Co dała Polsce i armii kończąca się misja w Afganistanie, mówi płk dr Krzysztof Klupa, wykładowca Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, dowódca IV i V zmiany polskiego kontyngentu wojskowego w misji OEF w tym kraju.
Płk dr Krzysztof Klupa - prodziekan Wydziału Zarządzania WSO WL we Wrocławiu, dowódca IV i V zmiany polskiego kontyngentu wojskowego w misji OEF w Afganistanie, szef natowskiego zespołu doradców w Departamencie Operacyjnym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Iraku w latach 2008-2009.
Zdania na temat polskiej misji w Afganistanie są skrajnie różne - jedni twierdzą, że to wielki sukces, zdaniem innych w ogóle niepotrzebnie tam wysłaliśmy żołnierzy, bo afgańskie warunki mają się nijak do naszych. Pan sam tam był rok, od 2003 do 2004, jako dowódca polskiego kontyngentu, więc zna sprawę od podszewki. Jaki jest bilans - to sukces czy stracona energia?
Trudno tu mówić o bilansie... Uczestniczyłem niedawno w konferencji organizowanej na Uniwersytecie Wrocławskim, która miała tytuł: "Afganistan 2014: rok zwycięstwa czy rok porażki?". To właściwie jest odpowiedź na pana pytanie. Nie dla wszystkich ta odpowiedź jest jednoznaczna.
Były rzeczy dobre, były słabości...?
Moim zdaniem wszystkie misje, w których uczestniczyły polskie siły zbrojne - na Bliskim Wschodzie, w Iraku, w Afganistanie - były doskonałym poligonem, miejscem doskonalenia umiejętności naszej armii. Chodzi o umiejętności bojowe, ale też o wyposażenie żołnierza, unowocześnienie naszego sprzętu.
Początki misji były trudne, bo szczególnie w Iraku na początku często polscy żołnierze byli wyposażeni nieco bezsensownie.
Nie bezsensownie, ale na takim poziomie, jak w tamtym czasie cała nasza armia. Tyle że to mocno odbiegało od realnych wymogów i potrzeb. Ale właśnie to jest sprawa, która pokazuje, że misje w Iraku, a potem w Afganistanie przyniosły korzyści - gdybyśmy zestawili początki misji w Iraku z początkami w Afganistanie, zobaczylibyśmy, jak nasza armia zmienia się na lepsze: unowocześnienie sprzętu, zreformowanie procedur dowodzenia, wprowadzenie skutecznych środków łączności, przygotowanie żołnierzy do działania w różnych warunkach klimatycznych, terenowych i kulturowych. Nauczyliśmy się działać w misjach międzynarodowych - to się przekłada również na budowę koncepcji armii Unii Europejskiej.
CZYTAJ DALEJ: MISJA W LICZBACH
Ćwiczenia sztabowe czy manewry na poligonach są dobre, ale bez sprawdzenia działania w realu nie wiadomo, jak wszystko działa?
Nie możemy mówić, że poligon zweryfikuje wszystkie możliwe warianty, chociaż kiedyś przed wjazdem na poligony wisiał napis: "Im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju". Coś w tym jest. Jeśli żołnierz zaczyna działać bez ciągłego zastanawiania się nad czynnościami, które wykonuje, a więc pewne reakcje stają się odruchem, to zamiast myśleć ciągle nad tym samym, ma czas, by lepiej chronić siebie, kolegów, działać na najwyższym poziomie.
Ale trudno na poligonie sprawdzić, jak się zachowa żołnierz, gdy ktoś mu bombę wysadza pod samochodem albo strzela do jego kolegi.
Ma pan na myśli to, co się na takich misjach dzieje z psychiką człowieka. Nie każdy jest w stanie reagować racjonalnie w sytuacji kryzysowej czy wręcz ekstremalnego zagrożenia. Ludzie, którzy świetnie radzili sobie w warunkach pokojowych, z powodów psychicznych kompletnie nie mogli sobie poradzić w warunkach wojennych. Niektórzy musieli wracać do kraju. Załamywali się wskutek ciągłego życia pod wpływem stresu.
Misja w liczbach
- Polska zaangażowała się w Afganistanie 16 marca 2002 r. na prośbę USA po ataku na World Trade Center i Pentagon.
- Początkowo była to misja ENDURING FREEDOM w bazie Bagram, w której uczestniczył 100-osobowy kontyngent składający się głównie z żołnierzy wojsk inżynieryjnych, logistyków i operatorów GROM.
- 25 kwietnia 2007 r. swoją misję rozpoczęła I zmiana PKW Afganistan (ISAF). W momencie największego zaangażowania Polska przyjęła odpowiedzialność za prowincję Ghazni, w której miała ok. 2600 żołnierzy i pracowników wojska.
- W sumie w Afganistanie służbę pełniło ponad 28 tys. żołnierzy i pracowników Wojska Polskiego.
- W programie odbudowy prowincji Ghazni zrealizowano 194 projekty pomocowe.
- Polacy przeszkolili 11 tys. żołnierzy, policjantów i cywilów.
- W czasie misji zginęło 43 żołnierzy i 2 pracowników wojska.
- Poszkodowanych w działaniach bojowych zostało 869 żołnierzy i pracowników wojska, w tym 361 zostało rannych.
- Ogólny koszt zaangażowania Polski w Afganistanie szacuje się na 6 mld zł.
Nagle więc pojawił się przed naszymi wojskowymi nowy problem, który trzeba rozwiązać?
