„Mnie praca nie męczy”. Taki był na co dzień Grzegorz Miecugow

Czytaj dalej
Fot. Radek Koleśnik
Rafał Nagórski

„Mnie praca nie męczy”. Taki był na co dzień Grzegorz Miecugow

Rafał Nagórski

Przypominamy fragmenty naszej rozmowy z Grzegorzem Miecugowem

Grzegorza Miecugowa często widać w TVN24 już o 9 rano, gdzie komentuje bieżące wydarzenia, a schodzi z anteny o 23 po „Szkle kontaktowym”. Jest czas na odpoczynek?

Mnie praca nie męczy, więc dla mnie nie jest to żadnym wysiłkiem przyjechać na prośbę kolegów do studia na przykład na 9.20 rano. Potem mam i tak mnóstwo spraw do załatwienia. Dla mnie więc takie przyjście rano do studia nie różni się niczym od bycia w tym czasie w domu.

O której pan wstaje?

Wstaję z reguły o 7, nawet jeżeli kładę się o 2 w nocy. Potem jadę do pracy załatwić bieżące sprawy, odpowiedzieć na maile, sprawdzić kalendarz i tak dalej. Potem mam spotkania w mieście.

Macie klasyczne kolegium redakcyjne?

W tej chwili już nie. Spotykamy się w redakcji o 17.15 i w ciągu 10 minut rzucamy pomysły. O 20 spotykamy się finalnie - koleżanki i koledzy pokazują mi propozycje materiałów - jest ich około 50 - i z tego wszystkiego wybieram 20, czasami 18, 19. Zdarza się, że są to rzeczy, które nie są ani zabawne, ani poruszające do dyskusji.

Dlaczego?

Na przykład pokazujemy jak Manuel Barroso pije piwo z premierem Tuskiem. I to jest punkt wyjścia do porozmawiania czy premier jest w pracy czy nie? Czy picie przez niego piwa jest łamaniem prawa pracy? Kiedy się kończy dzień pracy premiera? To też jest ciekawe i zajmujące.

Często rezygnuję natomiast z fajnych kawałków, bo one już były tyle razy w ciągu dnia emitowane, że szkoda mi na to czasu, wolę odnieść się do nich jakimś komentarzem. Na przykład tak było z Ziobrą, który atakuje premiera w sprawie internauty.

Jak wyglądają ostatnie minuty przed programem?

Wybieram te 20 kawałków, segreguję je według pewnej logiki, kończę to gdzieś za kwadrans 21. Mam wtedy trochę czasu na „pogrzebanie” w internecie, sprawdzenie faktów, o 21.40 idę się malować - to trwa w przypadku mężczyzn 4 minuty.

Na ile da się wyreżyserować taki program, a na ile jest to improwizacja?

Nie da się wyreżyserować. Miałem kiedyś taki program, że siadamy, idzie sygnał, ja jeszcze nie wiem co powiem, nie mam przygotowanego pierwszego zdania. I jeżeli mi nic nie przyjdzie do głowy, to mówię po prostu: Panie Arturze, jak panu minął dzień? Inny przykład: siedzę z Arturem Andrusem, poszedł sygnał i mi w tym momencie akurat przypomniało się, że czytałem w internecie, że Pluton już nie jest planetą. Ten Pluton konstytuuje już później cały program, bo zaczynają się sms-y i podpowiedzi kto go ukradł.

Ale to świadczy, że program prowadzi pan na kompletnym luzie. Nie ma stresu?

Nie ma i nie było też przy pierwszych odcinkach szkła.

Z tym trzeba się urodzić?

Nie, absolutnie nie, to po prostu lata pracy. Pamiętam moje pierwsze wystąpienie na żywo to był 80 rok, październik, praca w radiu. Nie miałem karty mikrofonowej, ale wróciłem z jakiegoś nagrania, a po drodze widziałem duży wypadek samochodowy. Był program na żywo, prowadził go Jerzy Rosołowski i dowiedział się, że ja widziałem ten wypadek i zaprosił mnie do studia, bym o tym opowiedział. Do dzisiaj to jest dla mnie taka lekcja pokory, bo pamiętam, że nagle było nas dwóch. Jeden siedzi koło Rosołowskiego i bredzi. I im bardziej bredzi tym bardziej bredzi, nakręca się w bredzeniu. A drugi Miecugow - ten prawdziwy stoi obok i nie wierzy własnym oczom i uszom. Ja po prostu z paniki bredziłem.

