Aleksandra Szatan

Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art: Nie znam lata bez Open’er Festivalu

Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art:  Nie znam lata bez Open’er Festivalu
Aleksandra Szatan

Mikołaj Ziółkowski, szef agencji koncertowej Alter Art, pod koniec kwietnia ogłosił przełożenie tegorocznej edycji gdyńskiego festiwalu Open’er na 2021 rok. Z organizatorem kilku czołowych na mapie Polski festiwali rozmawialiśmy m.in. o straconym koncertowym lecie 2020, o tym, jakie przełożenie mają kultura, rozrywka i turystyka na gospodarkę, a także planach jej odmrożenia.

Ostatnie miesiące chyba dla wszystkich przedstawicieli branży muzycznej były czasem wielu zmian i prób odnalezienia się w nowej sytuacji.

Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art:  Nie znam lata bez Open’er Festivalu

Nie znam lata bez Open’er Festivalu, zresztą tak jak dużo więcej osób, więc to jest na pewno zupełnie nowe doświadczenie, bo od 2002 roku, licząc jeszcze okres przygotowawczy, to jest prawie 20 lat. Jest to nowa sytuacja. Aczkolwiek już samo ogłoszenie to był pewien proces. Mieliśmy na początku nadzieję, że to będzie dotyczyło tylko maja, potem czerwca... Liczyliśmy na to, że przetrwamy na barykadzie lipcowej, razem z naszymi przyjaciółmi z innych festiwali, które odbywają się w pierwszy weekend lipca. Ale w pewnym momencie stało się jasne, że żadne imprezy nie odbędą się tego lata, że wszystkie festiwale muszą być przeniesione. I to też się stało. Ten proces trwał kilka tygodni. W rozmowach z artystami i managementami w ramach Stowarzyszenia Europejskiego mieliśmy takie dni, że spotykaliśmy się w 120-150 festiwali i dyskutowaliśmy, co zrobić. Do samego ogłoszenia już przygotowałem się mentalnie. To był ogrom pracy przez ostatnie tygodnie. Na to nakładają się jeszcze działania związane z całą branżą, czyli walką o to, żeby branża miała się przynajmniej okej przez te miesiące, żeby zahibernować się do czasu, kiedy wrócimy z wielkim przytupem. Przekładanie festiwali, przekładanie koncertów, praca w ramach sztabów kryzysowych związanych z sytuacją, to jest bardzo gorący okres. I szczerze mówiąc, nawet nie mam czasu - bo pracuję tak dużo - by tym się smucić i zastanawiać. Przyjmuję rzeczywistość taką, jaką jest. I jestem już myślami w roku 2021. Całym zespołem pracujemy, bo nie zmarnujemy tego czasu, nad tym, co się wydarzy przyszłego lata.

Gwiazdy, które były ogłaszane w ramach tegorocznej edycji Open’er Festivalu mają szansę pojawić się na gdyńskim lotnisku w przyszłym roku?

Większość programu, tym bardziej, że był bardzo dobry, powróci w przyszłym roku. Te prace trwają, taka jest w ogóle formuła festiwali europejskich, że duża część artystów po prostu przyjeżdża za rok. Wiadomo, że mogą być jakieś różnice plus mamy kilka nowych rzeczy, które będziemy dodawali do programu. Jestem więc przekonany, że ten przyszły rok będzie rekordowy, bo jak wszyscy przez 24 miesiące nie pojawimy się na żadnym festiwalowym wspaniałym polu, to będziemy bardzo tęsknili i traktowali to jak moment takiego ostatecznego pokonania wirusa. Ale też to będą bardzo dobre programowo edycje i już na nie serdecznie zapraszam.

W 2021 roku mieliśmy świętować 20-lecie Open’era. Czy w związku przeniesieniem tegorocznej edycji festiwalu zrobi się prolog do jubileuszu, który będzie musiał zostać przeniesiony o rok?

20-lecie będzie bardzo ciekawe, bo formalnie to będzie faktycznie 20 lat, ale bez jednej edycji, która nie odbędzie się w tym roku. Z drugiej strony Glastonbury Festival i Roskilde Festival miały w tym roku 50-lecie, w związku z tym 20-lecie to jest mały problem przy tym, jak trzeba odwołać 50-lecie (śmiech). Raczej staram się nie przywiązywać do tego tak wielkiej wagi. To jest zabawa. Mam poczucie, że pompowanie takiego balonika pod tytułem równa liczba, taka czy inna, powoduje więcej kłopotów niż przyjemności. 20 lat minęło, czy to będzie teraz, czy później, będziemy pracowali na tym, żeby program był jak najlepszy.

