Monogamiczne są słonie, człowiek nie jest wierny. Z natury [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Piotr Krzyżanowski
Sandra Millerredakcja@polskatimes.pl

Monogamiczne są słonie, człowiek nie jest wierny. Z natury [rozmowa]

Sandra Millerredakcja@polskatimes.pl

Zdrada jest konsekwencją braku zrozumienia istoty małżeństwa, a jest nią obopólna zgoda na „zrzeczenie się” części swojej wolności - mówi prof. Mariusz Jędrzejko.

- Czym dla Polaków jest zdrada?
- Polskie społeczeństwo jest podzielone bardzo prostą rysą. Kilkadziesiąt procent opowiada się za demokracją liberalną, a kilkadziesiąt za konserwatywną. To pokazały ostatnie wybory. Jeśli zapytamy o zdradę panią Urszulę Dudziak, wybitnego psychologa z KUL, to nawet niepoinformowana małżeńsko randka będzie formą zdrady. A dla kogoś, kto jest „wyzwolony” odreagowanie poprzez akt seksualny będzie po prostu wydarzeniem, które miało miejsce, ale nie przywiązuje do niego wielkiej wagi. Wszystko zależy od tego, jakie mamy podstawy, skąd jesteśmy, jakich kryteriów moralnych przestrzegamy. Część naukowców mówi, że istnieje jednolite polskie społeczeństwo, ale to jest nieprawda. Nie ma jednolitych społeczeństw.

- Jakie cechy charakteru najczęściej ma osoba, która dopuszcza się zdrady?
- Wysoki poziom odwagi i determinacji. Z drugiej strony jest podatna na stres, nierzadko ma niezaspokojone potrzeby, doświadcza porażek zawodowych i często nie rozumie, czym naprawdę jest małżeństwo. Hołduję tezie, że zdrada jest konsekwencją braku zrozumienia istoty małżeństwa, a jest nią obopólna zgoda na „zrzeczenie się” części swojej wolności. Jeśli małżonkowie pozostają w dotychczasowym systemie relacji, obciążeń, stylów życia, to rodzą się niepewności i pojawiają się napięcia. Gdy przyglądamy się funkcjonowaniu małżeństwa, widzimy jak wiele elementów tworzy „potencjał zdrady”, ale charakterologicznie jeszcze nikt do tej pory nie opracował profilu osoby zdradzającej. To może być zwykły przypadek, zauroczenie w hotelu. Coraz więcej ludzi wyjeżdża w kilkudniowe podróże służbowe. Często przebywają poza domem i nagle spotykają drugą taką samą osobę, pojawia się naturalna biologiczna potrzeba. Pytanie, czy potrafimy nad nią zapanować.

- Ale jeśli nie jesteśmy w stanie nad tym zapanować, to znaczy, że coś jest z nami nie tak?
- Skądże! Monogamiczne są słonie, człowiek z natury jest niewierny. Jeśli mam sumienie i moralność, inni nazywają to wiedzą, przyzwoitością, wtedy daję sobie radę. Ale przecież znacząca część ludzi tego nie przejawia. Mamy ostatni przykład absolutnego braku przyzwoitości poprzez przydzielanie pieniędzy dla jednej uczelni, a nieprzydzielanie dla innej. To nie jest polityka, to jest nieprzyzwoitość i brak hamulca moralnego. Mówię o tym, bo zamieszanie moralne w sferach wielkich ma wpływ na pomieszanie moralne w sferach przyziemnych. Jeśli wrócimy do relacji męża i żony, dostrzegamy w zdradzie działanie czynnika biologicznego. Ciekawe jest, że kobiety zdradzają częściej w cyklach bezpiecznych. Akceptują zdradę, a jednocześnie akceptują związek małżeński, bo daje im poczucie stabilności. Uruchamiamy ryzyko, ale tylko wtedy, gdy jego poziom jest najmniejszy.



- Z pana badania wynika, że 31 proc. mężczyzn i 42 proc. kobiet uważa, iż zdrada nie musi oznaczać rozpadu małżeństwa. Znaczenie ślubu kościelnego i przysięgi małżeńskiej upada?
- To nie ma nic wspólnego z Kościołem, tylko z ludźmi. Zasady, według których funkcjonuje Kościół katolicki, czyli dominujący w Polsce, są identyczne jak tysiąc lat temu. Mówię to, ponieważ nie jestem katolikiem ani chrześcijaninem, ale bardzo mnie śmieszy przenoszenie odpowiedzialności za to, że z moralnością Polaków coś się dzieje. Decydujemy się kształtować siebie i wychowywać dzieci w wierze chrześcijańskiej, która zakłada wierność małżeńską. To nie Kościół nas zdradza, tylko my zdradzamy ideały wiary. Ludzie są słabo wychowani moralnie. W ciągu pierwszych 5-6 lat małżeństwa rozpada się 27 proc. polskich związków. Tam będziemy lokowali najwięcej zdrad małżeńskich i najwięcej zachowań ryzykownych, zarówno ze strony kobiety, jak i mężczyzny.

