Młode lata Zdzisława Kozienia
Aktor Zdzisław Kozień, pamiętany choćby z roli porucznika Zubka w serialu „07 zgłoś się”, pierwsze estradowe występy dawał już jako dziecko. Okres jego młodości bynajmniej nie był jednak sielanką…
Od szczenięcych lat ciągnęło go na scenę, niestraszne mu były publiczne popisy. Miał ładny, donośny głos, więc został solistą w dziecięcym chórze. Jego syn Henryk Kozień opowiada, że wspólnie z chórem miał okazję wyjeżdżać za granicę i na jednym z występów był obecny hrabia Galeazzo Ciano, włoski polityk i dyplomata, zięć Mussoliniego.
- Już po II wojnie światowej wujek, wykonując „Arię z kurantem” ze „Strasznego dworu” Moniuszki, wygrał konkurs „Szukamy młodych talentów” - przypomina sobie Barbara Ciepiela, siostrzenica Zdzisława Kozienia.
Podwędził Niemcom cenne woluminy
Zdzisław Kozień, który urodził się w Krakowie 92 lata temu (rocznica minęła 4 grudnia), wcześnie poczuł zew aktorski. Jeszcze przed wojną występował na scenie w prowadzonej przez księdza Mieczysława Kuznowicza bursie, w której organizowano przedstawienia teatralne.
- W jednym z nich pojawiła się postać, którą najpierw pokazano jako dziecko, a potem jako dorosłego człowieka - mówi Barbara Ciepiela. - Dziecko grał Zdzisław, tym dorosłym był jego starszy brat.
Braci miał Zdzisław trzech, a także dwie młodsze siostry. Mama tej gromadki, Maria, okazjonalnie trudniła się handlem. Robiła świąteczne ozdoby i sprzedawała je na bazarze. Ojciec pracował jako woźny i pracownik techniczny na Uniwersytecie Jagiellońskim. W głównym budynku uczelni, w suterenach, Kozieniowie mieli mieszkanie.
Do krezusów się nie zaliczali, ale dawali sobie radę. Jednak w 1939 roku zmarł na chorobę płuc tata Zdzisława. A kilka miesięcy później wybuchła wojna. Hitlerowcy przeprowadzili osławioną „Sonderaktion Krakau”, w ramach której uwięzili profesorów UJ. Rodziny zajmujące dotąd mieszkania w murach uniwersytetu, w tym familię Kozieniów, przesiedlono do kamienicy przy ul. św. Sebastiana.
- Kiedy Niemcy aresztowali wykładowców UJ i zapakowali do skrzyń wartościowe uniwersyteckie książki, woluminy, to ojciec trochę im tego podkradł - zdradza Henryk Kozień. - Opylił to potem w antykwariatach, inkasując dobre pieniądze.
Bracia zginęli w Auschwitz
Maria Kozieniowa straciła więc męża, a wkrótce potem - także dwóch najstarszych synów: Henryka oraz Jana. Pewnego razu do drzwi mieszkania zastukali smutni panowie z gestapo.
- Szukali Jana, który służył w Armii Krajowej. Nie zastali go, no to zatrzymali Henryka. A potem przyszli i zabrali drugiego - opowiada Zuzanna Kozień, synowa wybitnego aktora.
W domu przebywał wtedy i Zdzisław Kozień. I też był zagrożony aresztowaniem.
- Kazali mu się ubierać; włożył na siebie najgorsze, stare, brudne ciuchy - kontynuuje pani Zuzanna. - I dzięki temu uniknął zatrzymania - Niemiec postanowił, że tego „brudasa” nie wezmą…
Dwaj bracia Zdzisława trafili do obozu koncentracyjnego i tam zginęli w 1942 r.
- Niemcy zaproponowali ich matce, że przyślą prochy synów - mówi Zuzanna Kozień. - Trzeba było jednak zapłacić bajońską sumę i nie było żadnej pewności, czyje to będą prochy. Dlatego Henryk i Jan mają tylko symboliczny grób z rodzicami na cmentarzu Rakowickim. A Zdzisław Kozień, aby upamiętnić braci, nadał ich imiona swoim dwóm synom.
Nazwiska obu braci zgładzonych w Auschwitz widnieją na tablicy pamiątkowej, znajdującej się przy stadionie Cracovii. Nie jest to przypadek, bo obaj byli piłkarzami tego klubu.
Gdy w domu zabrakło ojca i najstarszych braci, Zdzisław musiał przejść przyspieszony kurs dojrzewania i wziąć na siebie ciężar utrzymania rodziny.
