Moim zdaniem. Czy potrafimy zmienić klimat?
Coraz częściej pogoda robi nam niemiłe niespodzianki, więc martwimy się, że mamy efekt cieplarniany. Topią się lody Arktyki i Antarktydy, podnosi się poziom światowego oceanu, kreślonych jest wiele kasandrycznych wizji, realizowane są różne plany, które mają zapobiegać nieszczęściu. Warto może - jako ciekawostkę - przypomnieć fakt, że kiedyś ocieplenie klimatu było planowane jako wynik aktywnego działania, któremu przypisywano same pozytywne skutki.
Najbardziej zuchwałą koncepcję zmiany klimatu zgłosił w 1958 Rosjanin Merkin. Pomysł polegał na tym, żeby ogrzać Arktykę i udostępnić dla rolnictwa i gospodarki ogromne przestrzenie zlodowaciałej obecnie Syberii.
Metoda wydawała się prosta: Wrotami Arktyki jest Cieśnina Beringa oddzielająca Syberię od Alaski. Ma ona zaledwie 85 km szerokości, a jej głębokość nie przekracza 50 metrów. Przy użyciu kilkuset olbrzymich pomp ulokowanych w cieśninie można by przelewać ciepłą wodę z Pacyfiku do Oceanu Lodowatego. Taki sztuczny ciepły prąd morski mógłby ogrzać północne wybrzeże Syberii, czyniąc je bardziej przyjaznym dla ludzi. Jednocześnie ten sztuczny Golfsztrom mógłby otworzyć dla żeglugi wygodną (bo krótką) drogę z Europy na Pacyfik. Obecnie droga ta (tak zwane Przejście Północno-Wschodnie) jest pokonywana z trudem i jedynie przy użyciu ogromnych lodołamaczy. Stopienie arktycznych lodów u wybrzeży Syberii zrewolucjonizowałoby światowy transport morski.
Pomysł inżyniera Merkina był życzliwie rozpatrywany, bo zapowiadał efekt gospodarczy i propagandowy. Do realizacji jednak nie doszło, ponieważ projekt zakładał konieczność zbudowania (do napędu pomp) elektrowni o mocy trzech milionów kilowatów. Taką moc mogła dostarczyć tylko energetyka jądrowa, a tymczasem w ZSRR paliwo jądrowe, czyli wzbogacony uran i pluton, było priorytetowo używane do produkcji bomb atomowych i jądrowych głowic rakiet balistycznych.
Na Syberii nadal więc jest zimno.
Ale inne przedsięwzięcie dotyczące zmian środowiska o ogromnej skali zostało zrealizowane i przyniosło kontrowersyjne skutki. Otóż w byłym Związku Radzieckim zauważono, że między ramionami rzek Amu-Darii i Syr-Darii rozciąga się pustynia Kara Kum (Czarne Piaski). Postanowiono więc przekształcić pustynię w uprawny ogród. Na pozór było to racjonalne. Stwierdzono, że warunki są tam idealne do uprawy bawełny, ale dramatycznie brakuje wody. Gigantycznymi pracami irygacyjnymi rzucono więc wody rzek Amu-Darii i Syr-Darii w piaski pustyni. Miliony metrów sześciennych wody zasiliły jałową od tysięcy lat ziemię. Czarne piaski się zazieleniły. Produkcja bawełny z roku na rok rosła, ale rzeki traciły wodę. Zamieniły się w suche wąwozy. Umarły przed dopłynięciem do Jeziora Aralskiego, gdzie od wieków był ich kres. Jezioro zaczęło wysychać, co spowodowało, że obecnie już go prawie nie ma.
Pisząc o tym obszerniej w 2012 roku, zakończyłem mój felieton słowami: „niebezpieczne jest, gdy ludzie przypisują sobie boską zdolność przekształcania świata, nie dysponując przy tym boską mądrością…”
Obecnie obserwujemy konwulsyjne działania wynikające z przekonania, że aktualny efekt cieplarniany wywołaliśmy, emitując do atmosfery różne gazy. Głównie dwutlenek węgla będący produktem spalania. Ekolodzy jako głównych winowajców wskazują duże elektrownie cieplne, ale nie zapominają o milionach samochodów, także emitujących CO2. Nakładamy więc na siebie liczne kosztowne ograniczenia, wierząc, że to zapobiegnie efektowi cieplarnianemu.
Jednak badania geologiczne dowodzą, że w przeszłości, gdy na Ziemi nie było ludzi, też przechodziła ona cykle klimatyczne kolejnych ociepleń i zlodowaceń.
Czy więc obecnymi restrykcjami naprawdę potrafimy zmienić klimat?