Minister zarabia za mało? Tak. Jak tysiące innych ludzi [OD REDAKTORA: SŁAWOMIR SOWA]
Brakuje Państwu czasem do pierwszego? Mają Państwo trójkę dzieci na utrzymaniu, na studiach? To powinni Państwo zrozumieć wicepremiera Gowina. Minister opowiedział w Radiu Zet o swojej niedoli, kiedy był ministrem sprawiedliwości.
- Miałem wtedy trójkę dzieci na utrzymaniu, studiowały. I słowo honoru, czasami nie starczało do pierwszego - poskarżył się minister. - I teraz sytuacja, w której minister minister sprawiedliwości odpowiada za budżet dziesięciomiliardowy, minister nauki za budżet dwudziestomiliardowy - zamiast skupiać się na sprawach państwa, zastanawia się, jak dożyć do pierwszego, to nie jest sytuacja zdrowa z punktu widzenia państwa.
Gowin powiedział szczerze i zasadniczo ma rację - zarobki ministrów z nóg nie zwalają, choć dla kogoś, kto dostaje półtora tysiąca emerytury i musi pożyczyć na chleb, zanim przyjdzie następna emerytura, pensja ministra to abstrakcja. Ale nie oszukujmy się - ci parlamentrzyści, którzy w Sejmie szyderczo zbierali pieniądze na zapomogę dla Gowina, tak naprawdę myślą to, co Gowin, tylko nie mówią tego głośno, bo ludzie rozerwaliby ich na strzępy, tak jak rozrywają teraz Gowina. Jak się jest w polityce, trzeba się fałszywie uśmiechać, nie podpaść wyborcom i po cichu korzystać z przywilejów władzy, których nie widać na pasku z wynagrodzeniem. Gowin na chwilę o tym zapomniał. A kiedy zobaczył konsekwencje, pospiesznie przeprosił. Tylko nie wiadomo co gorsze: szczerość, czy przepraszanie za szczerość. „Przepraszam, tych którzy poczuli się dotknięci moją niefortunną wypowiedzią. Zwłaszcza tych, którzy zmagają się z prawdziwym niedostatkiem. Moim zamiarem nie było uskarżanie się na własną sytuację, która bez wątpienia jest o wiele lepsza niż milionów Polaków”.
Czy Państwo sądzą, że wicepremier Gowin przeprosił za swoje słowa, bo naprawdę pojął czym się różni bieda urojona od prawdziwego niedostatku? Czy syty zrozumiał głodnego, bo zabrakło mu na kawior?
Gowin nie jest pierwszy. Minister infrastuktury Elżbieta Bieńkowska: - 6 tysięcy... Rozumiesz to? Albo złodziej, albo idiota... To jest niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował”. Małgorzata Gersdorf, I Prezes Sądu Najwyższego: - Za te ok. 10 tys. brutto dobrze żyć można tylko na prowincji.
One też powiedziały prawdę - prawdę, że od dawna żyjemy w społeczeństwie coraz bardziej rozwarstwionym majątkowo, gdzie powiedzenie „nie mam pieniędzy” dla każdego znaczy zupełnie co innego. Problem nie polega dziś na tym, że jeden czy drugi minister lub sędzia ma za duży apetyt finansowy - osoby z wysokimi kompetencjami i odpowiedzialnością powinny zarabiać dużo. Problem polega na tym, że ludzie usytuowani dużo niżej na drabinie społecznej zarabiają za mało. To dlatego słowa Gowina tak oburzają.
Ze sprawiedliwym podziałem dóbr zawsze było coś nie tak. Dlatego Marks wymyślił komunizm: „od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb”. Stalin go poprawił: od każdego według jego możliwości, każdemu według jego pracy.
A prawda jest jeszcze inna: od każdego według jego naiwności, każdemu według jego koneksji.