Milicyjne kryminały z PRL-u
LITERATURA. Powieści milicyjne pojawiły się w połowie lat 50. Przez cały okres Polski Ludowej cieszyły się dużym powodzeniem. Ich nakłady dochodziły do pół miliona egzemplarzy. Teraz przeżywają renesans.
Krakowski Oddział IPN i „DZIENNIK POLSKI” PRZYPOMINAJĄ
Po zakończeniu wojny wygłodniała publiczność rzuciła się na polskie książki. Dramatyczne przeżycia okresu okupacji wymagały odreagowania, dlatego chętnie sięgano po lekką literaturę, w tym kryminalną i sensacyjną. W pierwszych latach panowała jeszcze względna ideologiczna swoboda, a wydawcy mogli publikować kryminały znanych zachodnich autorów: Artura Conan Doyla, Agaty Christie czy Edgara Wallace’a. Ukazywały się też książki polskich autorów: Antoniego Marczyńskiego, Tadeusza Kosteckiego, Zygmunta Sztaby. Powieści kryminalne i sensacyjne w odcinkach drukowały gazety. Tak właśnie zadebiutował znany później autor powieści milicyjnych Zygmunt Zeydler-Zborowski. Kryminał napisał wtedy także Stefan Kisielewski („Zbrodnia w Dzielnicy Północnej”).
Zdaniem badaczki takiej literatury, prof. Doroty Skotarczak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, autorki wydanej przez IPN książki „Otwierać, milicja! O powieści kryminalnej w PRL”, niektóre ówczesne kryminały były jeszcze całkiem przyzwoite. Często działy się na Zachodzie, ich pozytywnymi bohaterami byli tamtejsi policjanci lub oficerowie wywiadu, a akcja nie musiała być sztampowa i zideologizowana. Co ciekawe, autorzy często przyjmowali anglojęzyczne pseudonimy.
Ten okres zakończył się w 1949 r. wraz z wprowadzeniem do polskiej literatury socrealizmu. Ofensywa w kulturze zaowocowała akcją usuwania z bibliotek książek „złych i społecznie szkodliwych”. Poufny wykaz prohibitów objął m.in. przedwojenne powieści kryminalne i sensacyjne (np. Antoniego Marczyńskiego i Tadeusza Dołęgi-Mostowicza), a także kryminały (Agaty Christie, Maurice Leblanca, Gastona Leroux i in.), a nawet „Przeminęło z wiatrem” i „Trędowatą”… Książek tych nie wolno było wydawać, sprzedawać i wypożyczać. Ich czytelnictwo zeszło więc do podziemia i nabrało charakteru prywatnego. Korzystano z egzemplarzy domowych, które przekazywano z rąk do rąk i zaczytywano na śmierć.
„Zły” wchodzi do akcji
Ta „czarna noc” kryminału - jak określa to prof. Skotarczak - trwała do połowy lat 50., do chwili nastania odwilży politycznej. Pewne zmiany były już jednak widoczne nieco wcześniej. W 1954 r. Iskry wydały „Psa Baskervillów” Conan Doyla, a rok później na półki wróciły książki Agaty Christie. Przełomem okazał się jednak wydany w 1955 r. „Zły” Leopolda Tyrmanda. Ta sensacyjno-kryminalna opowieść o podziemnym światku Warszawy i tajemniczym mścicielu walczącym z przestępcami stała się wydarzeniem. Po okresie całkowitej dominacji literatury produkcyjnej czytelnicy otrzymywali dobrze napisaną książkę rozrywkową, w dodatku osadzoną w znanych im aż dobrze realiach.
Jak pisze prof. Skotarczak, to był rzeczywiście przełom. „Zły” rozszedł się błyskawicznie, wywołał też gorące dyskusje wśród krytyków i twórców, a wśród czytelników stał się hitem. Razem z nim kryminał wrócił do łask i znów stał się elementem pejzażu literackiego. Utwory takie przestano uważać za zdegenerowaną twórczość burżuazyjną i przywrócono do normalnego obiegu czytelniczego.