Trema minęła gdzieś tak na przełomie 89 i 90 roku, ale to związane jest ewidentnie z liczbą prowadzonych programów na żywo. To jednak rutyna.

Ten pański luz - wydaje się, że udziela się również gościom studia i widzom?

Różnie z tym bywa. Ostatnio mieliśmy w programie Marcina Mellera, który jest „otrzaskany”, ale się przyznał, że miał tremę, bo był w nowym środowisku, nie on był prowadzącym, nie wiedział czy go czymś zaskoczymy. Tomek Jachimek, który jest zwierzęciem estradowym jak zaczynał u nas też się stresował, ale teraz już mu przeszło.

Spokój oczywiście się udziela innymi, ale ja mam swoją teorię, że najsilniejszym atutem każdego przed kamerą jest on sam. Nie można nikogo grać. W ogóle emocje fajnie się przenoszą w telewizji, a najważniejszą emocją jest naturalność.

Zastanawia się pan nad tym czy „szkło” powinno ewoluować czy po prostu pracujecie z dnia na dzień?

Po roku funkcjonowania, kiedy wszystkim głupkom wydawało się, że idzie powszechna szczęśliwość w postaci koalicji PO-PiS, rozważałem koniec programu. W 2007 roku, kiedy po wariackich rządach PiS-u zaczęło rządzić PO też zastanawiałem się czy program ma sens, bo przecież będzie normalnie. Ale latem 2008 roku politycy w ogóle zniknęli. Bałem się tego lata - bo nie ma polityków - nie ma tematów. Poprosiłem wtedy Wojtka Młynarskiego, żeby wybrał mi 10 tekstów, które napisał już dawno temu i nie straciły na aktualności. Poprosiłem znanych aktorów żeby to przeczytali i się tym posiłkowałem. Wszystkie te teksty poszły, fajnie to wyszło. Ale ja się wtedy zorientowałem, że gdyby nie było tej podpórki to i tak nic by się nie stało, dlatego że ten program nie musi mieć polityków. Życie jest pełne innych tematów. Można rozmawiać o pogodzie, o tym, że się w Zoo urodził hipopotam, że gdzieś idiotycznie zbudowano drogę, jest mnóstwo tematów.

Oczywiście szkło nie będzie wieczne, ale nie mamy parcia, żeby coś zmieniać.

Zmieniając zupełnie temat. Podczas spotkania autorskiego w Darłowie przyznał pan publicznie, że może być bardzo ciężko chory. Nie każdy decyduje się na takie wyznanie...

Jestem szczery, w moim otoczeniu nie jest to żadną tajemnicą.

To sposób na to, żeby oswoić się z myślą o chorobie?

Tak czy siak będę miał operację. Pytanie czy jest to operacja banalna polegająca na wycięciu jakiegoś zgrubienia, które kiedyś może być niebezpieczne, czy jest to operacja, od której zaczynamy walkę o życie.

Boi się pan?

Wiem, że ja kiedyś umrę, pytanie prędzej czy później. Jeszcze mam sporo do zrobienia i byłoby mi żal nie znać odpowiedzi na kilka pytań, na które chciałbym poznać odpowiedzi.

Ale nie będę robił z tego tragedii, będę walczył.

Jakie to pytania?

Czy Europa przetrwa? Czy wielki zderzacz hadronów przybliży nas do odpowiedzi na temat wielkiego wybuchu i początków wszechświata? Czy mój syn zda prawo jazdy? Jest mnóstwo pytań, na które nie znam odpowiedzi, a które mnie ciekawią. a

Rafał Nagórski

Pracę w dziennikarstwie zaczynałem w 2001 roku jako student… ekonomii. Kiedyś były specjalizacje tematyczne, dzisiaj ich już nie ma. Pracuję jako dziennikarz, redaktor, czasem jako wydawca. Pasja numer jeden to sport. Niemal wszystkie dyscypliny, ale z piłką nożną na pierwszym miejscu. Pasja numer dwa to podróże, przede wszystkim górskie wyprawy. W wolnym czasie próbuję zadbać o dobrą formę fizyczną.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.