietnice: że będzie złożona interpelacja do prezydenta w sprawie tego, co miasto do tej pory zrobiło, że będziemy mogli spotkać się z prezydentem - mówi Maciej Charczuk, założyciel profilu w mediach społecznościowych „Stop dla smrodu z Remondisu”, gdzie już w niedzielę wieczorem pojawił się nowy wpis : znów śmierdzi. W poniedziałek rano kolejny...
Usłyszeliśmy obietnice: że będzie złożona interpelacja do prezydenta w sprawie tego, co miasto do tej pory zrobiło, że będziemy mogli spotkać się z prezydentem.
Na spotkaniu przygotowano listy poparcia protestu, wśród mieszkańców rozdano pięć kart. Okazało się, że nie mieszczą się na nich podpisy wszystkich chętnych - w sumie kilkudziesięciu osób. - Zwłaszcza najmłodsi chcieliby natychmiastowych działań, głośnego protestu. Przeważa jednak opinia, że działanie, które zablokowałoby połowę miasta i na pewno byłoby uciążliwe dla mieszkańców, to ostateczność - mówi Maciej Charczuk. - Zdecydujemy się na nie dopiero, gdy wyczerpią się wszystkie inne możliwości. Zależy nam na spotkaniu z prezydentem Bydgoszczy, chcielibyśmy, by doszło do niego w ciągu tygodnia. Ratusz cały czas utrzymuje, że sprawa nie leży w kompetencji prezydenta. Ale Remondis działa przecież na terenie miasta, zatem jego włodarze muszą się tym interesować. Gdyby prezydent Warszawy powiedział, że zanieczyszczenie Wisły ściekami to nie jego problem, bo przecież rzeka tylko przez Warszawę przepływa, najpewniej straciłby stanowisko. Nie domagamy się wcale natychmiastowego zaprzestania kompostowania przez Remondis, wiemy, że to niemożliwe, śmieci muszą być gdzieś przetwarzane, składowane. Ale na pewno, przy odrobinie dobrej woli, można wypracować rozwiązanie, które będziemy mogli zaakceptować.
Miesiąc na kompromis
Zdaniem mieszkańców, potrzebna jest też rozmowa z marszałkiem województwa i wojewodą kujawsko-pomorskim. Jeśli w ciągu miesiąca nie uda się wypracować rozwiązań, protestujący wyjdą na ulicę Fordońską. Rozważają też przeniesienie sporu na salę sądową.