Młodego człowieka opowieść o Katyniu
Rozmowa z Pawłem Kaliszem, historykiem z Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku.
Dziś kolejne spotkanie w Suwałkach w ramach cyklu Przystanek Historia...
Podobnie jak kwietniowe, będzie poświęcone zbrodni katyńskiej. Na poprzednim spotkaniu nie wyczerpaliśmy tematu - po obejrzeniu tylko jednego filmu wywiązała się dyskusja, spotkanie przedłużyło się. Dziś obejrzymy film młodego człowieka - Michała Patera. Jest youtuberem, podróżuje po świecie autostopem i odwiedza okolice ciekawe pod względem historycznym. Został zaangażowany przez IPN do nakręcenia filmu o Katyniu. To świeża produkcja, dostaliśmy ją w okolicach Wielkanocy. Film w bardzo przystępny sposób ukazuje kulisy zbrodni katyńskiej, wzięły w nim udział grupy rekonstrukcyjne, co pozwala poczuć klimat tamtego okresu. Na podstawie reakcji młodzieży z jednej białostockich szkół wiemy, że ta produkcja może podobać się widzom młodego pokolenia.
Czy to, że temat zbrodni katyńskiej będzie kontynuowany na kolejnym spotkaniu, świadczy, że - mimo upływu lat - wciąż budzi emocje?
Zdecydowanie budzi emocje. Podczas poprzedniego spotkania mówiłem o kilku niuansach, jak choćby o kwestii mordu w Chatyniu (okolice Mińska), gdzie zagłady miejscowej ludności miał dokonać batalion policji niemieckiej. Tymczasem z głosów osób, które siedziały w zakładach karnych w ZSRR, wynikało, że zbrodni nie dokonali Niemcy, a oddział NKWD pozorowany na niemiecki. I to wydarzyło się przed ujawnieniem zbrodni katyńskiej przez Niemców wiosną 1943 r. Drugie dno tej historii jest takie, że przed wojną okolice Mińska należały do Polski i były zamieszkane przez ludność miejscową, jak też tych, którzy się asymilowali i stali się Polakami. Mieszkali tam też Polacy z dziada pradziada - żywioł polski był tam bardzo silny. Pojawia się więc pytanie, czy celem pacyfikacji Chatynia nie była też eksterminacja narodowości polskiej. Jest przecież słynna rzeźba niosącego martwe dziecko rolnika z tej miejscowości, który nazywał się Józef Kamiński.
To nie jest rdzennie rosyjskie nazwisko.
Nie jest. Faktem było też istnienie grup partyzanckich, a w rzeczywistości - oddziałów NKWD, które napadały na Niemców po to, by wywołać ich zemstę i doprowadzić do czystek.
Przypomnijmy kilka podstawowych faktów, dotyczących zbrodni katyńskiej.
Trzeba pamiętać o kilku aspektach. Po pierwsze: mamy do czynienia ze zbrodnią wojenną, bo zginęli jeńcy wojenni. Po drugie: jest to zbrodnia przeciwko ludzkości, ponieważ zginęły osoby skazywane zaocznie na karę śmierci, bez wcześniejszego procesu.
Ile lat trwała niepewność rodzin co do losów oficerów?
Do wiosny 1943 r. 13 kwietnia w niemieckich gazetach podano informację, że w katyńskim lesie znaleziono mogiły polskich oficerów zamordowanych przez bolszewików wiosną 1940 r. Rodziny domyślały się, co stało się z ich bliskimi, ponieważ Sowieci zezwolili oficerom na prowadzenie korespondencji. Dzięki temu wiedzieli, dokąd szły listy z Ostaszkowa, Kobielska czy Charkowa. Jeśli do sowieckiej strefy wpływów, to rodziny oficerów także można byłoby w przyszłości zesłać jako element politycznie niepewny. Do czego też doszło. W wymienionych obozach znaleźli się oficerowie dowodzący w kampanii wrześniowej i ci, którzy nie zrezygnowali ze swojej polskości. Z tego powodu byli to ludzie całkowicie nieprzydatni dla ZSRR. W sumie zginęło około 25 tys. osób.