Miłość dała jej więcej cierpienia niż szczęścia
Jej życie to gotowy materiał na hollywoodzki melodramat. Jest w nim miejsce na poniżenie, gwałt i samotność, ale też wielki sukces i sławę.
Kiedy kilka tygodni temu media obwieściły, że Edyta Górniak zasłabła w Nowym Jorku i trafiła do szpitala, wszyscy fani piosenkarki wstrzymali na oddech. Okazało się, że to chwilowa niedyspozycja i gwiazda po krótkim odpoczynku wróciła do studia nagrań, żeby pracować nad swą nową płytą.
- Mimo ogromnej ilości pracy, nieustającej presji, pod jaką żyję codziennie przecież, mimo ilości zobowiązań, nie potrzebuję spektakularnych rozrywek dla odreagowania napięć. Mój umysł regenerują proste sytuacje. Cisza, dobra kawa, śmiech mojego dziecka, joga. Dobra kuchnia, dobre wino, szczerzy ludzie przy stole. Spacer po lesie - wyznaje wokalistka w rozmowie z Onetem.
To niepotrzebna skromność - życie i kariera Edyty Górniak są bowiem godne hollywoodzkiego filmu. Mimo licznych dramatów i zawirowań, udaje się jej skupić na sobie uwagę fanów i mediów przez ćwierć wieku. A może to właśnie dzięki tym wszystkim potyczkom z losem wzbudza aż tak wielkie zainteresowanie?
Odepchnięta przez matkę
Relacje z rodzicami to do dziś niezagojona rana na psychice piosenkarki. Dopiero niedawno przyznała, że wybaczyła matce wszystkie krzywdy, jakich doznała od niej za młodu. A podobno było tego sporo.
- W dzieciństwie byłam bardzo karcona. Dorastałam w przekonaniu, że nie zasługuję na miłość mamy. Więc się coraz bardziej starałam. A im bardziej się starałam, tym ona mnie bardziej poniżała - wyznała piosenkarka w telewizyjnej rozmowie z Magdą Mołek.
Kiedy ojciec Edyty odszedł od rodziny, zastąpił go nowy partner matki, który bił ją często i zamykał samą w domu. Ta wiedząc o wszystkim - nie reagowała. Mało tego - kilka lat temu w wywiadzie telewizyjnym z Wojciechem Jagielskim spłakana wokalistka wyznała, że mając piętnaście lat została zgwałcona przez dorosłego mężczyznę. I tu ponoć również matka miała o wszystkim wiedzieć - i nie reagować.
- Przeżyłam tyle tragedii, że chciałam schować się przed światem, ale nie mogłam tego zrobić. Musiałam bardzo szybko i dosadnie uświadomić sobie, że mam tylko siebie, że muszę mieć siłę. Dzięki temu odnalazłam siłę w sobie, nie wiedziałam, że jej tyle mam - powiedziała Magdzie Mołek.
Ojciec Edyty był Cyganem. Kiedy odszedł od matki, słuch o nim zaginął. Dorosła wokalistka próbowała go niejednokrotnie odnaleźć. Skontaktowała się nawet z Donem Wasylem, piosenkarzem, który doskonale zna środowisko Romów w Polsce. Niestety, i on nie pomógł. Dlatego mogła go pożegnać dopiero podczas pogrzebu.
- Poznałam wówczas jego braci. Kiedy zapytałam, jaki był mój tata, jeden z nich opowiedział mi tyle wzruszających historii. Mówił, że tata był skromnym, wrażliwym człowiekiem, nigdy się nie unosił. Jeśli coś go denerwowało, zamiast krzyczeć, brał gitarę. Śpiewał i płakał. Nie zdążyłam go poznać. Nie zdążyłam go przytulić. Nie zdążyłam wielu rzeczy - mówi w „Gali”.
Edyta od dziecka szukała bezpiecznego schronienia przed złym światem. I znalazła go w muzyce. Nic w tym dziwnego - wszak wychowała się w Opolu w cieniu słynnego amfiteatru, w którym co roku odbywa się festiwal polskiej piosenki. Mimo że bliscy nie zachęcali jej do śpiewania, spotkanie z Elżbietą Zapędowską w miejscowym domu kultury sprawiło, że uwierzyła w swoje siły. I kilka lat później sama stanęła na scenie opolskiego amfiteatru, aby zaprezentować się w konkursie „debiutów”.
Sama w wielkim świecie
- Przede wszystkim byłam przerażona. Było mi zimno, ponieważ nie zdążyłam wysuszyć włosów i wyszłam na scenę z mokrą głową. Brałam udział w konkursie debiutów i jako mało ważna wykonawczyni, byłam gdzieś na końcu kolejki do fryzjera. W efekcie nie udało mi się do niego dostać. Dlatego ten występ nie był taki, jak sobie wymarzyłam. Pamiętam jedynie ogromny strach - wspomina w programie „Miasto Kobiet”.