Część autorów starała się pokazać peerelowską rzeczywistość taką, jaka ona była naprawdę
Prof. Dorota Skotarczak
Tak więc od połowy lat 50. w Polsce znów zaczęto pisać powieści kryminalne i pojawili się autorzy specjalizujący w takiej właśnie literaturze. Powieści w odcinkach wróciły na łamy gazet. Wtedy też narodziły się trzy książkowe serie, które ukazywać się będą aż do początku lat 90. i zyskają dużą popularność wśród czytelników. W 1956 r. Iskry wystartowały z serią Srebrny Kluczyk - największą i jedną z najpopularniejszych serii kryminalnych. Do 1991 r. ukazało się w niej ponad 200 tytułów. Rok później Wydawnictwo MON uruchomiło serię Labirynt, w której publikowano głównie powieści sensacyjno-szpiegowskie, ale także kryminały. Objęła blisko 200 pozycji. Wreszcie w 1959 r. Czytelnik wypuścił serię Z jamnikiem, która funkcjonowała do 1996 r.
Najlepszy okres
Kryminały ukazujące się w drugiej połowie lat 50. miały swój specyficzny charakter. - Część autorów starała się pokazać peerelowską rzeczywistość taką, jaka ona była naprawdę, trochę w stylu ówczesnych filmów dokumentalnych z tzw. „czarnej serii”. Pisano zatem o biedzie, beznadziei, przestępczości itd. Częste były krytyczne nawiązania do lat 50. i stalinizmu. Pozwalano sobie na delikatną krytykę metod stosowanych wtedy przez UB i milicję. W dwóch przypadkach trafiły się książki, w których przestępcą lub zaplątanym w przestępstwo był milicjant. Później takie rzeczy się już nie zdarzały - mówi prof. Dorota Skotarczak.
Kryminały pisywali wtedy m.in. Andrzej Piwowarczyk, Lucjan Marbut, Tadeusz Kostecki, Adam Bahdaj, Edmund Niziurski, Janusz M. Korczak, Kazimierz Korkozowicz oraz znane później autorki Anna Kłodzińska i Barbara Gordon. Ten czas zdaniem badaczki to chyba najlepszy okres w dziejach peerelowskiego kryminału. Ówczesne powieści kryminalne są swego rodzaju źródłem historycznym, bo odzwierciedlają tamte realia.
„Codzienna rzeczywistość w Polsce w okresie »odwilży« daleko odbiegała od tego, co zapowiadano. Nowej władzy nie udało się zbudować kraju mlekiem i miodem płynącego. Powszechne były bieda i ubóstwo. Ludzie zarabiali kiepsko, a warunki pracy były ciężkie. Do tego nieustannie brakło podstawowych towarów. Nie udało się też zlikwidować problemu mieszkaniowego. Problemami społecznymi były też alkoholizm, choroby weneryczne, chuligaństwo” - pisze w książce autorka.
Ten czas swobody dość szybko się skończył. Już w 1957 r. Władysław Gomułka zaczął przykręcać śrubę, by potem wprowadzić rygorystyczny reżim. Zmiany polityczne widać także w literaturze kryminalnej. Wyciszono krytykę społeczną w stosunku do ustroju i władzy, zwłaszcza zaś wobec MO i SB.
Zgodnie z duchem czasu głównym tematem stały się nadużycia gospodarcze dokonywane przez dyrektorów przedsiębiorstw i prezesów spółdzielni. Zarabiają na tym sumy zupełnie kosmiczne dla zwykłych Polaków (np. kilka milionów zł przy przeciętnej pensji 1500 zł) i prowadzą życie na wysokim poziomie. Czarnymi charakterami bywają też prywatni przedsiębiorcy: prywaciarze, badylarze, właściciele zakładów produkcyjnych, szklarni, sadów.
