Mija właśnie 38. rocznica porozumień szczecińskich i gdańskich. Czy zostało coś nam z tej dawnej solidarniości przez duże, ale i małe "s"?
Felieton Jacka Pająka
Dokładnie 38 lat temu, 30 sierpnia, podpisano „porozumienie szczecińskie”, czyli dzień przed słynniejszymi porozumieniami gdańskimi z Lechem Wałęsą w roli głównej. Ale w jednych i drugich chodziło z grubsza o to samo, czyli o wolność, godne życie, czyli przyzwoite pensje i możliwie niskie ceny towarów w sklepach bez kolejnych podwyżek i kolejek.
Była też wtedy solidarność i to nie tylko ta przez duże „S”, ale zwykła „patriotyczna sztama” między ludźmi.
Dziś związek zawodowy Solidarność jest podzielony, czego przykładem może być choćby sytuacja w Łowiczu, gdzie związkowcy pokłócili się o... obchody rocznicy powstania związku.
Ale koniec wakacji i początek roku szkolnego to wciąż gorący czas. Na wrzesień związki zawodowe zapowiadają protesty. Podwyżek domagają się na przykład nauczyciele, bo zaproponowana im przez rząd regulacja wynagrodzeń to ledwie waloryzacja o inflację. W ogóle w "budżetówce" napięcie rośnie, bo tu niby gospodarka rośnie, bezrobocie rekordowo niskie, ale w portfelach znaczących przyrostów jakoś nie widać.
Dlaczego więc znowu ludność chce protestować? Proste - tak jak przed 38 laty (i wcześniej też). Chodzi o godność, przyzwoite pieniądze oraz wolność. Kolejność niech każdy ustawi sobie po swojemu...