- Hrabia Potocki dostał od Niemców carte blanche na handel rybami; ojciec pracował u niego w fabryce - opowiada syn aktora. - Tyrał tam jak robol - wtrąca Zuzanna Kozień. - Ale siły miał za dwóch, a ambicji - za pięciu - uzupełnia Henryk Kozień. - Potrafił wrzucić na samochód 120-kilogramową beczkę - dodaje żona pana Henryka.
Żołnierz, kreślarz, aktor…
Już u schyłku działań wojennych późniejszy odtwórca roli Zubka w „07 zgłoś się” został wzięty w kamasze.
- Wcielili go do 2 Armii WP, dowodzonej przez gen. Świerczewskiego - opowiada Henryk Kozień. - Na front ojciec nie poszedł, grał w teatrze wojskowym. Kiedy kończył służbę, to kumpel go jeszcze namawiał, żeby jechał w Bieszczady, na te wszystkie militarne akcje. „Stary” się nie zgodził.
Podjął pracę na kolei jako kreślarz. Miał duże zdolności plastyczne i manualne: rysował, malował, rzeźbił w drewnie.
- Obraz namalowany jego ręką wisi w domu, w którym mieszkała moja mama, a jego siostra Helena - mówi Barbara Ciepiela. - Ona zmarła w październiku tego roku. Była ostatnią żyjącą osobą z rodzeństwa Zdzisława.
Kozienia ciągnęło jednak do aktorstwa. Występował na deskach Teatru Kolejarza. Był to półzawodowy teatr, wystawiający wodewile, farsy czy komedie muzyczne. Na przedstawieniach w Kolejarzu bywała, będąc dzieckiem, Barbara Ciepiela.
- Czasem podpowiadałam mu, co ma mówić. Każdą jego rolę znałam na pamięć - wspomina. - W czasie kiedy już mieszkał i pracował w Rzeszowie, często go tam odwiedzałam; byłam zżyta z nim, jego żoną Janiną i kuzynami. Wujek przyjeżdżał też do Krakowa. W mieszkaniu mojej babci, w szufladzie trzymał szminki, których używał w teatrze. Raz mnie wymalował na pajacyka czy raczej klauna. Gdy w lustrze zobaczyłam, jak wyglądam, krzyknęłam: Wujek, zmyj mnie! Wycierałam się w jego koszulę, a on pękał ze śmiechu.
Zakotwiczył nad Wisłokiem
W Teatrze Kolejarza sugerowano mu, żeby poszedł do szkoły aktorskiej. Nie bardzo mógł sobie na to pozwolić, bo musiał pracować. Nieco później zdał aktorski egzamin jako ekstern. Gładko mu z tym nie poszło. Tego, że jest obdarzony nieprzeciętnym talentem, iskrą bożą, nie sposób było zanegować (po latach sam mistrz Wajda nazwie go „wielkim aktorem”), miał za to Kozień trudną przeprawę z… marksizmem, którego znajomości wymagano na egzaminie.
- Nie cierpiał tego tematu, ale był zawzięty, nauczył się na pamięć i za trzecim razem zdał egzamin na aktora - wspomina jego syn.
Gdy zaoferowano mu pracę na zawodowej scenie w Rzeszowie, Kozień miał rozterki, niemniej propozycję przyjął. Barbara Ciepiela twierdzi, że przedtem zaliczył on jeszcze epizod w tarnowskim teatrze i stamtąd przybył do Rzeszowa. Dostał etat w Teatrze Ziemi Rzeszowskiej, później przemianowanym na Teatr im. Wandy Siemaszkowej.
- Na początku mieszkał w budynku teatru. Spał na… stole krawieckim - wspomina Henryk Kozień.
Na deskach rzeszowskiego teatru występował od 1953 roku. Publiczność oglądała go m.in. w „Zemście”, „Mazepie”, „Weselu”, „Wojnie i pokoju”. Z czasem zauważyli go i filmowcy. Role w „O7 zgłoś się”, „Człowieku z marmuru” „Królowej Bonie”, „Popielcu” czy „Szaleństwach panny Ewy” dały mu ogromną popularność.
Ten rodowity krakus zapuścił korzenie w Rzeszowie i - z wyjątkiem około 10-letniego pobytu we Wrocławiu - został tu aż do śmierci (czyli do 1998 roku).
- Miał oferty, mógł się przenieść do Warszawy czy Krakowa - podkreśla Henryk Kozień. - Nie chciał. Nie lubił zmieniać miejsca zamieszkania. W pewnym momencie stał się już zasiedziałym rzeszowianinem.