Ciężka służba w MO
Drugi popularny temat kryminałów z lat 60. to zagraniczne szpiegostwo. Zachodnie wywiady (przede wszystkim niemiecki, ale też amerykański) starały się wykraść polskie wynalazki naukowe lub pozyskać inne cenne tajemnice. Częstym motywem były próby wywiezienia dzieł sztuki. Autorzy sięgali też do historii mających korzenie w okresie wojny. Popełnione wtedy zbrodnie lub niegodziwości odzywały się po latach i znajdywały swój ciąg dalszy.
Charakterystyczny stał się też sposób pokazywania prowadzących śledztwo funkcjonariuszy. Zwykle mieli oni za sobą udział w GL i AL podczas okupacji, potem służbę w KBW i walkę z „reakcyjnymi bandami”, a wreszcie przejście do milicji. W kryminałach stałym elementem było przedstawianie pracy milicjantów jako ciężkiej, wyczerpującej i niszczącej życie prywatne. Rozwody i konflikty rodzinne są na porządku dziennym. Milicjanci niewiele zarabiają. Żony nieustannie narzekają, że nie starcza im do pierwszego, funkcjonariusze marzą o podwyżce, by kupić dzieciom ubrania, żonie płaszcz lub buty. Na delegacji nie starcza im na posiłki.
Schematyczna jest też relacja między oficerami MO. Nadzorujący śledztwo pułkownik z Komendy Głównej lub Wojewódzkiej jest stateczny, mądry i ojcowski. Prowadzący dochodzenie kapitan jest inteligentny i energiczny. A podlegający mu porucznik lub sierżant to często postacie niezbyt lotne i komiczne.
W latach 60. zadebiutował jeden z najbardziej znanych twórców powieści milicyjnych adwokat Jerzy Edigey. Publikowanie rozpoczęła też zatrudniona w referacie prasowym Komendy Głównej MO Helena Sekuła oraz architekt z wykształcenia Joanna Chmielewska. Kryminały tej ostatniej zdobyły ogromną popularność i chyba jako jedyne przetrwały PRL. Powieści kryminalne pisywał też Zbigniew Nienacki, który w 1964 r. zapoczątkował swój parakryminalny cykl o Panu Samochodziku. W 1968 r. kryminał napisali twórcy „Stawki większej niż życie” - Andrzej Szypulski i Zbigniewa Safjan. Wtedy też narodził się rysunkowy kapitan Żbik, którego przygody będą ukazywać się w komiksowych zeszytach aż do 1982 r.
Zemsta Kłodzińskiej
A jak wyglądała polska powieść milicyjna w latach 70.? Zmieniła się tak samo, jak zmieniła się Polska. W lekturach widać, że społeczeństwo stało się zamożniejsze, nie mówi się już o brakach w zaopatrzeniu, a Polacy częściej jeżdżą za granicę. Milicjanci już nie klepią biedy, lecz żyją na poziomie klasy średniej. Są też bardziej wykształceni i bywali.
Zmienił się sposób pokazywania przestępstw gospodarczych. Za Gierka dorabianie się nie było już tak źle widziane, więc negatywnymi bohaterami kryminałów przestali być dyrektorzy i prezesi. Nadal jednak milicja tropiła przedstawicieli prywatnej inicjatywy chcących zarobić na niedoborach socjalistycznej gospodarki. W pierwszym odcinku popularnego serialu „07 zgłoś się” z 1976 r. por. Borewicz rozpracowuje gang nielegalnie handlujący krempliną…
Głównym tematem stały się nadużycia dokonywane przez dyrektorów przedsiębiorstw i prezesów spółdzielni
W latach 70. Kryminały pisują Andrzej Szczypiorski, Kazimierz Koźniewski, Janusz Głowacki, Zbigniew Safjan i znani już z poprzednich dekad weterani: Jerzy Edigey, Zygmunt Zeydler-Zborowski, Barbara Gordon, Helena Sekuła, Joanna Chmielewska, Anna Kłodzińska. Ta ostatnia w swojej powieści „Taniec szkieletów” jednemu z negatywnych bohaterów nadała nazwisko Jakub Barańczak. Była to zemsta na Stanisławie Barańczaku, który bardzo krytycznie recenzował jej książki. Niektórzy pisarze specjalizowali się w kryminałach pseudoangielskich, dziejących się w realiach zachodnich i występowali pod angielskimi pseudonimami, np. Joe Alex, czyli Maciej Słomczyński, Maurice Andrews, czyli Andrzej Szczypiorski i Noel Randon, czyli Tadeusz Kwiatkowski.