- W badaniu pojawia się konkluzja, że zdrady są trwałym elementem życia seksualnego Polaków. Brzmi to bardzo niepokojąco.
- To widać. Moje pokolenie też bawiło się na dyskotekach. Przez 4-5 tygodni przygotowywaliśmy się do tego, aby na andrzejki w 1976 roku przynieść butelkę wina Egri Bikaver. Zrobiliśmy to w grupie 26 osób i wypiliśmy całą klasą tę butelkę. To były „przerażające” ilości alkoholu na jedną osobę. Takie były nasze młodzieńcze ryzyka. Dzisiaj taka butelka przypada „na głowę”. Ryzyko seksu jest większe, ponieważ młodzi Polacy coraz więcej piją. Są otoczeni seksualnymi reklamami, mają łatwy dostęp do filmów pornograficznych. Kontakt z seksualnością w postaci obrazu następuje już u dziecka. Pobudzenie chłopców i dziewczynek jest nieporównywalnie większe niż mojego pokolenia, a tym samym zainteresowanie seksualnością jest większe. Dzieci dojrzewają dużo szybciej biologicznie. Dzisiaj pediatrzy zauważają, że niektóre 11-12 letnie dziewczynki gotowe są do tego, żeby być matkami. W moim liceum „seks” finalizowało się trzymaniem dziewczyny za rękę. Natomiast z wielu badań wynika, że 15 proc. gimnazjalistek prowadzi aktywne życie seksualne. Pojawia się ważne pytanie, czy ta aktywność nie przełoży się na „wolność” seksualną w przyszłości.

- Dlaczego w przypadku mężczyzn status i wykształcenie nie ma znaczenia dla zdradzania, a dla kobiet wręcz przeciwnie?
- Kobieta, która jest lepiej wykształcona i majętna jest bardziej mobilna, stąd ma to znaczenie. Mężczyźni deklarujący częstsze zdrady są kierowcami, pracownikami budowlanymi, pracują po kilka dni poza domem. Kobiety jeśli dojeżdżają, to najczęściej pracują w handlu. Dojeżdżają na 7:00, pracują nawet do 21:00, ale wracają. Na to składa się pewna kultura funkcjonowania polskiej rodziny, w której panie zyskały niezwykły atut, mianowicie zaczęły pracować. To wspaniała rzecz, że Polki w znaczącym odsetku są samodzielne zawodowo. Nie zdjęto z nich jednak obowiązków rodzinnych. Pokazuje się czasem w telewizji ojca, który odbiera dziecko, bierze urlop tacierzyński, ale to są promile. Mężczyźni mają większe możliwości w dobie trwającej 24 godziny. A poza tym są bardziej zdolni do ryzyka, ponieważ z natury mężczyźni są tchórzliwi. Zdrada to rodzaj tchórzostwa.

- Kobiety i mężczyźni inaczej traktują zdradę?
- Kiedy dłużej się rozmawia z mężczyznami dlaczego zdradzają, to okazuje się, że ich związki małżeńskie okazały się pomyłką. Ale bije też z nich męski szowinizm i egoizm. Nagle nie rozumieją, że kobieta po 50-tce, która wychowała troje dzieci i prowadziła dom, nie może mieć „atrakcyjności sekretarki”. Zdrady mężczyzn wychodzą częściej niż zdrady kobiet. Dlatego, że mężczyźni są „myszowaci”, są tchórzliwi, kombinują. Mężczyzna jak raz zdradzi i mu się uda, to próbuje dalej, dlatego mężczyźni zdradzają częściej i krócej. Stąd mamy agencje towarzyskie z kobietami, a nie z mężczyznami. Kobiety są natomiast bardziej „żmijowate”, to znaczy, że potrafią się wywinąć z różnych rzeczy. Kobieta zdradza długo, bardzo intensywnie i ma nieporównywalnie większa nadzieję, że owa zdrada zakończy się nowym, szczęśliwym związkiem. Co prawda w nowych zawodach korporacyjnych jest to bardzo często „odreagowanie” na różnego typu stresy, ale klasyczna zdrada kobiety jest poszukiwaniem autentycznego szczęścia. Zdrada mężczyzny ma najczęściej podtekst biologicznego zaspokojenia swoich potrzeb.

