Mogiła pod Leskowcem
Beskid Mały. Ludzie opowiadali, że leży tu partyzant. Krążyły legendy. Jedni twierdzili, że zginął przez przypadek, raniony przez swoich. Dopiero po kilkudziesięciu latach udało się rozwikłać tajemnicę.
Ci, którzy lubią wędrować w okolicach Leskowca, zapewne znają tę trasę. Schodząc czerwonym szlakiem z Przełęczy Midowicza w stronę Targoszowa, dochodzimy do Polany Semikowej, znanej z krokusów. Kilkadziesiąt metrów niżej bije źródło, a dalej, jeszcze trochę niżej, zaczynają się zabudowania przysiółka Sadyba. Niknie tu między drzewami trawersująca stok ścieżka. Zarośla ponad nią skrywały do niedawna grób, przez kilkadziesiąt lat - anonimowy.
Ludzie opowiadali, że leży tam partyzant. Krążyły legendy. Jedni twierdzili, że zginął przez przypadek, raniony przez swoich, rzekomo dobity ze strachu, że jeśli trafi do szpitala, może „sypać”. Inni mówili, że dwóch partyzantów pokłóciło się o dziewczynę; ktoś dodał, że po pijanemu. Pamiętano jeszcze inną opowieść: o zaginionym bez śladu młodym mężczyźnie z pobliskiej wsi Krzeszów, którego rodzina szukała w górach.
List
Zaczęli szukać, gdy dostali list, którego adresatem był kolega Janka z wojska. Pisał on, że Jan Borek wraz z dowódcą zaginęli w akcji. Kilka miesięcy później listonosz pojawił się w Lubatowej - wsi (wieś koło Dukli, na południe od Krosna ) ponownie, tym czasem z paczką: było w niej kilka przedmiotów osobistych, legitymacja i kolejny list. Krótki i lakoniczny (pisownia oryginalna): „w dniu dzisiejszym [24 października 1946 r.] zasnął snem wiecznym kapr. Borek (...) Złożył swe życie jako bochater w oddziale partyzanckim »Churagan«. Szczegółowe dane po skończonej wojnie”. Podpis był nieczytelny, za to pieczęć tak: „dowódca oddziału Churagan”. Ta sama pieczęć znajdowała się na dołączonej do paczki legitymacji, poświadczającej, że kapral „Jastrząb” jest członkiem oddziału partyzanckiego i uprasza się o pomoc w razie potrzeby.
Zaczęły się poszukiwania. Bracia i siostra zastanawiali się: gdzie szukać wiadomości o losie brataJana? Jego grobu, skoro nie żyje?
Nadawca listu – jak się potem okazało, był nim sierżant Jan Ziomkowski ps. „Śmiały” - nie podał więcej szczegółów nawet po tym, jak na początku 1947 r. rozwiązał swój oddział. Czy powiedziałby, co zaszło w obozowisku pod Leskowcem, gdyby doczekał wolnej Polski, tego już się nie dowiemy: Ziomkowski zginął tragicznie w 1982 r.
Armia Polska w Kraju
Do poszukiwań zainspirował proboszcz, niegdyś kapelan AK. Pomógł kombatant, walczący w jednym z licznych w Małopolsce leśnych oddziałów. Wprawdzie z innego „Huraganu” (taki kryptonim nosiło kilka grup partyzanckich; oddział Ziomkowskiego zapisywano przez „Ch” właśnie dla odróżnienia od pozostałych), ale wskazał przynajmniej, gdzie szukać informacji. Powiedział też o anonimowym grobie w lesie pod Leskowcem, którym odtąd rodzina się opiekowała - wierząc, że kryje szczątki ich bliskiego.
Udało się odnaleźć oddział - właściwy wśród „Huraganów”. Gdy w 1945 r. front zbliżał się do okolic Wadowic, miejscowa konspiracja - zdominowana przez Narodową Organizację Wojskową (podziemie narodowe, podczas wojny scalone z AK) – postanowiła przeniknąć do powstającej pod rządami komunistów administracji, urzędów, wojska, a nawet do więzień, milicji i UB. Dopiero z czasem sformowano oddziały partyzanckie, nominalnie tworzące batalion „Włócznia”.
Jeszcze w 1945 r. nieliczne i skupione na samoobronie grupy leśne, wiosną 1946 r. zostały rozbudowane i liczyły po kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu ludzi. W tym czasie wadowicka konspiracja podporządkowała się wywodzącej się z AK organizacji Armia Polska w Kraju. Jej oddziały o kryptonimach „Burza”, „Błysk” oraz „Churagan” działały głównie w powiecie wadowickim i sąsiednich bialskim, żywieckim i myślenickim, często obozując w górach Beskidu Małego i Średniego - w tym w masywie Leskowca. Zwalczały funkcjonariuszy UB, rozbijały posterunki MO (milicjantów i żołnierzy najczęściej rozbrajano i puszczano wolno), tępiły też pospolitych przestępców. Prowadziły również działalność propagandową: w ulotkach pisano o Katyniu,
wzywano do oporu przeciw komunistom.
Syn i ojciec
Jak w „Churaganie”, działającym między Andrychowem, Wadowicami a Żywcem, pojawił się Jan Borek, ze wsi Lubatowej koło Dukli? Szczegóły przyniosły wspomnienia rodzinne, a także strzępy informacji, pozbieranych z archiwalnych dokumentów.