- Była grupa twórców utrzymujących się z pisania kryminałów. Wydawnictwa płaciły całkiem przyzwoite honoraria, więc można było z tego żyć. Taki np. Zygmunt Zeydler-Zborowski pisywał książki, scenariusze do spektakli Teatru Sensacji i jeszcze powieści w odcinkach do gazet. Druga grupa to twórcy, którzy etatowo zajmowali się czymś zupełnie innym, a kryminały pisali przy okazji. Np. Anna Kłodzińska była dziennikarką w „Życiu Warszawy”. Była wreszcie trzecia grupa, która wyszła z formacji mundurowych. Np. Helena Sekuła była milicjantką, która zajęła się pisaniem. Twórca kpt. Żbika, Władysław Krupka, pisywał kryminały pod pseudonimem Władysław Krupiński - wyjaśnia prof. Skotarczak.
Nakłady kryminałów były duże. Zaczynano od 20-30 tys. Potem wzrosły do 100-170 tys., a w latach 70. sięgały nawet 200-300 tys. egzemplarzy.
Koniec i odrodzenie
Lata 80. wraz z kryzysem politycznym i ekonomicznych przyniosły załamanie na rynku powieści kryminalnych. Kłopoty z papierem sprawiły, że drastycznie spadła liczba wydawanych tytułów. W 1982 r. wyszło ich zaledwie 20, w 1983 - 25, w 1984 - 28. W 1982 r. zamknięto serię komiksów o Żbiku.
Wśród negatywnych bohaterów pojawiła się postać malwersanta - członka poprzedniej ekipy rządzącej. Z wyjątkiem paru książek raczej unikano odniesień do sytuacji politycznej. Wyróżnia się tu powieść „W pogardzie prawa” Anny Kłodzińskiej, w której autorka bardzo krytycznie przedstawiła „Solidarność”.
Środowiskiem, w którym często dochodziło do przestępstw były natomiast kręgi artystyczno-dziennikarsko-filmowe. Nadal z Polski przemycano dzieła sztuki, obrazy, precjoza, wynalazki. Czarne charaktery nosiły często niemiecko brzmiące nazwiska. W szerszym stopniu pojawiło się zjawisko narkomanii. Były też tradycyjne zabójstwa: z miłości, zazdrości, ambicji, zemsty. „Kryminały lat 80. robiły się coraz bardziej ponure. W jakiś sposób przecież oddawały w ten sposób klimat swoich czasów” - pisze badaczka.
Powieść milicyjna zakończyła się wraz z końcem PRL. Ostatnie książki ukazały się na początku lat 90. Większość autorów zamilkła, pisanie kontynuowała jedynie Joanna Chmielewska. Z czasem narodziła się jednak moda na kryminały milicyjne. Powstały kluby ich miłośników, niektóre wydawnictwa zaczęły wznawiać powieści. Pojawiły się książki neomilicyjne, pisane współcześnie, a dziejące się w realiach Polski Ludowej. Podjęto próby reaktywacji komiksowej serii o Żbiku, kontynuowany jest cykl przygód Pana Samochodzika. Literaturoznawcy prowadzą badania tego gatunku.
- Jest to chyba jakiś element mody retro na PRL. Część czytelników po prostu pamięta te książki z lat młodości i chce do nich wrócić. Moim zdaniem powieść milicyjna była częścią tamtego świata i powinna być przedmiotem badań - mówi prof. Skotarczak.