Mieszkanka Zielonej Góry po upadku nie może chodzić. Ma tylko zwykłe, proste marzenie. Stanąć na nogi. Pomóc by w tym mogły rehabilitacje
Ciągły ból. I niemożność wstania z łóżka. To codzienność 83-letniej pani Heleny. Dawniej ciągle była w ruchu. Dziś nie może stanąć na nogi. Marzenie ma tylko jedno: rehabilitacja. By codzienność stała się wreszcie znośna.
Mieszkanie w kamienicy. Duży widny pokój. Pośrodku olbrzymie szpitalne łóżko. Na nim całe dnie spędza pani Helena.
- Najpierw, parę lat temu, przeszłam udar - opowiada kobieta. - Udało mi się z niego wyjść. Potem był zawał. Po nim też się jakoś podniosłam... Aż przyszedł ten nieszczęsny październik. Wstałam. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam. Wszyscy mnie chyba słyszeli, tak krzyczałam z bólu. Podobno mój upadek słychać było piętro niżej...
Od tego momentu pani Helena leży w łóżku. Przez ból w boku nie może się obrócić. Musi leżeć na wznak. Dnie i noce. Czytanie nie wchodzi w grę. Wzrok już nie ten.
- Co ja mam zrobić? - pyta kobieta, płacząc. - Lekarz mówi, że wszystko jest dobrze i powinnam chodzić na chodziku. Ale to jest niemożliwe. Z bólu nie mogę postawić kroku!
Jedyna radość? Kot, który czasem przyjdzie i położy się obok niej. Pozostaje też myśl, że trzeba żyć dla synów. Jeden z nich wymaga opieki lekarza, jest bardzo schorowany. Pani Helena nie chce zostawić go samego. Drugi pracuje od świtu do nocy. Mamie pomaga, kiedy wraca do miasta.
- Ma taką pracę, że bardzo rzadko jest w domu - wyjaśnia pani Helena. - Kiedy przyjeżdża, jest bardzo zmęczony. Ale pomaga mi, jak może. Sprząta mieszkanie, gotuje nam obiady na weekendy. Wypożyczył specjalne łóżko. Zrobił drabinki, żebym mogła się jakoś podnieść. Ale to dla niego też jest za dużo. Mnie go już jest szkoda.
Codziennie odwiedza panią Helenę opiekunka domowa. Ale, jak twierdzi kobieta, to kropla w morzu potrzeb. Większość czasu zielonogórzanka musi dać radę sama ze schorowanym synem. Pani Helenie w miarę możliwości pomaga też znajoma, choć sama ma kłopoty z poruszaniem się. Zadbała, by kobieta miała rehabilitację. Okazuje się, że ta jest możliwa, ale dopiero od maja. Jeszcze tyle miesięcy trzeba wytrzymać bez ruchu.
- Nie umiem już płakać... - mówi szczerze pani Helena. - Chciałabym tylko, żeby chociaż na pół godziny ktoś do mnie przychodził i mnie rehabilitował. Żebym zaczęła chodzić. Kiedy mogłam się ruszać, to wszystko wokół siebie sama zrobiłam. Posprzątałam, ugotowałam, piekłam ciasta. Jeden głupi upadek zniszczył wszystko... To leżenie jest gorsze niż piekło. Nikomu tego nie życzę.
- Pani Helena wstępnie ma zaplanowaną na początek maja rehabilitację - potwierdza nam dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, Mieczysław Jerulank. - Nasi pracownicy rozmawiają też jednak z odpowiednimi służbami, by to przyspieszyć. Są w stałym kontakcie z panią Heleną. Jednak należy mieć świadomość, że w przypadku przyspieszenia ktoś z kolejki oczekujących musi być przesunięty... Działamy. Otrzymaliśmy obietnicę, że niewykluczone, iż uda się załatwić wcześniejszy termin rehabilitacji na luty. A jeżeli nie w lutym, to najpóźniej na marzec udałoby się przyspieszyć tę kwestię.
Na naszą prośbę MOPS obiecał też, że zapewni zielonogórzance niezbędną pomoc psychologiczną w tak trudnych dla niej chwilach.
Sprawą przyspieszenia lub innej, wcześniejszej rehabilitacji zainteresowaliśmy też zielonogórskich radnych. Czy pani Helena otrzyma niezbędną pomoc? Na pewno będziemy wracać do sprawy.