Jutro przypada setna rocznica urodzin Stanisława Lema - pisarza, którego książki pokierowały losem wielu ludzi. Także moim, bo wybrałem studia automatyki na AGH w dużej mierze na skutek zaczytywania się szkole opowieściami Lema, w których automaty i roboty odgrywały znaczącą rolę.
Lem swoją genialną wyobraźnią antycypował wiele procesów związanych z rozwojem techniki i cywilizacji, przy czym robił to w czasie, kiedy rzeczywisty poziom rozwoju takich prognoz wcale nie uzasadniał. Nie będę tu pisał o wizjonerskich opisach lotów kosmicznych, bo to było łatwiejsze do odgadnięcia. Ale Lem przewidział także... Internet. Teraz korzystamy z niego na każdym kroku, więc może się wydawać, że był on zawsze. Tymczasem ta sieć sieci została oddana do publicznego użytku w 1991 roku. W latach 50. XX wieku nic jej nie zapowiadało!
A jednak w 1954 roku Lem napisał opowiadanie zatytułowane „Sezam”. Ów tytułowy Sezam to był Stacjonarny Elektronowy Zespół Automatów Matematycznych, czyli superkomputer odpowiadający na pytania ludzi. Wypisz wymaluj jak dzisiejszy Internet!
Mało tego! W 1981 roku w powieści „Golem XIV” Lem przedstawił maszynę (której pełna nazwa brzmiała General Operator, Long Range, Ethically Stabilized, Multimodelling), która miała dostarczać ludziom informacji, a która w krótkim czasie zaczęła ich „ustawiać”. Czy to nie przypomina działania dzisiejszych serwisów społecznościowych?
Co więcej, Lem przewidział, czym grozi pobieranie nieograniczonej liczby informacji bez ustalonego celu ich gromadzenia, co praktykują obecnie nierozsądni internauci, dla rozrywki „surfujący” w sieci. Lem w 1965 roku wydał cykl opowiadań „Cyberiada”, w którym zamieścił opowiadanie „Wyprawa szósta, czyli jak Trurl i Klapaucjusz demona drugiego rodzaju stworzyli, aby zbójcę Gębona pokonać”. Tytułowy zbójca Gębon napadał w Kosmosie na podróżników, których chwytał i grożąc torturami mówił tak:
Zbieram skarby wiedzy, gdyż takie jest moje zamiłowanie życiowe (…), zwłaszcza że za zwyczajne skarby, których zbójcy prostakowie łakną, nic nie można tu kupić; natomiast wiedza syci głód poznania. Czyż nie jest to manifest programowy piewców Internetu i gospodarki opartej na wiedzy?
Pech zbója polegał na tym, że napadniętymi podróżnikami byli konstruktorzy, którzy zbudowali mu maszynę dostarczającą nieograniczonych ilości wiadomości na dowolny temat. Wypisz - wymaluj jak dzisiejszy Internet!
Maszyna ta jednak, zamiast zaspokoić pragnienie wiedzy Gębona, zniszczyła go nadmiarem nieselekcjonowanej wiedzy.
Wróćmy jeszcze raz do Cyberiady. Lemowski zbój Gębon: „...czytał o tym, jak się wije arlebardzkie wiją i że córka króla Petrycego z Labaudii zwała się Garbunda, (…), jak również o trzech smakach poliwonnych szlamu oceanicznego na Wodocji Przyzrocznej (…)”.
Czy nie przypomina to do złudzenia przygód Internauty „surfującego” w Sieci?
Podaruję Czytelnikom Dziennika liczne pomysły, którymi Lem bogato okrasił tę fantastyczną przypowieść, chociaż pamiętam, że sam popłakałem się ze śmiechu, gdy czytając to po raz pierwszy (jeszcze w szkole podstawowej!), doszedłem do wiadomości „(…) o kwiatku Łubuduku, który myśliwych staromalfandzkich wali siarczyście na odlew, świtem wzruszony”.
Zbój został srodze pokarany, bo wkrótce się przekonał „że wszystkie owe całkiem prawdziwe i ze wszech miar sensowne informacje zupełnie nie są mu potrzebne, gdyż robił się z tego groch z kapustą, od którego głowa pękała, a nogi drżały...”.
Zbójowi się to należało, ale nam nie.
Dlatego pamiętając o przygodach zbója Gębona, korzystajmy z nieprzebranych zasobów Internetu w sposób rozważny i roztropny, żeby nas nie zasypały takie wiadomości, jak te o kwiatku Łubuduku!