Jesienią 1944 r. został on - oficjalnie jako ochotnik - żołnierzem „ludowego” Wojska Polskiego (na terenach Polski „lubelskiej”, rządzonej przez PKWN, prowadzono pobór do wojska). Jan Borek trafił w randze strzelca (tj. szeregowego) do 18. pułku piechoty, należącego do formującej się w okolicach Przemyśla 6. Dywizji Piechoty. Póki trwało szkolenie, czasem odwiedzał rodzinę w Lubatowej. Wkrótce także jego dywizja ruszyła na front, aby przełamywać Wał Pomorski, bić się o Kołobrzeg i linię Odry; na pamiątkę tych walk otrzymała miano Pomorskiej, a jej pułki - kołobrzeskich. Walczył też Jan Borek: bez szwanku wyszedł z ciężkich walk o Kołobrzeg, później został odznaczony Odznaką Grunwaldzką.
Z Niemcami walczył także jego ojciec. Historia Cypriana Borka to dzieje Polaków w obu wojnach światowych i bojach o niepodległość w miniaturze: w Wielkiej Wojnie uczestniczył, podobnie jak setki tysięcy Polaków z Galicji, w mundurze austro-węgierskim. Wcielony następnie w 1919 r. do krakowskiego 20. pułku piechoty, walczył z Ukraińcami i bolszewikami. Ranny, wzięty do niewoli, w 1921 r. wrócił do domu (miał szczęście - spośród ok. 600 żołnierzy tego pułku którzy wpadli w ręce bolszewików, wrócił co czwarty). Utrzymywał się z rolnictwa, działał w Stronnictwie Ludowym, a gdy przyszła kolejna wojna, w krośnieńskim batalionie Obrony Narodowej bronił rodzinnych okolic. Z sowieckiej niewoli wyszedł z gen. Andersem, aby do Polski wrócić w 1947 r., z medalami za Monte Cassino.
„Jastrząb”
Cypriana Borka nie było więc jeszcze w kraju, gdy po zakończeniu działań wojennych 6. Dywizja Piechoty - a w niej jego syn Jan Borek - została przerzucona do Małopolski dla osłony południowej granicy. Prowadziła także działania przeciw antykomunistycznej partyzantce.
Właśnie podczas jednej z takich akcji, 18 sierpnia 1946 r. w okolicach wsi Ponikiew w powiecie wadowickim, grupa żołnierzy wpadła na partyzantów. Podczas strzelaniny - w której zresztą nikt nie został nawet ranny; żołnierze i partyzanci niechętnie walczyli ze sobą - zaginęli dowódca oddziału i strzelec Borek. Jak zapisano w jednym z dokumentów: „będąc na akcji w Mucharzu, oddalił się wraz z d-cą grupy por. Piszczakiem Bronisławem i do grupy nie powrócił. Posiadał przy sobie PP-szkę”. To właśnie wtedy rodzina z Lubatowej otrzymała pierwszy list, z informacją o zaginięciu Jana.
Jak się potem okazało, dwaj zaginieni trafili na „leśnych” z „Churaganu”. Oficer, który miał przy sobie dokumenty dotyczące zwalczania konspiracji, został zastrzelony, natomiast Jana Borka przyjęto do oddziału. Przybrał pseudonim „Jastrząb”. Czy był już wcześniej związany z partyzantami? Tego nie wiadomo. Możliwe, że wykorzystał nadarzającą się okazję, aby do nich dołączyć – jeszcze w Lubatowej przyjaźnił się z komendantem lokalnej siatki konspiracyjnej. W każdym razie w „Churaganie” obdarzono go zaufaniem i szybko – być może w uznaniu wojennego doświadczenia – mianowano kapralem.
Jak zginął? Wyjaśnienie tej historii miało pozostać tajemnicą. Tak nakazał „Śmiały” gdy rozwiązywał oddział.
Dziś wiemy, że Jan Borek istotnie zginął tragicznie. Rozwiązanie zagadki –najdokładniejsze, jakie można odnaleźć po 75 latach – przyniosło wspomnienie świadka: „Jastrząb”, zbliżając się do leśnego obozowiska pomylił się, podał błędne hasło, obowiązującego poprzedniego dnia. Zaniepokojony dowódca wystrzelił. Rannego złożono w domu w przysiółku Sadyba, a gdy zmarł, pochowano w pobliżu.
Ekshumacja
Jest lipiec 2019 r., przy leśnej mogile trwają poszukiwania. Widać niepewność: czy uda się odnaleźć szczątki? Czy potwierdzi się opowieść o mogile partyzanta?
Ziemia ustępuje powoli: pod cienką warstwą liści i ziemi zalegają kamienie i skały,. Wreszcie wyłania się pierwsze znalezisko: skórzany wojskowy pas. Głębiej kości, guziki, noszony na rogatywce orzełek w koronie. I wieczne pióro, zostawione najwyraźniej w kieszeni munduru. Są też resztki drewnianej skrzyni lub trumny. Czy wyrzuty sumienia targały „Śmiałym” i jego ludźmi, gdy postarali się, aby godnie pochować kolegę?
Badania genetyczne potwierdziły, że w mogile spoczywał 22-letni kpr. Jan Borek „Jastrząb”.