- Gorzej w oczach Polaków wygląda zdradzający mężczyzna niż zdradzająca kobieta?
- Kobieta! Zwróćmy uwagę na to, jak nazywana jest kobieta sprzedająca swoje ciało, a mężczyzna, który korzysta z jej usług. Naznacza się kobiety, a to mężczyźni są łajdakami. Nie dość, że większość pań jest przymuszana do tego, bo przecież wszyscy wiemy o tym, że ten rynek opanowany jest przez środowisko przestępcze, to jeszcze nadajemy stygmat prostytutki. To jest kwestia nierówności kulturowej, która panuje w Polsce. Jest to związane także z modelem społeczno-ekonomicznego rozwoju.

- To znaczy, że ekonomia ma wpływ na zdrady?
- Ostatnie dwie dekady to budowanie specyficznej polskiej oligarchii, czyli mniej więcej 20 proc. Polaków było beneficjentami wielkiego sukcesu po 1989 roku. Wielu ludziom narzuciliśmy ogromne tempo pracy, rozbudziliśmy konsumpcjonizm do jego skrajnych form, przymuszaliśmy do nieustannego ruchu i zmiany. Robiliśmy gwiazdy z aktora rzucającego trzecią żonę i z dziennikarki romansującej przed kamerami TV z kolejnym kochankiem. Ten model przekazu zdestabilizował sumienia ludzi. Ale z drugiej strony nie podoba mi się próba narzucenia jednej moralności, np. „nienaruszalności” kościelnego małżeństwa. To do niczego nie prowadzi. Żeby postawa moralna miała wpływ na zachowanie zewnętrzne, musi być moja, nie może mieć jakiejkolwiek narzuconej formy. Polacy tego nie tolerują, jesteśmy coraz lepiej wykształconym społeczeństwem, coraz bardziej świadomym i każda władza, świecka czy duchowa, próbując cokolwiek narzucić będzie „strzelała sobie w kolano”.

- W których innych aspektach Polacy mają skłonność do ryzykowania?
- Piją. Mamy 800 tys. alkoholików i ponad 2 mln ludzi nadużywających alkoholu. Ludzie są też odporni na wiedzę. E-papierosy zwierają więcej nikotyny niż zwykłe papierosy, a ponad 2 mln osób pali. Ryzykujemy z narkotykami, powielamy idiotyzmy o leczniczej marihuanie. Złożono w tej sprawie nawet projekt ustawy, chociaż nikt na świecie nie leczy marihuaną. Dlaczego w narodzie, który ma 7,5 mln ludzi z wyższym wykształceniem, jest tyle ciemnoty? Może jeszcze nie do końca dorośliśmy do wolności. Bo to jest świadomość tego, że granicą mojej wolności jest wolność drugiego człowieka. Mnie wolno dosiąść się do pewnej pani w barze i z nią porozmawiać, ale nie wolno mi powiedzieć, że może byśmy to skończyli śniadaniem. Niektóre rzeczy muszą być czarno-białe, a Polak ma naturę spopielenia i to jest ogromna wada. Dzisiaj biadolimy nad frankowiczami. Ja nie biadolę, jakby myślał, to by nie brał. Tylko dlaczego ja mam odpowiadać za to, że ktoś nie myśli. Przecież cykle finansowe są zawsze zróżnicowane, tak samo jak cykle społeczne. Dlaczego w Danii można nie sprzedawać dzieciom napojów energetycznych, a w Polsce się sprzedaje? Bo niektóre społeczeństwa są społeczeństwami wiedzy, a my jesteśmy społeczeństwem emocji. Z jednej strony chcielibyśmy osiągać wielkie sukcesy, a z drugiej nie wiemy, że na sukcesy trzeba bardzo ciężko pracować, także przez rosnąca wiedzę.


Prof. Mariusz Jędrzejko
Zdrada jest konsekwencją braku zrozumienia istoty małżeństwa, a jest nią obopólna zgoda na „zrzeczenie się” części swojej wolności  - mówi prof. Mariusz
nadesłane Prof. Jędrzejko: Mężczyźni mają więcej okazji do niewierności. Poza tym są bardziej zdolni do ryzyka, ponieważ z natury są tchórzliwi. Zdrada to rodzaj tchórzostwa.
Jest dyrektorem Centrum Profilaktyki Społecznej. Ośrodek od pięciu lat prowadzi badania dotyczące wierności małżeńskiej Polaków. Najnowsze wyniki pokazują, że zdradzamy coraz częściej i intensywniej. Z badań wynika również, że najwyższą aktywność seksualną prezentują przedstawiciele zawodów korporacyjnych (najczęściej są to kontakty z partnerkami z podobnych zawodów) oraz pracownicy zawodów fizycznych. Rośnie też liczba respondentów deklarujących dużą liczbę partnerów seksualnych.

Rozmawiała: Sandra Miller

Sandra Millerredakcja@polskatimes.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.