Morawiecki wbił nóż w plecy PiS
W Londynie wicepremier Mateusz Morawiecki przekonywał polskich studentów brytyjskich uczelni, by wracali do kraju. Użył przy tym dość ciekawego argumentu: „skoro w Lublinie, Białymstoku koszty życia są dużo tańsze niż w Londynie, to dużo łatwiej przychodzi podjąć decyzję o powrocie”.
Z jednej strony minister finansów i gospodarki Ameryki nie odkrył. Nie od dziś wiadomo, że życie na wschodzie Polski jest dużo tańsze niż w Londynie, Madrycie, czy nawet w Warszawie. Ale też nie od dziś wiadomo, że zarobki (jeśli jest praca) u nas nijak się mają do tych po tamtej stronie Wisły. A jednak wspomnienie w tym kontekście o Białymstoku oznacza, że miasto musi mieć inne auty, dające nadzieję na rozwój osobisty, zawodowy, rodzinny. W przeciwnym razie wicepremier nadaremnie nie strzępiłby sobie języka. Zatem obraz Białegostoku nie jest taki zły, jak od listopadowego zjazdu okręgowego malują działacze podlaskiego PiS. Przyjęli nawet w tej sprawie specjalną uchwałę antyprezydencką. A tu proszę! Słowa wicepremiera są niczym nóż w plecy.
To, czy studenci się skuszą to zupełnie inna sprawa. Na pewno po słowach wicepremiera podlaskie PiS, a zwłaszcza jego miejskie struktury, muszą zmienić optykę. Białystok ma sporo problemów zarówno dużych, jak i małych, ale rzeczywistości nie sposób zakrzywiać w nieskończoność, bo wpadnie się w czarną dziurę. Bez widoków na wygranie wyborów samorządowych w 2018 roku. Bez względu na to, czy wejdą w życie pomysły o dwukadencyjności włodarzy gmin, czy nie.