Często narzekamy, że czegoś nam brakuje. Pieniędzy, czasu, wolności... Jak wspaniale by było, gdybyśmy mieli wszystkiego pod dostatkiem!
Otóż można przypuszczać, że to by nam wcale nie dało szczęścia. Na ludziach takich doświadczeń robić nie wolno, ale amerykański etnolog John B. Calhoun w 1968 roku spróbował stworzyć „krainę szczęśliwości” dla myszy i obserwował ich zachowanie. Do celów prowadzonych badań tworzył specjalne środowiska dla swobodnie żyjących myszy, które miały do dyspozycji kontrolowany dostęp do żywności i wody, i były stale pod obserwacją. Badacz nazywał te środowiska „Wszechświatami”. Sławę przyniósł mu eksperyment opisany jako Wszechświat 25. Było to pomieszczenie w kształcie kwadratu o bokach o długości 2,7 m i podzielone na 4 oddzielne, ale połączone ze sobą zagrody, które otaczało 16 tuneli prowadzących do pożywienia, wody i różnych nor. Zadbano o bezpieczeństwo mieszkańców (żadnych drapieżników, żadnych chorób) i o nieograniczony dostęp do jedzenia i wody. Temperatura była stabilizowana, zagroda była sprzątana, żeby nieczystości nie powodowały chorób, a stan zdrowia myszy był kontrolowany przez weterynarzy. W pomieszczeniu było też pod dostatkiem materiału do budowy gniazd, a w 256 sztucznych norkach mogło zamieszkać bardzo wiele myszy (każda norka mieściła do 15). Słowem - był to mysi raj.
Do tego raju wprowadzono cztery pary myszy - i obserwowano, co się dzieje. Pierwsze 104 dni to był okres, w którym myszy tworzyły swoje gniazda i terytoria. Potem ruszyła lawina przyrostu naturalnego. W okresie od 105 do 314 dnia liczebność populacji myszy podwajała się co 55 dni. W 315 dniu zaobserwowano, że przy liczbie 620 osobników zrobiło się ciasno i niektóre samce zaczęły wykazywać dziwne zachowania: przestały bronić swoich terytoriów i ciężarnych samic i zaczęły się włóczyć bez celu po całym terytorium, koncentrując się na jedzeniu oraz bezsensownych walkach. Samice pozbawione opieki samców stały się agresywne, walczyły w obronie gniazda, ale także wypędzały potomstwo, zanim jeszcze młode myszki stały się samodzielne. Czasem nawet zabijały swoje dzieci. Wiele samic wybierało samotne, pustelnicze życie. Przyrost naturalny spadł najpierw do 30 proc., a potem do zera.
Nowe pokolenie myszy stawały się bierne: nie były zainteresowane kontaktami z innymi członkami mysiej społeczności, nie było już walk, rozmnażania, dążenia do czegoś. Nic, tylko wszechobecna bierność. Calhoun, obserwując ten proces, nazwał go „pierwszą śmiercią”. Myszy utraciły wszelkie cele, do których normalnie dążyły. Przestały się interesować rozmnażaniem, wychowywaniem młodych, ustalaniem swojej pozycji w hierarchii społecznej. Pozostała tylko czysta egzystencja, łatwa na skutek nieograniczonego dostępu do żywności, ale w istocie całkowicie jałowa.
W 920 dniu badania zdarzyło się ostatnie poczęcie - i od tego momentu populacja zaczęła wymierać. W 1588 dniu zdechła ostatnia mysz. Wszechświat 25 opustoszał. A miał być mysim rajem!
Wyniki badań Calhouna były wielokrotnie komentowane. Podkreślano (słusznie), że na podstawie zachowań myszy trudno wnioskować o zachowaniach ludzi. Byli jednak badacze, którzy zajęli się wynikami opisanych badań bardziej na serio. Podzielili się oni na dwie grupy.
Jedni uznali, że rosnący dobrobyt ludzkości może doprowadzić do tego, że społeczeństwa osiągną punkt krytyczny i zaczną zmierzać do katastrofy. Inni jednak wskazywali, że warunki, jakie stworzył badacz, były nienaturalne. Wprawdzie dostęp do zasobów był nieograniczony, ale ograniczona była przestrzeń i to spowodowało katastrofę.
Weźmy jednak pod uwagę fakt, że przestrzeń na kuli ziemskiej też jest ograniczona...