Mistrzowie drugiego planu, czyli rzecz o wiceministrach
Przed wylotem do Brukseli premier Morawiecki przyjął dymisję trzech wiceministrów. - Jutro, w sobotę i niedzielę będę rozmawiał z częścią ministrów o odchudzeniu naszego rządu - zapowiedział. W poniedziałek dojdzie więc do dymisji kolejnych sekretarzy i podsekretarzy stanu.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział wielkie sprzątanie w ministerstwach. Wszystko po tym, jak wyborcy dowiedzieli się, jakie nagrody przyznała swoim ministrom była już premier Beata Szydło i ile politycy rządu wydają, płacąc kartami płatniczymi. Zwykłego Kowalskiego takie kwoty mogą powalać z nóg. Wizerunek rządu został mocno nadszarpnięty, premier Morawiecki musiał zareagować - i zareagował.
Jak zapowiedział, liczba wiceministrów ma być ograniczona o 20-25 proc., wszystkie premie i nagrody mają zostać zlikwidowane, a karty kredytowe (ale nie płatnicze) w rządzie - w większości wycofane.
- Zasadniczo uważam, że sprawne i efektywne państwo działa w oparciu o profesjonalne kadry, a nie rozbudowaną biurokrację, dlatego będziemy starali się zmniejszać biurokrację na wszystkich poziomach. Zaczynamy od zmiany składu ministrów i wiceministrów. Mamy dzisiaj 126 osób na stanowiskach sekretarzy i podsekretarzy stanu. W ciągu najbliższych dwóch, trzech miesięcy chcemy tę liczbę zredukować o 20-25 proc. - ogłosił premier Morawiecki. Dodał, że „odchudzone” zostaną również gabinety polityczne ministrów.
Szef rządu zapowiedział też „państwo transparentne”.
- Chcemy zlikwidować wszelkie nagrody, premie dla ministrów i wiceministrów, a w przypadku podsekretarzy stanu moja propozycja jest taka, by przesunąć tę grupę urzędników do grupy urzędników służby cywilnej, jeżeli parlament przychyli się do tej propozycji - powiedział.
W sporej grupie wiceministrów są tacy, bez których ministrom trudno byłoby się obejść. Fachowcy w swoich dziedzinach
Cóż, jak mówi Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej, resorty nam ostatnio mocno „spuchły”. Już w sierpniu 2017 r. dziennik „Fakt” pisał, że Marcin Czech został właśnie 6. wiceministrem zdrowia i tym samym 97. wiceministrem rządu. W całej Unii Europejskiej żaden kraj nie ma ich aż tylu. Z liczbą 97 wiceministrów na koncie (dzisiaj, jak powiedział sam premier, jest ich 126) Polska już wtedy była niechlubnym liderem Unii Europejskiej. Rząd Prawa i Sprawiedliwości podobija stawkę, ale poprzednicy wcale nie byli gorsi. Wcześniej 91 wiceministrów miał rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, któremu przewodził Donald Tusk. Tamta ekipa aż do 2013 r. przewodziła w tym osobliwym unijnym rankingu.
W sierpniu 2017 r. najwięcej sekretarzy i podsekretarzy stanu było w kancelarii premiera (aż 11) i w Ministerstwie Finansów (ośmiu). W ministerstwie Rozwoju zatrudnionych było siedmiu wiceministrów. Oznaczało to, że władający wówczas tymi resortami obecny premier Mateusz Morawiecki miał pod sobą aż 15 wiceministrów. Jak przypominali dziennikarze „Faktu”, Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów z hasłami ograniczania biurokracji, nie mówiąc już o uczciwości czy przejrzystości.
I chyba powoli, po aferze z nagrodami, PiS zorientował się, że wyborcy mogą się poczuć lekko oszukani.
Marek Biernacki, były minister spraw wewnętrznych, były minister sprawiedliwości, mówi, że w MSWiA miało czterech wiceministrów, w Ministerstwie Sprawiedliwości było ich pięciu.
- To byli fachowcy, wysokiej klasy specjaliści, bardzo dobrzy merytorycznie - tłumaczy Biernacki. I dodaje, że w resortach, którymi kierował, każdy z wiceministrów był odpowiedzialny za realizację konkretnych, określonych zadań. I tak naprawdę nie wyobraża sobie pracy bez ich pomocy.
Bo przecież minister, wiadomo, sam jeden nie może zająć się wszystkim, nie na wszystkim musi się też znać.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień