Milena, dziewczyna kontra 40 ton
Zawodowo kieruje tirem od dwóch lat. W trasie towarzyszy jej suczka o imieniu Lili. Razem przejechały już ponad 300 tys. kilometrów po Polsce. 22-letnia Milena Rozwód testowała nawet, jak prowadzi się ciężarówkę w szpilkach - całkiem nieźle.
Ta praca sprawia mi przyjemność. Podczas jazdy mam takie poczucie wolności, widzę te piękne wschody i zachody słońca... Aż człowiekowi chce się jechać dalej - opowiada Milena Rozwód z Lublina, która pracuje jako kierowca ciężarówki.
Jednocześnie zaznacza, że to praca nie dla każdego, trzeba samemu ze sobą wytrzymać 24 godziny na dobę, co wcale nie jest takie łatwe.
- Trzeba siebie lubić, bo samotność jest wpisana w ten zawód. Z każdym flakiem czy usterką można sobie poradzić, ale bez silnej psychiki ani rusz. Jest się z dala od rodziny czy znajomych. Trzeba to kochać, by być kierowcą ciężarówki. Jeśli ktoś tego nie lubi, to szybko zrezygnuje z pracy - dodaje.
Jazda tirem rządzi się swoimi prawami. Szkoda, że inni kierowcy o tym nie myślą
W rodzinie Mileny krąży taka anegdota, że po raz pierwszy jej słabość do samochodów o dużych gabarytach uwidoczniła się w momencie narodzin. Podobno jej mama zaczęła rodzić, jak tata wymieniał koło w samochodzie w okolicy domu.
- Styczność z ciężarówkami miałam od małego. Mam to we krwi, bo mój tata jest kierowcą, dziadek też nim był. Jak byłam malutka to jeździłam z tatą w trasy. Po drodze zawsze usypiałam i pamiętam, jak budził mnie w jakichś większych miejscowościach. Zawsze ciągnęło mnie do samochodów, po prostu chciałam usiąść za kierownicą - wspomina Milena.
Prawo jazdy ma od osiemnastego roku życia. Następnie, z ciekawości zrobiła kurs na kat. C i C+E. Przyznaje, że nie zakładała z góry, że będzie kierowcą. Dopiero, jak pierwszy raz pojechała w trasę, to już wiedziała, że to będzie „to”.
- Pierwsza moja trasa wypadła w Wigilię, gdzieś w okolice Warszawy. Pamiętam, że było wtedy pełno śniegu, mróz chyba z minus 15 stopni Celsjusza i ślisko na jezdni. Od razu zostałam rzucona na głęboką wodę, bardzo się bałam. Byłam tak bardzo zestresowana, że nawet nie pamiętam podróży. Podobno bardzo szybko jechałam i nikt nie mógł mnie dogonić - śmieje się Milena.
Dziś za kółkiem ciężarówki przejechała już ponad 300 tysięcy kilometrów po Polsce. Mimo że ma dopiero 22 lata, to już dwa spędziła za kierownicą 40-tonowej ciężarówki.
- Jeżdżę z tzw. patelnią. To typ naczepy, która jest podobna do wanny czy wywrotki. Wożę w niej sypkie materiały, jak zboże czy węgiel - mówi.
Najczęściej w trasy wyjeżdża na 2 - 3 dni. Wtedy śpi w ciężarówce na parkingu. W pracy towarzyszy jej mały piesek, maltańczyk.
- To dziewczynka, ma na imię Lili. Bardzo podoba jej się jeżdżenie ze mną. Od małego była wożona w ciężarówce, więc jest przyzwyczajona. Siedzi na fotelu, patrzy, co się dzieje za szybą. Często otwieram jej okno, to szczeka sobie i patrzy na ludzi. Ma nawet swoją firaneczkę z napisem Lili. Dzięki niej nie jestem sama - mówi Milena.
Tata obecnie pęka z dumy. A mama do ostatniego momentu nie chciała wierzyć, że jej córka zostanie kierowcą tira.
- Jak zaczęłam jeździć, to była bardzo zdziwiona. Ciągle pytała, dlaczego to lubię. Zawsze śmiechem żartem na mnie krzyczała, że wolę wymieniać jakieś filtry w samochodzie niż pomóc w domu - wspomina Milena.
Baba za kierownicą
W Polsce około tysiąca kobiet zajmuje się zawodowo kierowaniem ciężarówkami. To bardzo mały procent w porównaniu do mężczyzn, którzy królują na polskich szosach.
- Ale jest nas coraz więcej. Jednak znam mało takich dziewczyn w moim wieku. Zazywczaj są to kobiety z dłuższym stażem - mówi lublinianka.
Mężczyźni różnie reagują na kobiety w ciężarówkach.
- Jednak większość traktuje mnie dobrze, pozytywnie i z szacunkiem. Są zaciekawieni, jak daje sobie radę. Może czują trochę podziw, bo wiedzą, że ten zawód jest trudny i trzeba pracować pod presją czasu - wyjaśnia 22-latka.
