Moją nową miłością została cukrzyca, jednak dam radę!
Rozmowa z Wojciechem Zawistowskim.
Wojtek, spotykamy się ze sobą w trakcie pucharowego meczu Stilonu z Pogonią. Na tym spotkaniu zbierane są pieniądze na zakup pompy insulinowej dla ciebie. Zapewne chciałbyś, aby głośno mówiono o twoich dokonaniach piłkarskich, a nie jedynie o cukrzycy.
Pewnie, wolałbym, żeby media pisały o mojej dobrej grze, bramce czy asyście, a nie o chorobie, ale nic na to nie poradzę, że zostałem cukrzykiem. Bardzo dziękuję za zainteresowanie i za pomoc. Dzięki temu wsparciu lepiej znoszę to psychicznie. Wiem, że będą czekać na mnie na boisku, po to bym mógł kontynuować tę przygodę z piłką. Czternaście lat gram w piłkę i szkoda byłoby zaprzepaścić ten czas. Zrobię wszystko, żeby wrócić jak najszybciej.
W Stilonie Gorzów grałeś ledwie w rundzie jesiennej, na wiosnę nie wystąpiłeś z powodu urazów mięśniowych. Nigdy ci do głowy nie przyszło, że te kontuzje są spowodowane czymś innym niż grą w piłkę?
Robiłem wiele badań, ale nie typowe pod cukrzycę. W nich było wszystko w porządku. Nikt nie przypuszczał, że to może być aż taka chorobą, czy przypadłością, jak to niektórzy mówią. Cukrzyca zostaje do końca życia, nie da się jej wyleczyć. Moja nowa miłość.
To takie zakochanie z przymusu. Jakie są rokowania?
Rozmawiałem z lekarzami z Zielonej Góry oraz Poznania i może być tak, że dawki insuliny będę brał jedynie raz do głównego posiłku w ciągu dnia, jeśli to wszystko mi się ustabilizuje i cukier spadnie. Jesteśmy dobrej myśli.
Są znane przypadki, choćby gorzowianina Michała Jelińskiego, który będąc cukrzykiem sięgnął po złoto olimpijskie w wioślarstwie.
Dokładnie, choć oczywiście sam aż tak wysoko nie mierzę (śmiech - dop. red.). Wszyscy trzymają za mnie kciuki. Jak najbardziej wrócę do sportu, ale na dziś nie chcę, by ktoś coś ode mnie oczekiwał, żebym wobec kogoś był zobowiązany do czegoś. Najpierw muszę sobie uporządkować swoje życie, muszę na nowo poznać swój organizm. Nie ma żadnej konkretnej daty.
Jak cię przyjęli koledzy z gorzowskiego klubu?
Cieszyli się. Przywiozłem im słynne ciasto babci z Zielonej Góry. Chłopacy przepadają za nim. Często przekomarzali się, że jak będę spóźniał się na zbiórki, to za karę mam przywozić im to ciasto. Z dwóch blach powinni być bardzo zadowoleni.
No właśnie, taka pomoc ponad podziałami. Gorzowianie wyciąga rękę wychowankowi z Zielonej Góry.
To jest fajne. W ciągu roku powstała tu drużyna, nie było w niej żadnych podziałów, wszyscy traktowali mnie jak swojego. Poznałem mnóstwo ludzi życzliwych ludzi, z którymi będę utrzymywał kontakt, nawet jeśli nie będę związany umową ze Stilonem.
Wydaje się, że gdyby nie ta choroba, to dziś byłbyś graczem trzecioligowego Falubazu Zielona Góra.
Przymiarki były różne. Jestem wolnym zawodnikiem, kontrakt ze Stilonem skończył mi się 30 czerwca, ale na tę chwilę nic nie planuję. W życiu najważniejsze jest zdrowie.