Minister Anna Zalewska w Koszalinie. Głosy wokół reformy oświaty
Wiceprezydent Koszalina storpedował zapowiedzi dotyczące zmian, a minister Anna Zalewska chwali to, co wprowadza.
Wczoraj, jeszcze przed debatą minister edukacji Anny Zalewskiej z nauczycielami, konferencję zwołała koszalińska Platforma Obywatelska. - Według naszych wyliczeń pracę w naszych szkołach, ze względu na „dobrą zmianę” w systemie oświatowym, straci 113 osób - mówił wiceprezydent Koszalina Przemysław Krzyżanowski. - Koszt zmian to u nas ok. 5 milionów złotych. Z nami samorządowcami nikt się w tych sprawach nie konsultował. Pani minister mówi, że Koszalin dostanie dodatkowe pieniądze - to nie są dodatkowe pieniądze, ich będzie nawet mniej niż było teraz.
Dwie godziny później na konferencji w II LO dziennikarze mogli usłyszeć od minister: - Jesteśmy wszędzie tam, gdzie trzeba być, wzmacniamy komunikację, spotykamy się, rozmawiamy. Wiemy na pewno, że trzeba dążyć do 4-letniego liceum, do szkoły branżowej, zawodowej, do wzmacniania małych szkół, do jednozmianowości, do podnoszenia jakości kształcenia. Jest wiele do zrobienia. Jest niepokój, ale prawo oświatowe zostało tak skonstruowane, by eliminować zagrożenia.
Zwolnienia? Minister Zalewska stwierdziła, że MEN takich nie przewiduje. Co więcej przewiduje dodatkowe przyjęcia do pracy (w Koszalinie - 9 etatów). - Nie ma podstaw, by mówić o zwolnieniach nauczycieli. Dzieci jest tyle samo, etatów będzie potrzeba tyle samo albo i więcej - dodała. Pieniądze? - Koszalin otrzyma 5,2 miliona - to waloryzacja dla nauczycieli i subwencja na 6-latki - mówiła. - W kraju jest 1,5 mld subwencji oświatowej na 6-latki, 400 mln na waloryzację, 900 mln na dostosowanie szkół i 168 mln - na rezerwę budżetową.
Jak mają się zorganizować szkoły, które działają na dwie zmiany? - Szkoły będą mieć 5 lat, by dostosować się do jednozmianowości i stać się 8-klasowymi szkołami - mówiła minister. - W okresie przejściowym są brane pod uwagę różne scenariusze - w tym czasie 7 i 8 klasa będzie mogła być w innym budynku, by poczekać do czasu, aż w danej szkole powstanie miejsce dla kolejnych roczników. Są przewidziane łączenia gimnazjów i szkół podstawowych, by w jednym budynku były klasy 1 - 4, a w drugim - klasy 5 - 8. Będą też powstawały nowe dodatkowe oddziały - jeżeli ustawa mówi o przenoszeniu klas w tym samym środowisku, to ta różnica spowoduje, że powstanie kilkanaście dodatkowych oddziałów, a to dodatkowe miejsca pracy.
Uczestnicy spotkania z minister Zalewską nie podzielali w większości jej optymizmu, ale mało kto chciał mówić o tym oficjalnie do kamer i mikrofonów.
- Dowiedzieliśmy się tego, co wiemy od 28 czerwca - mówił z kolei otwarcie wiceprezydent Przemysław Krzyżanowski. - Było tak, jak na spotkaniach w kraju - bez przełomu. Z ciekawostek - dane z systemu wykazują, że mamy 5 gimnazjów samodzielnych, a tak naprawdę mamy ich 4 - to świadczy o jakości tego systemu, skoro są w nim takie błędy. U nas, bez względu na to, co mówi pani minister - 113 etatów w ciągu dwóch lat zostanie zlikwidowanych. Ta reforma jest źle przygotowana, nieodpowiednia, a krach rozpocznie się w marcu - kwietniu, nie mówiąc o wrześniu 2017; ona powinna być odłożona co najmniej o dwa lata.
Zapytaliśmy...
Jest pani spokojna o realizację reformy?
- Staram się być odpowiedzialna. Widzimy niepokój wśród nauczycieli. Dlatego wzmacniamy komunikację i rozpowszechniamy pakiet informacyjny, telefony, maile. Zdaję sobie sprawę, że to trudna reforma. Dlatego wzmacniamy samorządowców.
Nie brakuje negatywnych głosów na temat proponowanej reformy - dlaczego MEN nie chce zgodzić się na przesunięcie terminu wdrożenia reformy?
- Jedne głosy są takie, ale drugie mówią co innego. Jesteśmy właśnie w szkole (II LO dop. red.), gdzie dyrektorem jest orędownik zmian.
Pracodawcy nie chcą czekać, bo 40% z nich nie ma pracowników, potrzebuje sprawnej szkoły zawodowej. Dyrektorzy liceów, techników, nauczyciele, powiaty i inni - oni wszyscy czekają na te zmiany.
Zmiany są potrzebne, bo...
Bo trzeba podnieść jakość kształcenia, bo gimnazjum było tak naprawdę 4-letnie, a liceum było kursem przygotowującym do matury, a nauczanie było bardzo infantylne.
Fot. Radosław brzostek
Wczorajsze spotkanie w II LO trwało około 1,5 godziny. - Nic nowego nie usłyszeliśmy. Dalej boimy się o pracę - komentowali nieoficjalnie nauczyciele z gimnazjów, którzy byli w sali