Tak. To też wymusza konieczność odpowiedniego przygotowania żołnierza do wyjazdu na misję - zarówno mentalnego, jak i bojowego, a więc wyposażenia w odpowiedni sprzęt - gdyby pan teraz postawił obok siebie żołnierza z początku naszego udziału w misji w Iraku i tego, który dziś kończy misję w Afganistanie, to byłyby to dwa różne światy. Mówiąc zaś o przygotowaniu mentalnym, mam na myśli opiekę nad żołnierzem zarówno przed wyjazdem z kraju, jak w trakcie trwania misji i po jej zakończeniu. Nie można pozostawić ludzi samym sobie, bo emocje, które skumulowały się w nich w ciągu 6 miesięcy działania w sytuacjach ekstremalnych, mogą powodować ich niewłaściwe zachowania po powrocie do domu. Dlatego każdy taki żołnierz musi mieć zapewnioną odpowiednią pomoc. Ale jest jeszcze jedna ważna sprawa z tym związana - doświadczenie uczestników misji trzeba wykorzystać w szkoleniu kolejnych pokoleń żołnierzy.
Niech się inni uczą na jego doświadczeniach i błędach?
Oczywiście, nie może być tak, że wszystkie doświadczenia takiego żołnierza nie zostały wykorzystane przez innych. Dzięki temu doskonali się procedury dowodzenia, zmienia się sposób wykorzystania i eksploatacji sprzętu itd. Zresztą, powołuje się zespoły, których zadaniem jest analiza zdarzeń i wyciągania wniosków na przyszłość. Tak się dzieje na wszystkich misjach. Po każdym zdarzeniu, każdym kontakcie ogniowym dowódcy sporządzają raporty, a specjalna grupa oficerów zbiera informacje po to, by w przyszłości lepiej przygotować się na takie sytuacje - by działać sprawniej, bezpieczniej, by wyszkolić żołnierzy, którzy w przyszłości mogą brać udział w misjach.
Były rzeczy, które Pana w Afganistanie bardzo zaskoczyły - to był inny świat tak mentalnie, jak klimatycznie, politycznie, obyczajowo?
Jeżeli jesteśmy otwarci na innych ludzi i traktujemy ich na równi z sobą, w każdym środowisku jest się poważanym. Nie można pokazywać wyższości, władzy, bo niektórzy mogliby odbierać nasz udział w misjach jako okupację. A my nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy okupantami! My tam jedziemy pomóc - wyciągamy pomocną dłoń, wspieramy ich w tym, czego nie są w stanie zrobić samodzielnie. To ważne. Wojsko się do tego przygotowuje - zawsze działają specjalne komórki nazywane CIMIC, czyli współpraca cywilno-wojskowa, która jest forpocztą działań pododdziałów bojowych. Można powiedzieć, że to budowanie dobrego klimatu i odpowiedniego wizerunku polskiego wojska. Jeżeli budujemy tam szkołę, studnię czy drogę, ludzie od razu zaczynają nas inaczej postrzegać. Gdy jedziemy do wioski, zawsze mamy jakieś drobne prezenty dla dzieci, staramy się pomagać w drobnych sprawach. Ci ludzie muszą czuć, że gdy mieszkają w pobliżu bazy, mogą się czuć bezpiecznie. A dopiero na samym końcu są konkretne działania bojowe związane bezpośrednio z walką.
Te doświadczenia zebrane w czasie walki ze specyficznym, afgańskim przeciwnikiem, na specyficznym terenie, przydadzą się w Polsce?
Każdy przeciwnik jest specyficzny, tak jak niepowtarzalne są prowadzone działania. Tu chodzi o przygotowanie mentalności i umiejętności żołnierzy na rozmaite, nieprzewidziane sytuacje. Jeżeli są profesjonalistami, dadzą sobie radę w każdych warunkach.
Nie mówi Pan, że ta misja to wielki sukces, ale widzi Pan wiele jej pozytywnych efektów.
Oczywiście, bo udział w tej misji to pokazanie, że jesteśmy wiarygodnym partnerem na arenie międzynarodowej. Współdziałamy z innymi w celu poprawy bezpieczeństwa międzynarodowego. To trochę tak, jakbyśmy nie próbowali ugasić małego pożaru, który wybuchł w lesie. W efekcie spłonąłby cały las. Tu jest podobnie - zarzewie trzeba ugasić, żeby ogień nie rozprzestrzenił się na cały świat. Każda taka interwencja wymaga ofiar i tego nie da się uniknąć - nie ma nic za darmo. Tylko w ten sposób możemy sobie zapewnić bezpieczeństwo na każdym poziomie.
I Pana zdaniem misja afgańska nam to zapewnia?
Tak myślę, bo pokazujemy, że nie boimy się, że mamy swoje skuteczne siły zbrojne. Musimy je mieć, inwestować w nie i udoskonalać zgodnie z tym, co mówił pan Wołodyjowski: "jak nie będą się ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali". Musimy pokazać, że sami jesteśmy w stanie podać komuś rękę w kłopocie, by w razie zagrożenia i nam ktoś ją podał.
Gdyby więc doszło do kolejnych takich sytuacji, Polacy powinni znów ruszyć na misję?
Oczywiście, że tak! Nie jesteśmy państwem neutralnym, musimy więc ponosić koszty mające nam zapewnić bezpieczeństwo. Dzięki temu każdy za nas może czuć się bezpiecznie.