Coraz więcej światowych gwiazd przekłada całe trasy koncertowe na przyszły rok, niemal kopiując daty z 2020 roku. Przykładem jest m.in. trasa Nicka Cave’a, którego polski koncert - zresztą w Gliwicach - organizujecie. To znak dla fanów, że nie wszystko stracone, tylko trzeba uzbroić się w cierpliwość?

Absolutnie tak. Nie należy tutaj uprawiać jakiegoś zbytniego czarnowidztwa, bo wiadomo, że w sytuacjach kryzysowych pojawia się czarny scenariusz, że świat się skończył i właściwie już nic nie ma. Nie! Festiwale powrócą, dokładnie w takiej samej formie, jakiej je pamiętamy. Oczywiście będzie proces przejścia, w przypadku koncertów na początku będzie nowy reżim epidemiczny, nowe rozwiązania, mniejsze liczby ludzi... Ale jak już dojdziemy do poziomu festiwali, to będą takie festiwale, jakie znamy. To nie jest łatwe, bo to rok być może z dużymi ograniczeniami w naszej branży koncertowej. Ale wrócimy. Bo to wszystko stało się takie proste, łatwe i przyjemne, festiwale są, mają świetne programy, łatwo na nie dojechać, wszystko działa... A tu nagle nie ma nic! I myślę, że teraz docenimy ten rok 2021, festiwale po takiej przerwie. To będzie nowe doświadczenie i radość, gdy znów się tam spotkamy.

Przykład Open’era pokazuje, że festiwal fantastycznie stymuluje gospodarkę. Przez kilka dni całe Trójmiasto przeżywa najazd ludzi z wielu stron świata. O miejsca noclegowe trzeba walczyć kilka miesięcy wcześniej, a gastronomia i taksówkarze przeżywają złoty okres. czyli kultura to nie tylko igrzyska. Generuje także pracę w innych branżach. Masz więc poczucie niesprawiedliwości jak twoja branża jest teraz traktowana?

Jestem daleki od poczucia niesprawiedliwości w tym obszarze. Raczej jeśli coś się pojawia, to niezrozumienie. I staram się, na ile mogę, wytłumaczyć. Bo jest zupełnie odwrotnie. Nie jesteśmy w roku 1994, tylko w 2020 i duża grupa uczestników festiwali, życia kulturalnego, chodzących do kina, teatru, korzystająca z przemysłu wolnego czasu, jeżeli kupuje nowe buty, to głównie z tej okazji. A nie dlatego, że im się podarły i nie mają żadnych innych. Nowoczesna gospodarka działa zupełnie inaczej. Europejska, zachodnia, światowa.

Jeśli dojdzie do takiego modelu, że ta konsumpcja nie jest konsumpcją elementarnych potrzeb, tylko przechodzimy na wyższy poziom. I my jesteśmy na tym wyższym poziomie od jakiegoś czasu. Prosperity ostatnich lat jest z tym związane. Pamiętamy na przykład kryzys 2008/2009 roku. Co uratowało Polskę? Konsumpcja wewnętrzna. Tu mamy dokładnie taką samą sytuację. Jeśli nie wrócimy z przemysłem kultury wolnego czasu, z imprezami, festiwalami, koncertami, teatrami, kinami, dalej wchodzi turystyka, wydarzenia sportowe - to nie wróci konsumpcja na takim poziomie, jaki znamy z roku 2019. A to automatycznie powoduje gigantyczne problemy dla całej gospodarki. Open’er jest dobrym przykładem. Pracuje na nim 8 tysięcy osób. W 2018 roku weekend Open’era jest najbardziej oblężonym w województwie pomorskim weekendem pod względem hoteli. Możemy do tego dodać gastronomię, sprzedaż w sklepach. To, że przyjeżdża 100-120 tysięcy ludzi do Trójmiasta i okolic. Na to nałożymy jeszcze klasyczną analizę życiową i jeśli zapytamy taksówkarza, jakie dni są dla niego najbardziej dochodowe w roku, to wymieni pięć: cztery dni Open’era i sylwester.

W tym roku z tych pięciu dni odpadną mu cztery.

