Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel podsumował rok swojej pracy
Wymienił długą listę sukcesów, a wśród nich m.in. ustawę ograniczającą handel ziemią. - Są powody do niepokoju, bo ta ustawa jest pełna absurdów - uważa opozycja.
Minister rolnictwa przedstawił we wtorek - wspólnie z premier i szefami pozostałych resortów - swoje dotychczasowe działania.
- Nasz rząd, jak żaden poprzedni, ma dokładnie opisaną politykę rolną, która jest spójna z polityką wobec obszarów wiejskich. Celem strategicznym tej polityki jest ochrona i rozwój rodzinnych gospodarstw rolnych - podkreślił.
Dodał także, że w przyszłym roku na dopłaty do składek ubezpieczeniowych przeznaczone zostanie 917 mln zł.
Kolejna sprawa to wzmocnienie pozycji rolnika w całym łańcuchu produkcji żywności. Służyć temu mają nowe rozwiązania prawne.
- Wkrótce zostanie wdrożona długo oczekiwana przez rolników i konsumentów ustawa, która ułatwi sprzedaż żywności przez rolników - powiedział minister Jurgiel.
Poinformował o zmianach w organizacji instytucji obsługujących rolnictwo, które uproszczą system kontrolny i w sposób bardziej efektywny będą wykorzystywać dostępne zasoby. Krzysztof Jurgiel podkreślił też starania zmierzające do promowania polskich, zdrowych produktów oraz wspierania działalności rolniczej.
Opozycja studzi zadowolenie
Opozycja już kilka dni temu odniosła się krytycznie do działań ministerstwa rolnictwa. Stefan Krajewski, szef podlaskich struktur PSL, wskazywał na absurdy, jakie pojawiają się w związku z ustawą o obrocie ziemią rolną. Jako przykład podał kilkunastu rolników mieszkających na granicy województw, z którymi niedawno rozmawiał. - Ich pola graniczą z polami w woj. mazowieckim. Chcieliby kupić ziemię, ale nie mogą, bo - według ustawy - ziemia może być kupiona przez rolnika, który mieszka i gospodaruje w danej gminie od pięciu lat - opisuje problem. - Nie mogą więc kupić działki sąsiedniej, bo leży ona już w innym województwie, a mogą kupić swobodnie w swojej gminie, ale o 30-40 km dalej.
Izba rolnicza: Wolny handel z Kanadą to zagrożenie
W ocenie ludowców, wspomniana ustawa bardzo rolników ogranicza. Nie rozumieją też akceptacji rządu dla CETA, czyli umowy o wolnym handlu z Kanadą. Więcej zagrożeń niż korzyści z tej umowy widzi też Grzegorz Leszczyński, prezes Podlaskiej Izby Rolniczej:
- Nie powiedziałbym, że to szansa dla naszej żywności. Proszę zauważyć, że Kanada to duży kraj, gdzie jest niezła ziemia. Mieszka tam ponad 30 mln ludzi - tłumaczy. - A rynek europejski to 500 mln konsumentów. Kanada będzie więc bardziej zainteresowana sprzedażą własnych towarów na tak duży rynek, niż sprowadzaniem naszej żywności do siebie.
W ocenie działań ministerstwa jest ostrożny:
- W rolnictwie rok to bardzo mało - mówi Leszczyński. - Dużo zostało zrobione, ale wiele przed nami. Choćby sytuacja z ASF. W powiecie monieckim jest coraz więcej przerośniętych świń, które czekają na skup.
Według niego, niczym nowym nie jest promocja polskiej żywności. Takie działania już były prowadzone. Dobrą wiadomością jest zaś wcześniejsza wypłata dopłat. Dzięki temu rolnicy będą mogli sobie kupić np. nawozy, które są teraz tańsze. Problem w tym, że dopłaty są obecnie dwa razy niższe, niż w ubiegłym roku.
A co o słowach ministra Jurgiela sądzą sami rolnicy?
- Ja, jako hodowca trzody chlewnej, oczekuję perspektywy. Nie chcę, by leczono rany, tylko im zapobiegano - mówi Tadeusz Dryl z miejscowości Czaczki Wielkie. - Nie chcę żyć z dnia na dzień i pewnego ranka obudzić się w strefie niebieskiej, co oznacza koniec produkcji. Oczekuję konkretnej reakcji na ASF. Tu nie chodzi tylko o mnie, ale o całą gałęź gospodarki, która upadnie. Bo tak się stanie, jeśli ASF dojdzie do Wielkopolski, która jest największym producentem trzody. A to, czy jakieś agencje bądź służby zostaną połączone nie ma dla mnie znaczenia. Ja mam spełnić pewne wymagania i jest mi wszystko jedno, kto mnie będzie kontrolował.