To był jednak krok we właściwą stronę. Występ w Opolu sprawił, że dostała angaż do spektaklu „Metro” w Warszawie, a tam dostrzegli ją ówcześni bossowie telewizji publicznej, wybierając na reprezentantkę Polski w konkursie Eurowizji w Dublinie. Ku zdziwieniu obserwatorów, Edyta o mały włos nie wygrała festiwalu, zajmując ostatecznie drugie miejsce.
- Z tamtego czasu pamiętam wiele sytuacji, które studziły moje emocje. Najstraszniejsze było to, że zachorowałam wtedy na zapalenie krtani i tchawicy. Paraliżowała mnie też presja, jaką odczuwałam z powodu tego, że reprezentowałam tam nie tylko siebie, ale przede wszystkim własny kraj - Polskę. Czułam na sobie ogromną odpowiedzialność - opowiada w „Mieście Kobiet”.
Sukces na Eurowizji sprawiał, że w ciągu jednego wieczoru pozycja Edyty na polskiej scenie muzycznej zmieniła się diametralnie. Pod opieką rzutkiego menedżera, Wojciech Kubiaka, szybko poszybowała w stronę wielkich sukcesów. To oznaczało, że jednego dnia mieszkała w wynajętym mieszkanku na Ursynowie, a drugiego - w ekskluzywnym apartamencie w Londynie, gdzie nagrywała płytę na zachodni rynek.
- Zdarzało się, że miałam przy sobie tylko kartę kredytową i paszport, i w każdej chwili, jeśli byłam zmęczona lub chciałam się z kimś spotkać, iść do ulubionej restauracji na drugim końcu Europy, wsiadałam w samolot i leciałam. Tyle tylko, że nie miałam z kim podzielić radości. Jeśli chciałam spędzić z kimś miło czas, opłacałam pobyt przyjaciołom, bo nikogo z moich najbliższych nie było stać na życie, jakie prowadziłam - mówi „Gali” Edyta.
Nie obyło się bez rozczarowań. Kiedy piosenkarka wyraziła wobec zachodnich mocodawców obawę, że będą chcieli rozebrać ją do promocyjnych zdjęć, usłyszała: „Rób to, co ci każą. Chyba nie chcesz być trudnym artystą dla wytwórni, która w ciebie wierzy.” Być może dlatego, zrezygnowała z podboju zagranicy i wróciła do Polski.
Edyta nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn. Nie wypaliły jej kolejne związki z aktorem Dariuszem Kordkiem, dziennikarzami Piotrem Gembarowskim i Piotrem Kraśko oraz radiowcem Robertem Kozyrą. Mówiło się nawet o dwóch próbach samobójczych, które rzekomo miała podejmować piosenkarka.
- Zawsze za wszelką cenę chciałam zmienić bieg historii, bo moja świętej pamięci babcia rozstała się z dziadkiem, potem moja mama rozstała się z tatą, a ja chciałam przerwać ten łańcuch porażek. Chciałam udowodnić, że choć mojej babci i mamie nie udało się zachować małżeństwa, mnie się uda - dodaje w „Gali”.
Zamknięta w złotej klatce
Wszystko wskazywało, że tym jedynym okaże się Dariusz Krupa, gitarzysta z jej zespołu, którego poślubiła równo dekadę temu. Niestety, z czasem okazało się, że mężczyzna niemal całkowicie ubezwłasnowolnił swą żonę. To on nosił jej dowód i prawo jazdy, miał kartę bankową do jej konta, organizował pracę i wolny czas, odciął od fanów i skonfliktował z mediami. Edyta myślała, że tak trzeba, bo przecież jest żoną i matką. To wpędziło ją w marazm, przestała nagrywać nowe piosenki i zapowiedziała wycofanie się ze sceny. Zmęczona wyjechała w końcu na tydzień do buddyjskiego klasztoru. Tam, odcięta od świata, zrozumiała, że dała się zmanipulować. Po powrocie wyprowadziła się z domu i wniosła pozew o rozwód.
- Dariusz Krupa mnie nie kochał. On kochał moje pieniądze. Pokazał to kilkanaście razy, pokazał to po naszym rozstaniu, pokazał w czasie rozprawy rozwodowej. Wszystko było przemyślane. Tyle tylko, że nie umiał skorzystać z tego majątku, roztrwonił go - deklaruje w „Gali”.
Miejsce Krupy zajął adwokat Piotr Schramm. I tu znów początkowo wydawało się, że wszystko pójdzie dobrze. Po czterech latach para się jednak rozstała.
- Dobra to była relacja. Ale wyszły różnice na przestrzeni czasu. Potem zaczęło być ciężko. Wiedziałam, że nie jestem tą osobą, że nie dam mu tego, co spełniłoby jego jako mężczyznę, i dałam mu wolność. Jestem przekonana, że będzie szczęśliwszy z inną osobą - wyznała potem Magdzie Mołek.
Dziś najważniejszym mężczyzną w życiu gwiazdy jest syn Allan. Chłopak ma już jedenaście lat i wiernie towarzyszy mamie - a ona troszczy się, aby odebrał staranne wykształcenie, nauczył się języków i znalazł własne miejsce na ziemi.