Sytuacja jest więc jasna. Mam nadzieję, że nasz głos zostanie mocno usłyszany. My jesteśmy przemysłem ciężkim współczesności. Nie jesteśmy jakąś fanaberią i elementem drobnym gospodarki. Nie. To my napędzamy gospodarkę i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Sama kultura i rozrywka to jakieś 3,5 proc. PKB. Plus turystyka 6,7 czyli w sumie jakieś 10-11 procent. To bardzo ważne, bo nie wróci produkcja, nie wrócą sprzedawane koszulki, buty, bez powrotu do gospodarki i bez naszego wpływu na to, jak ten system się zapętla. W sektorze kultura i rozrywka, według GUS-u, który głęboko niedoszacowuje dalej usług w swoich badaniach, pracuje 300 tysięcy ludzi. Nie liczymy tutaj wszystkich tych, którzy są tak naprawdę dostawcami, na przykład gastronomii. Wiemy jak wygląda gastronomia na Open’erze, na koncercie, jak wygląda bar gastronomiczny w teatrze. Jesteśmy na takim etapie rozwoju ekonomicznego, że wszystkie rzeczy muszą być po kolei odmrażane i one muszą się wzajemnie napędzać do tego, żebyśmy wrócili do pewnego prosperity, które pamiętamy chociażby z roku 2019.

Jeśli przemnożymy to przez liczbę festiwali, jakie w ostatnich latach pojawiły się w Polsce, to wyjdzie niezła kwota.

Absolutnie tak, ale pamiętajmy co jest tutaj motorem. Motorem jest to, że ludzie się spotykają. Są pewne poziomy i etapy w rozwoju gospodarczym i jeżeli mamy w nowoczesnej gospodarce bardzo duże przesunięcie w kierunku usług i różnych innych obszarów, a niekonieczne stricte produkcji, to weźmy pod uwagę jak jest skonstruowane to koło konsumpcyjne. Czyli że ludzie konsumują różne produkty, dlatego że spotykają się z innymi ludźmi. Jeśli nie będą się z nimi spotykali, to naprawdę nie będą kupowali nowej bluzki. Bo do ogródka, na działkę nowa bluzka nie jest potrzebna. I to jest samonapędzający się system. Padło takie zdanie na jednej z konferencji, że imprezy masowe mają mniejszy wektor wpływu na gospodarkę. To jest nieprawda w 2020 roku. Mają gigantyczny wpływ na gospodarkę i teraz musimy wspólnie siedzieć , rozmawiać i szukać takich rozwiązań, żeby bezpiecznie odmrażać poszczególne obszary naszego działania, bo my nie zostaliśmy wpisani do żadnego etapu. Wiadomo, mamy kryzys, ale kiedy on się pojawia, należy mieć plan i mapę drogową na wyjście z tego kryzysu. I doceniać uczestników tej nowej gry, bo gra w roku 2020 jest zupełnie inna niż 20-30 lat temu. To, co jest bardzo ważne w całej branży, sektorze kultury, rozrywki, turystyki, czyli przemyśle wolnego czasu, to fakt, że pierwsi weszliśmy w ten kryzys i ostatni z niego wyjdziemy. Bo jeżeli rozmawiamy w dniu, w którym galerie handlowe są otwarte - oczywiście, w nowym reżimie, ale jednak - to mówimy też o festiwalu, który odbędzie się za ponad rok. Więc to jest zupełnie inna sytuacja. System odmrożenia to jest rzecz, na której teraz się skupiamy. Jak możemy zrobić, jakie warunki mogą spowodować, że na przykład kluby muzyczne będą mogły organizować koncerty, w określonym nowym reżimie epidemicznym. Bo jeżeli otworzymy teatr, kino, to nie ma powodu, żebyśmy nie otworzyli klubu muzycznego w nowej wersji. Przygotowujemy propozycje rozłożone w czasie.

Czego można ci teraz życzyć?

Życzmy sobie, żebyśmy jak najszybciej wrócili do dobrej normalności. Do tego, żebyśmy mogli się po prostu spotykać. Czy to będzie festiwal muzyczny, kino czy teatr. Jestem przekonany, że to tylko kwestia czasu. Doświadczenie, z którym trzeba się zmierzyć. Ja też doszukuję się „pozytywnych” elementów. Skoro zatęsknimy za tym, co dobre, czyli festiwalem, gdzie stoimy obok siebie, to ja np. głoszę taką tezę, że przyszły rok festiwalowy będzie rekordowy.

Aleksandra Szatan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.