Z niemiłymi reakcjami spotyka się bardzo rzadko. Takie zaczepki najczęściej zdarzają się przez CB-radio. Reakcja innych kierowców jest wtedy błyskawiczna. - Czasami nic nie zdążę jeszcze odpowiedzieć, a już któryś staje w mojej obronie - mówi Milena.
Najbardziej niebezpieczna sytuacja przydarzyła jej się w Lublinie. - Jeden z taksówkarzy zajechał mi drogę i wyszedł z kastetem. Zamknęłam szybko drzwi, on złapał je za klamkę. Uchyliłam lekko okno i coś mu tam powiedziałam. Wtedy dopiero spojrzał się na mnie i powiedział, że mam szczęście, że jestem kobietą, bo inaczej, by się to źle skończyło. Nie miałabym żadnych szans w starciu z takim mężczyzną - opowiada Milena.
Zmieni koło, naprawi elektronikę
W razie awarii ciężarówki Milena potrafi sama sobie poradzić, od wymiany koła nawet po grubsze naprawy, z elektroniką włącznie.
- Przychodzą mi może trudniej niż niejednemu mężczyźnie ze względu na siłę. Na pewno muszę spędzić nad tym trochę więcej czasu - przyznaje lublinianka, ale dodaje również, że bardzo często ktoś się zatrzymuje. Zdarza się, że ktoś jedzie osobówką i zapyta ją, czy nie pomóc, bo on też kiedyś był kierowcą.
- Przy moim pierwszym kapciu ciężko mi było założyć koło na szpilki. Samochód stanął mi praktycznie na środku szosy, ale kierowca innej ciężarówki mi pomógł. Kiedyś, w środku nocy musiałam dwa razy zmienić koło. Złapałam kapcia i dosłownie po 10 km zdarzyło się to znowu - wspomina Milena.
Najważniejsze pytanie, jakie pada w trasie przez CB-radio, to: „jak dróżka?”. Chodzi o to, by dowiedzieć się, jak wygląda droga, czy są wypadki albo czy stoi policjant.
- Jeżeli stoimy w korku np. w piątek, bo raczej w inne dni to się nie zdarza, kierowcy chętnie opowiadają sobie kawały. Czasem prowadzi się też rozmowy na tematy polityczne. Na CB-radio język kierowców jest bardzo luźny. Wiadomo, jak to mężczyźni, narzekają na kobiety w osobówkach, opowiadają sprośne żarty albo rzucają wyzwiskami, jak ktoś zajedzie im drogę - śmieje się Milena.
Jednak dodaje, że rozumie niektóre komentarze kolegów, bo kierowanie ciężarówką rządzi się swoimi prawami, co kierowcy małych aut nie zawsze rozumieją. 40-tonowy pojazd nie zawsze wyhamuje i nie zawsze może przepuścić inne samochody.
- Na prostej drodze tir niewiele może, bo potrzebuje bardzo dużo miejsca i dobrego rozpędu. Dodatkowo kierowcom zawsze się spieszy, bo jest jednak nacisk na dostarczenie materiałów na czas. Więc wiadomo, że nie zawsze ustąpią miejsca - mówi Milena.
Ciężarówka potrzebuje także bardzo dużego dystansu, żeby wyhamować. - Najbardziej boli mnie to, że kierowcy małych, osobowych samochodów w ogóle o tym nie myślą, tylko w ostatniej chwili np. włączają kierunkowskaz. Albo inna sytuacja: próbujemy wyprzedzić kogoś, a auto nagle przyspiesza i zaczyna się ścigać. W takiej sytuacji my tą wielką ciężarówką jedziemy środkiem szosy i nie wiemy, co ze sobą zrobić - opowiada kobieta.
Szpilki w transporcie
Milena czuje się typową kobietą, dlatego czasem zdarza się jej założyć szpilki, nawet w trasę za kółkiem.
- Nie widzę problemu w jeździe na szpilkach. Czasem, gdzieś tam byłam i nie zdążyłam zmienić butów. Ostatnio tak było np. z kozakami, w których byłam na sesji fotograficznej - opowiada 22-latka. Zdjęcia pojawiły się w charytatywnym kalendarzu „Szpilki w transporcie”, w którym wystąpiły kobiety, zajmujące się zawodowo kierowaniem pojazdami ciężarowymi.
Zadajemy więc Milenie odwieczne pytanie: kto jest lepszym kierowcą, kobiety czy mężczyźni?
- Wypadałoby mi pewnie odpowiedzieć, że kobieta. Ale myślę, że tak prosto się nie da. Chyba różnie jeździmy. Kobiety są lepszymi kierowcami ciężarówek, bo są bardziej dokładne i skrupulatne, można lepiej się z nimi dogadać, a w osobowych autach niekoniecznie - uważa lublinianka.
Czego sobie życzą kierowcy w trasie? - Szerokości, powodzonka, bajo. A najważniejsze życzenia to: „ile wyjazdów, tyle powrotów” - dodaje Milena.